17 lutego 2014

Pobrzask

      *facepalm* sumimasen, sumimasen, sumimasen

„Żyjemy tak jak śnimy – samotnie.” —  Joseph Conrad

 { muzyka }


3. Deklaracja
— Atsushi.
Bez zaproszenia zajmuje miejsce obok, trącając go delikatnie łokciem; rozmarzony Atsushi wygląda jak wielkie dziecko. Jest naprawdę rozkoszny.
— Hm…?
Murasakibara patrzy na niego pytające, starając się przeżuć jak najszybciej tabliczkę czekolady, którą w całości włożył sobie do ust.  
— Jesteś cały brudny.
Atsushi wie, że oczy wszystkich są zwrócone w ich strony, ale o dziwo wcale mu tu nie przeszkadza. Ma wrażenie, że od kiedy na horyzoncie pojawił się Himuro wszystkie jego problemy zniknęły jak ręką odjął.
Nie ma pojęcia, kiedy usta Tatsuyi lądują na jego własnych, ale jest to przyjemne uczucie. Wargi  bruneta smakują jak deklaracja. Murasakibara nie ma żadnych wątpliwości. Chce z nim zostać. Zostać już na zawsze

Jest na granicy szaleństwa. Nie może swobodnie oddychać. Powietrze wypuszczane do płuc kuje jak setki niewidzialnych sztyletów. Przyciska drżącymi dłońmi brzeg szklanki do ust i krztusi się szkarłatnym płynem, wypluwając wszystko z powrotem do naczynia. Przełyka głośno ślinę, czując na swoim karku coraz bardziej zniecierpliwione spojrzenie.
— Powiedział, że zabił człowieka.
Jego głos nadal jest roztrzęsiony, nie może się uspokoić. Nie rozumie też, dlaczego przyszedł akurat do niego, ale z nikim innym, nawet z Taigą, nie jest w stanie zamienić chociażby słowa; ma wrażenie, że za chwile wybuchnie płaczem, ale stara się za wszelką cenę kontrolować swoje uczucia. Łzy doprowadzą tylko do kolejnych nieszczęść — nie chce dać swojemu rozmówcy satysfakcji. 
— Ach, cały Atsushi — stwierdza po chwili mężczyzna. Karmazynowe oko błyszczy niebezpiecznie; Himuro nie zadaje pytań, bo wie, że to nie ma najmniejszego sensu, najprawdopodobniej nie doczeka się odpowiedzi. Uzbraja się w cierpliwość, zaciskając kurczowo dłoń na skórzanym obiciu fotela. Zapada niewygodna cisza.
Akashi zabiera do ręki szklaneczkę Cutty Sark i obserwuje ją z uwagą, jakby była największą atrakcją w jego prywatnym muzeum; Seijūrō lubi kolekcjonować wartościowe przedmioty, w jego domu aż roi się od skarbów i najprawdziwszych dzieł sztuki, za które koneserzy mogliby oddać nawet życia. Chroni je przed pożądliwymi spojrzeniami — Himuro nie przypomina sobie, aby mężczyzna zaprosił kogokolwiek do swojej oazy spokoju.
— Nie sądziłem, że jeszcze się tym przejmuje. — Akashi potrząsa lodem w naczyniu, jego głos jest przesiąknięty aż po brzegi nostalgią. Tatsuya tak wiele razy przebywał z tym mężczyzną sam na sam w jednym pomieszczaniu, że potrafi bezbłędnie zidentyfikować jego uczucia, wnikliwie przyglądając się prawie niewidocznym zmianą na jego twarzy. Jest górą; czerwonowłosy nie zdaje sobie nawet sprawy, że jego broni z dnia na dzień coraz bardziej się tępi; wyuczona do perfekcji maska powoli rozpada się na kawałeczki.   
— Co masz na myśli? — pyta nagle Himuro za nim gryzie się w język. Usta imperatora wykrzywiają się w grymasie zadowolenia; Tatsuyę ogarnia prawdziwa ulga. Akashi zawsze oczekuje od niego dwóch rzeczy — niepewności i strachu. Nie jest już w stanie produkować żadnego z tych uczuć w jego obecności, ale umie udawać. Nie może narzekać na brak umiejętności aktorskich, zawsze wybawiają go z poważnych opresji, a wizyty u mężczyzny z pewnością zaliczając się do takowych.  
— Stara historia. — Głos Seijūrō jest spokojny i opanowany, ale jego oczy błyszczą niezdrową ekscytacją. Zazwyczaj emanuje niesamowitą siłą, dlatego Himuro przeważnie nie potrafi powiedzieć „nie” i akceptuje wszystkie jego zachcianki. Dziś jest całkiem inaczej, Tatsuya czuje to w kościach. Dzień pachnie zmianami  — na gorsze czy lepsze, nie ma zielonego pojęcia, ale z pewnością diametralne.
— Zamieniam się w słuch — zapewnia bez krępacji, nachylając się delikatnie w stronę chodzącego utrapienia. Jest pewny jednej rzeczy — imperator ma dwie osobowości i czasem nieświadomie pozwala tej drugiej zdominować. Himuro nie raz i nie dwa doświadcza jego dobroci na własnej skórze; nie może zapomnieć, gdy podczas przeziębienia Akashi poczęstował go aspiryną i naparzył naprawdę skutecznych ziół, które natychmiast postawiły go na nogi.  
Seijūrō bez dłuższą chwilę nie wydaje z siebie żadnych dźwięków, nawet zatrzymuje swój oddech, aby po chwili załapać w bolesny, lodowaty uścisk śmierci szyję bruneta. Wykrzywia usta w psychodelicznym uśmiechu, oblizując lubieżnie górną wargę.
— Płacz dla mnie, Tatsuya, płacz tylko dla mnie — szepcze mu cicho do ucha, gryząc jego płatek.
Ręce imperatora są pozbawione delikatności, ale Tatsuya nie czuje już w nim ani grama agresywnych pobudek. Jego skóra jest przyzwyczajona do nieprzyjemnych w dotyku dłoni; zamyka na chwilę oczy, aby pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia — Akashi zachowuje się tak, jakby w każdej chwili mógłby się rozpłakać z bezsilności. W jego oczach nie ma dawnego szaleństwa, jest tylko niewymowna prośba o ratunek. Himuro nigdy nie należał do ludzi specjalnie empatycznych, nie był także żadnym wróżbitą i wieszczem, ale nie musi zadawać już żadnych pytań, rozumie dramat rozgrywający się w głowie imperatora bez słów.
— Zmieniłem zdanie — mówi na wydechu prosto w jego rozwarte usta. — Twoje traumatyczne przeżycia nie mają dla mnie żadnej wartości.
— Zamilcz — grozi Akashi, wykręcając jego głowę pod dziwnym kątem — proszę — dodaje, aby zachować przed nim twarz; angażowanie się zawsze było złe, dlatego opanował manipulacje ludźmi do perfekcji.
Zgrzyta zębami ze złości, gdy Himuro wbija skostniałe place do jego policzków i uśmiecha się uprzejmie. Ma ochotę zmazać jego uśmieszek pięścią, ale powstrzymuje się od tego resztkami siły, przemoc w tym wypadku nie jest dobrym posunięciem.
— Nie musisz się tym przejmować — zapewnia Tatsuya, unosząc sugestywnie brew, jakby z niego drwił. — Zawsze lubiłem udręczone przez życie postacie. Dlatego ciebie też polubię. Z pewnością — deklaruj z półuśmiechem błąkającym się bladych ustach. Na twarzy Akahiego pojawia się niesamowita ekspresja — wykrzywia usta w grymasie zakrwawiającym o zdziwienie, a na jego policzka wytwarzają się delikatne, czerwone wypieki, kontrastujące z jego włosami. W tym momencie wygląda tak awangardowo, że Himuro żałuje, że nie zabrał aparatu.
— Jesteś moim… — syczy przez zaciśnięte zęby, ale Tatsuya popisuje się swoim refleksem; całuje jego słowa, odkrywając w sobie nowe pokłady namiętności. Ujmuje z nietypową dla siebie delikatnością twarz imperatora i wsuwa język między białe zęby, korzystając z faktu, że usta manipulanta nadal są rozwarte. Mimo że już dawno nie są dziećmi, nie chce, aby Seijūrō tworzył kolejne, piękne kłamstwo; dawno przestał być jego chłopcem na posyłki.
— Auć, to bolało — krzywi się, gdy imperator gryzie jego język aż do krwi i odsuwa się na bezpieczną odległość, korzystając z okazji, że Tatsuya nadal walczy z piekącym narządem mowy. 
Himuro Tatsuya miał posłużyć jako niezbędny eksperyment, miał pełnić rolę kolejnej marionetki, którą Akashi pociągał umiejętności za sznurki. Koniec końców miał zniknąć z powierzchni ziemi, aby Seijūrō mógł dowoli pocieszać skonfundowanego Atsushiego i uczynić z niego swój przedmiot, niezbędny do przejęcia władzy nad Tokio. Jego plan spalił na panewce, pierwszy raz tak bardzo przejechał się na swoich przypuszczeniach i spekulacjach.
Jest TYLKO człowiekiem, nie posiada boskiej ręki, natura nie obdarzyła go paranormalnymi zdolnościami, dlatego nie może ingerować w sprawy całego świata. Uświadamia sobie to powoli przy każdej nowej, zapowiedzianej wizycie Himuro, który w niewyjaśniony sposób odkrywa przed nim tą tajemnice kawałek po kawałek, burząc wysoki mur, odgradzający go szczelnie przed całym światem. Pierwszy raz jest tak bardzo niezadowolony z kontraktu, który z kimkolwiek zawarł.
Pluje sobie w brodę za każdym razem, kiedy Tatsuya wspomina co ciekawsze epizody z jego współżycia z Murasakibarą. Te elementy stają się nieodłącznym celem jego wizyt i psują harmonię, którą czerwonowłosy sam sobie narzucił, wysyłając jego dobre samopoczucie daleko świat i rozbudzając w nim dodatkową tonę agresji.   
— Co mam teraz zrobić? — Himuro jest poważny jak nigdy; patrzy i podtrzymuje kontakt wzrokowy nawet wtedy, gdy imperator mruży niebezpiecznie oczy i rani swoje podniebienie brzydkimi słowami.
— Cokolwiek zrobisz, nie spuszczę cię z oczu — zapewnia mężczyzna, świdrując go niebezpiecznie błyszczącymi oczami; jego spojrzenie pełni funkcje rentgena. Himuro  ma wrażenie, że Seijūrō jest w stanie prześwietlić wszystko na wylot — ściany, ulicę, serce i umysł. Jest naprawdę niebezpieczny, ale mimo wszystko Tatsuya nie może się nie roześmiać. Wybucha niekontrolowanym śmiechem.
Akashi unosi brwi. Pierwszy raz szuka odpowiedzi. Ten żart posuwa się stanowczo za daleko. Nie może przyjąć do wiadomości tego, że nie jest nikim wyjątkowym, nie należy do grupy jednostek wybitnych — tak naprawdę, oprócz zadawania innym niesamowitego cierpienia, niczego w życiu nie osiągnął, raniąc samego siebie jeszcze bardziej.  
— Let this be our sweet secret— odpowiada tajemniczo Tatsuya z perfekcyjnym amerykańskim akcentem, uśmiechając się z rozbawieniem.
Echo jego słów odbija się od pustych ścian. Akashi nie może wykrztusić z siebie nawet pojedynczego słowa, czuje bezgraniczne rozczarowanie — zachowanie jego zwierzątka świadczy o tym, że nie będzie ostatnim świadkiem zagłady świata. Wyrzuty sumienia pojawią się jakby zniknął. Obrazy z życia przemykają przed jego oczami jak niekompletna taśma filmowa. Pamięta dokładnie każdą swoją ofiarę — jej imię, wygląd i sposób, w jaki ją wykończył; to świadomość go pochłania. Zakrywa twarz w dłoniach, poplamionych zastygłymi kroplami krwi, których nie jest w stanie wymazać ze swojego ciała, mimo wielorakich prób nawet piekący chlor nie mógł się pozbyć charakterystycznego, metalicznego zapachu. Śmieje się histerycznie, jak stały bywalec szpitala psychiatrycznego.  
Minuty mijają szybko. Jedna. Druga. Trzecia. Czwarta. Światło gaśnie, jego serce pogrąża się w ciemności. Już na zawsze.
Upada bezsilny na lodowe kafelki i uśmiecha się krwawiącymi wargami. Ma powód do dumy. Wyhodował demona własnymi rękami i po wielu latach poszukiwań, odkrył swoją prawdziwą tożsamość — jest AŻ człowiekiem, zdolnym do odczuwania ludzkich emocji i bólu.  
— Wybacz, Seijūrō — mówi cicho Himuro, ledwo poruszając wargami. Waha się przez chwilę. Powód jest prosty — przynajmniej jeden procent powierzchni jego serca należy do imperatora.
— Goodbye my lover — żegna się przez zaciśnięte zęby. Oczy szklą się od łez. Nie bez powodu hoduje sobie w sercu miejsce dla Akashiego — być może w odległej przyszłości będzie wstanie go pokochać i pożegnać ze zrozumieniem.
Nie czuje do niego żadnych negatywnych emocji. Zyskuje dzięki niemu jeden niezaprzeczalny dowód swojego istnienia — Murasakibarę Atsushiego.


*

Himuro w akompaniamencie własnych jęków, upada bezsilny na dwuosobowe łóżko w małym, źle oświetlonym pokoju.
— P-przestań — syczy przez zaciśnięte zęby, mając wrażenie, że za chwilę się rozklei. Zaciska drżące dłonie na pościeli, starając się nie myśleć o nieprzyjemny, szorstkim dotyku Atsushiego, który rozrywa mu skórę kawałek po kawałku.
Nie ma bladego pojęcia, skąd w nim tyle agresji i nie chce wiedzieć. Zaciska mocny zęby, aby nie wrzasnąć, gdy Murasakibara rozchyla brutalnie blade nogi i wchodzi w niego bez żadnego przygotowania, zaciskając aż do krwi długie paznokcie na biodrach Himuro. 
Tatsuya jeszcze przez chwilę próbuje walczyć; wierzga nogami, przemawia mu do rozsądku, ale żadne słowa do niego nie docierają. W zamian za to, jak w amoku rzuca głową bruneta o ścianę i zagryza zęby na jego dolnej wardze, napierając coraz bardziej natarczywie na prostatę.
Tatsuya krzyczy. Drze się na całe gardło. Najpierw po japońsku, a potem, zapominając, że Atsushi nie lubi niczego, co jest związane z krajem, w którym się wychował, po angielsku; całkowicie zapomina, że ściany mieszkania są cienkie i sąsiedzi usłyszą, to nie ma najmniejszego znaczenia. Zbyt zaoferowany własną agonią nie jest w stanie myśleć o niczym. Nieświadomie traci czucie w nogach, rękach i w całym ciele. Jest zdany tylko na swojego partnera, który pieprzy go z taką siłą, o którą by go nawet nie podejrzewał.
Resztę pamięta jak przez mgłę, chociaż wolałby wyrzucić to wydarzenie z głowy i skoncentrować się na ucieczce z tego dusznego pomieszczenia owijanego smrodem krwi i spermy. Pamięta iskry szaleństwa głęboko zakorzenione w fiołkowych oczach Atsushiego, jego pozbawiony radości chichot, niedbałe słowa, że po bólu zawsze pojawia się  przyjemność. To stwierdzenie rani go do żywego — Murasakibara obrócił jego własne libretto przeciwko niemu.
Dopiero o trzeciej nad ranem Mukkun daje sobie spokój. Upada wyczerpany i zgarnia do siebie obwisłe, wycieńczone ciało kochanka, składając na jego ustach mokry, wyprany ze wszystkich uczuć pocałunek. Wypuszcza go po chwili na poduszkę i odwraca się do niego plecami, zamykając oczy. Nie jest w stanie przekazać swoich uczuć w inny sposób. Wie o tym dobrze, ale z jakiegoś powodu nie może powstrzymać łez, które natarczywie pojawiają się pod powiekami.
Ukrywa twarz w poduszce. Podarował mu wszystko — swoją dusze i ciało, powierzył mu wszystko — swój smutek i ból, swoje życie i przyszłość, oddał mu wszystko — swoje marzenia i uśmiech, dzielił z nim wszystko — sny, kuchnie, łazienkę i łóżko, całował jego usta i dotykał jego policzków. Był dla niego zawsze — w deszczowe noce i jasne poranki nie puszczał jego dłoni.  Widział go w każdej sytuacji — gdy spał, gdy się śmiał, gdy płakał, gdy kłamał i gdy żałował. Znał go na pamięć — jego lęki i fobie, to w jaki sposób przygryzał wargę, gdy myślał o czymś intensywnie i to w jaki sposób kłamał, że wszystko jest dobrze. Mógł być dla niego wszystkim — pociechą w życiu, lekarstwem na chorobę i całym życiem.
Ale teraz ma wrażenie, że przed nimi nie było już nic, żadnych perspektyw, żadnych obietnic i deklaracji. Jest sam pośrodku tłumu. Sam jak palec. Ich związek zakończył się szybciej niż się zaczął.
— Wszystko w porządku? — Zaciska dłonie w pięść; troska w głosie Himuro rani jak nóż wbity w prosto w zaślepione serce.
Tatsuya ociera rąbkiem pościeli łzy z policzków, nie mogąc oderwać wzroku od Murasakibary odwróconego do niego plecami. Muska opuszkami palców linie jego kręgosłupa i wzdycha ciężko, gdy Atsushi nie poruszył się nawet odrobinkę.
Naprawdę tak mocno go rozczarował? Naprawdę zawiódł go aż tak bardzo?
Czeka chwile na odpowiedzi, ale po chwili, zniecierpliwiony, wyswobadza się z pościeli, uświadamiając sobie, że odbył właśnie najsmutniejszych seks w swoim życiu. Narzuca na nagie ramiona podkoszulek Atsushiego, który prezentuje się na nim jak worek ziemniaków i udaje się do kuchni, chcąc poratować się kawą, którą ukrywa przed czujnym okiem Murasakibary w poluzowanej desce w kredensie.
Słowa nie mają już żadnej magii, nie są w stanie naprawić ich zepsutych relacji, mogą jedynie czekać na wspólne przebaczenie.  

*

— Atsushi.
Himuro nie może już uśmiechać się tak jak dawniej. Interesuje się plamami na ścianie, aby nie złapać kontaktu wzrokowego z purpurową parom oczu. Nie zniósłby tego. Ma wrażenie, że to rozbiłoby go na milion kawałków. Nadal pamięta iskry szaleństwa i wściekłości, które przeniknęły do źrenic kochanka.
— Nigdy więcej tutaj nie przyjdę — mówi w końcu, dbając o to, aby głos mu się nie złamał; jakiekolwiek tłumaczenie nie ma już żadnego sensu. Wszystko co powie zabrzmi jak najprawdziwsze kłamstwo. 
— Nie musisz, Murochin — zapewnia po chwili Murasakibara, mieszając niewzruszony łyżką w rondelku.
— Co masz na myśli?
„Czyżby już dawno to zauważył?”, przymyka mu przez myśli, „Czyżbyś zauważył, że jestem tylko człowiekiem, Atsushi?”
— Dziś już nikt nie wyjdzie z tego mieszkania, Murochin, nikt z niego nie wyjdzie — zapewnia Atsushi i uśmiecha się promienie; ten uśmiech nie pasuje do jego flegmatycznej postawy. Wygląda komicznie.
— Przywiążesz mnie do łóżka? — pyta z udawanym rozbawieniem Himuro.
Popija poranną kawę i stara się skupić na krótkim artykule o zwłokach mężczyzny, znalezionych nad ranem w jego mieszkaniu. Bezapelacyjnie jest to morderstwo z premedytacją, ale o dziwo ani dozorca, ani tym bardziej  kamery nie zarejestrowały żadnego nieproszonego gościa, ba, nikt od wielu lat nie nachodził właściciela mieszkania w jego dobytku. Tatsuya mimowolnie się uśmiecha, przełykając łyk swojego życiodajnego napoju. Za jego zdrowie.
Murasakibara podchodzi do niego i opiera podbródek na odsłoniętym obojczyku, zerkając przez jego ramię.  
— Ararara, zabiłeś go, prawda? — pyta z nietypowym spokojem, przyciskając usta do skroni kochanka.
— Chciałem, abyś znów mi zaufał, Atsushi — odpowiada spokojnie na jego pytanie.
„Czybyś przewidział moje zachowanie? Czyżbyś tak naprawdę sam tym wszystkim pokierował? Chciałeś, żebym go zabił, tak jak ty zrobiłeś to w gimnazjum?”, myśli Himuro krążą tylko wokół tych przypuszczeń, ale nie chce się nimi dzielić na głos. Powód jest prosty — ból, który zakorzenił się w Atsushim, nadal w nim tkwił — niewyraźny, niemalże niewidoczny, ale nadal obecny. Nie chce znów powoływać go do życia.
— Nie ma takiej potrzeby, Murochin — zapewnia Mukkun, przykładając do szyi swojego ukochanego ostry, połyskując w sztucznym świetle kuchennej lampy nóż. — W takim sposób będziemy razem. Będziemy razem już na zawsze. 
 Akashi Seijūrō nie żyje; największe zagrożenie ich związku już nie istniało i tylko to się teraz liczyło.

*

Nad znienawidzonym przez Atsushiego Tokio zachodzi właśnie chłodne, jesienne słońce i znika szybko za horyzontem. Granica między dniem a nocą się zaciera. Brzask zostaje zagłuszony przez hardy ciemności nacierające ze wszystkich czterech stron.
Himuro uśmiecha się krzywo — pamięć o czasach, w których był szczęśliwy z Murasakibarą nawet teraz ogrzewają delikatnie jego serce, emituje od nich niesamowita, niezaprzeczalna siła, która jest w stanie przytłoczyć jego zepsute myśli. Przytula do siebie jego zimne ciało i całuje w wielkie czoło, zgarniając kilka zabłąkanych purpurowych kosmyków za ucha.
Poszarpane serce Murasakibary kaleczy jak szkło, ale Tatsuya mimowolnie się uśmiecha, dotykając wskazującym palcem zmarzniętego policzka chłopaka. Jego oczy nadal krzyczą z całych sił „nadal tu jestem!”, nawet jeśli został uwięziony przez ból; Himuro cieszy się, że mógł być świadkiem jego wskrzeszenia.
— Gdybyś wiedział jak się kocha, Atsushi, potrafiłbyś się uśmiechać? — Trzymając jego dłoń w lekkim uścisku ma wrażenie, że nie jest aż tak źle jak myślał; może jeszcze nie jest za późno, aby wszystko połatać i naprawić.
Pobrzask księżyca wypełnia pokój. Himuro nie oczekuje od niego żadnych słów. Po prostu nie chce, aby był dużej sam. Chce zabrać go z tego miejsca. Z miejsca, w którym nie było nigdy żadnej miłości.
Koniec.
___________________
*chowa się pod biurko* Dziękuję każdemu, kto został z tym opowiadaniem do końca. Zjebałam go, ale i tak go uwielbiam, bo MuraHimu, nieżyjący Akash i wszystko jasne ♥ I, co najważniejsze, udało mi się go ukończyć zgodnie obietnicą — do końca ferii.
Wow. Pierwszy raz zdarza mi się dotrzymać ustalonego terminu. Wow. Tak bardzo się cieszę. xD Chcę trochę nadrobić fandomem DnA, dlatego póki co Kuros idzie w odstawkę, chyba, że Yoseny mnie zainspirują ^____________________^
Zapraszam na mojego nowego blogaska, „Ze szkła”; gejoza w realiach Harry'ego Pottera, głownie JamReg ♥, ale też Barty x Evan i luźne nawiązanie do Syriusz x James, Barty x Regulus i broromance Syriusz x Regulus. Myślałam też nad Syriusz x Severus, ale chyba nie dam rady poprowadzić Snape'a, za ciężki kawałek chleba ^^' Niedługo pojawi się tam pierwszy rozdziałek. xd Pozdrawianka ;*

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie zmiany, zmiany są dobre, Himu *kiwa głową* Dedaj Akasha i wracaj do Mukkuna <33
      Poczułam się jak na horrorze, jak go tak znienacka łapsnął *,* Ale łaaa Akashi to jest taki świr, fajowo ci wyszedł! <33
      O rany... Nie wiem co jest z tym opowiadaniem, że ja je po prostu pochłaniam i nie mogę się oderwać, żeby cokolwiek napisać *,* Jest łaaaaah genialne. I Mukkun tak wyruchał Himu, nie wiem, czy mu zniczyk palić, czy płakać ze szczęścia. Awwwww proponuję więcej cukrów z nimi pisać *-*
      <333
      Aww i kiedy rozdział na HP?

      Usuń
  2. Wtf I just read D:
    To jest jedno z tych rzeczy, przy których nie umiem się zdecydować, czy mi się podoba, czy mi się nie podoba. To znaczy inaczej, to było tak bardzo zjebane jak tylko się da xD
    I nie do końca ogarnęłam, ale to chyba wina szkoły, więc przemilczmy to. Ale podoba mi się, jak to zakończyłaś. Ogólnie to też mi się podoba. Ale.. all this feelings xD Nie wiem co teraz myśleć, to chyba za trudne dla mnie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Niah. Pobrzaski się skończyły. Cholera. Smutno mi teraz, bo byłu ładne. *wyciąga spod biurka*
    Uhu. I Potterowa gejoza. Długo broniłam się przed gejeostwem z mojego ukochanego Pottera, ale może czas przejść na dobrą stronę mocy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KiyoHany uderzają z zaskoczenia c:
      Nie wolno mi wypominać, że krótkie, mam kompleksy na tym punkcie *jakkolwiek to brzmi*
      Tak, nikogo nie oszuka ^^

      Usuń
  4. Dajesz na gołe klaty! XDDD Po prostu ciężko mi się go pisało, mógł być lepszy, był lepszy w mojej głowie x_x i ubolewam, że kanon leci mi w koszmosz totalnie >.> No baaa, Mine i ubikacja - badań ciąg dalszy. XD Czekam, ąz odkryje wspólne prysznice! *wyszczerz*
    Seksy zbliżają się wielkimi krokami *banan* Aomine dopiero ogarnia, że chce ruchać XD

    Awwu to cekaaam <3

    To ja chce coś totalnie kochanego, szczęśliwego i w ogóle wafjrkhfbwe <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoooko, ja tam nie bije ludzi XD DOkładnie! Zawsze spierdala jak potrzebny dziad jeden!
      Awwwwwu cieszę się ;_; W mojej głowie KAgami to taki murczasty jest i w ogóle ino brać *,*

      ALE BYDĄ SEKSY! *brawa*

      Ej, mnie też, niech zasuwają z anime! *wwwwww*

      Usuń
    2. W sumie racja! Jak nie chce, to niech spada dziad jeden, prosić się nie będziemy :DD
      To supeeer *,*

      Eeej jak to tak, nie wiesz, ze dobre yaoi to seksy w pierwszym rozdziale?! XDD

      Dawać nowy odcinek tak btw *w*

      Usuń
  5. Prawie doprowadziłaś mnie do płaczu... I ja nie wiem czemu... Ni tak, okres sie zbliża xD
    Awuuuuuu to było piękne, zbyt piękne. W ogóle czuję się spełniona, czytajac to. Wreszcie Ahashi był taki, jakiego go sobie zawsze wyobrażałam. I fajnie ze napomknęłaś o drugiej osobowości Ahachina ^^ to z tobą o tym rpzmawiałam, nie?
    W ogóle ile agresji w Murasakibarze, ej! Jak można taj bezkarnie szorstko pozwolić sobie na przeruchanie Himu :/ współczuję sąsiadom, na takich to bym policje naslala- i cala grozę szlak by tafil XD
    Uwielbiam ten klimat. Szkoda, ze już koniec. Weź napisz coś heszxze w takiej scenerii, ok?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupia klawiatura... Sry za literówki.
      Czyżbyś zmieniła dodawanie komentarzy bez zatwierdzania ich przez cb?

      Usuń
  6. O, i nie ma to jak skapnąć się w ostatniej czesci opowiadania. że jego tytuł to nie "potrzask" tylko "pobrzak" xD tiejcz i jej czytanie że zrozumienuem... -.-'

    OdpowiedzUsuń