Z góry
przepraszam za błędy. Jestem tak rozkojarzona, że nawet ich nie widzę @_@
Obiecuję poprawę!
Furuya od
dwóch dni był kłębkiem nerwów. Ciągle się wiercił, nie mogąc usiedzieć na tyłku
nawet przez pięć minut, chociaż nigdy nie groziło mu zaawansowane ADHD. Chodził
bez konkretnego celu po internacie, dzieląc się swoim zarazkami z całym
światem, bo jak na złość dopadło go delikatnie przeziębienie — kichał i smarkał
w rękaw na zmianę, bał się, że jeśli tak dalej pójdzie zbankrutuje na
chusteczkach. Ręce drżały mu ze zdenerwowania tak mocno, jakby z dnia na dzień
zachorował na Parkinsona. Nabrał pewnych obaw, że nabawi się nowego tiku
nerwowego, ponieważ prowadził dialog sam ze sobą, nie rozumiejąc ani jednego,
własnego słowa, a gdy ktoś śmiał zwrócić mu na to uwagę, prychał i strzelał
focha na cały świat.
Satoru
niechętnie musiał przyznać, że zachowywał się jak matka podczas ostrej
miesiączki, a nawet gorzej — miewał takie humorki, że nie potrafił poznać w tym
zgiełku samego siebie. W stanie krytycznym na szczęcie szybko z pomocą
przychodził zimny prysznic, który był w stanie postawić go na nogi w oka
mgnieniu. Ale zasięg uspokajającego zabiegu był naprawdę ograniczony; trwał
godzinę góra dwie i wszystko wracało do poprzedniego stanu, rozstrajając go na
dobre.
Nie potrafił
zdiagnozować swojego stanu emocjonalnego, zazwyczaj udawało mu się trzymać
nerwy na wodze przed nieprzychylnymi spojrzeniami starszych kolegów z drużyny,
ale teraz nie potrafił utrzymać nawet metalowego kija w dłoni i uderzyć nim
lecąc w jego stronę białą piłeczkę.
Był
beznadziejny i tylko cudem i pozostałościami determinacji grzał miejsce w
głównym składzie; nawet porządny ochrzan, otrzymany przez „Cieniolubnego”, nie
wywarł na niego pożądanego wrażenia i nie postawił na nogi; sunął się jak
ostatnia kaleka życiowa po zapolu, trzęsąc się z zimna, mimo że zazwyczaj kilka
stopni na minusie nie robiło na nim żadnego wrażenia. W końcu pochodził z
Hokkaido; Tokio zimą to naprawdę małe piwo przy jego wiecznie oblodzonej,
rodzinnej wyspie.
— Złap w końcu
tę piłkę, ofermo! — Isashiki drący mordą na cały regulator nie był niczym
niespodziewanym, ale jego krzyk wystarczył, aby Furuya, zagrożony zawałem,
złapał się kurczowo za serce i oddychał dwa razy głośniej niż zazwyczaj.
Dopiero po chwili wygrzebał się z konsternacji i podniósł z ziemi oblepioną
błotem piłeczkę, odrzucając ją w stronę Haruichiego, który wysłał w jego stronę
sygnały otuchy — uśmiechał się uprzejmie i krzyczał „uspokój się, Furuya-kun”
oraz „ganbaruj”. Tym razem żadne z jego słów nie wystarczyło; Satoru jeszcze
bardziej zapędził się ze swoimi uczuciami, pogrzebując jakiekolwiek szanse na
wydostanie się z dołka emocjonalnego.
Nie było mu
nawet do śmiechu na widok Sawamury krzątającego się z zdezorientowaniem po
polu, mimo że Kuramochi na drugim końcu boiska szczerzył się jak mysz do sera,
testując na Ejiunie swój tajlandzki kopniak ze zaskoczenia w akompaniamencie
sarkastycznych uwag Chrisa.
Satoru pokonał
truchtem dzielącą go odległość od drugiej bazy do górki i stanął jak wryty na widok
trzęsącego się ze śmiechu Miyukiego, który miał naprawdę wielką trudnością z
złożeniem rękawicy. Kazuya od razu złapał z nim kontakt wzroku i puścił mu
oczko, sprawiając, że serce podskoczyło mu aż do żołądka. Gdy łapacz
ukształtował z ust swój charakterystyczny, złośliwy uśmiech, Furuya nie miał
wątpliwości, że spalił buraka jak jakaś pierwsza lepsza zakochana po uszy
trzynastka. Opuścił zażenowany głowę, klnąc w myślach na swoją bezsilność; jego
zachowanie zajeżdżało dziecinadą na kilometr.
Zakochał się
jak szczeniak. Zadurzył się jak ostatnia ofiara losu. To było tak żałosne, że
miał ochotę zapaść się pod ziemię i już nigdy więcej nie pokazywać się nikomu
na oczy — strzał prosto w piętę.
Długo
zastanawiał się nad tym, co pociągało go w pozbawionym piątej klepki drugoklasiście
i nie potrafił dość do ładu ze swoimi emocjami, bo przecież Kazuya nie wyróżnił
się niczym konkretnym. Miał w sobie same irytujące cechy: egocentryzm jak stąd
do końca świata i pokręconą na maksa osobowość, która niejednokrotnie
doprowadzała wszystkich dookoła do szewskiej pasji. Nie był na tyle atrakcyjny,
aby swoim wyglądem wywołać o Furuyi palpitacje serca; był przeciętnym zjadaczem
chleba, który przepadł jak kamień w wodę w tłumie zwykłych, szarych ludzi. Ze
swoimi wiecznie ukrytymi w czapce lub chustce nieuczesanymi kudłami, szerokim
od ucha do ucha uśmiechem, niebezpiecznie błyszczącymi oczami, niewyparzonym
językiem i skrzywioną, nieokrzesaną psychiką nie wnosił nic wartościowego do
drużyny.
Miotacz zazdrościł mu w skrycie tylko jednej
rzeczy, wrodzonego talentu do bejsbolu, który uaktywniał się zawsze wówczas,
gdy Seido było pod ogromną presją przeciwnej drużyny; miał duszę prawdziwego
asa i Furuya bezapelacyjnie sądził, że gdyby Miyuki startował na pozycje
miotacza numerek jeden na koszulce miałby jak w banku.
Satoru nawet
nie wiedział, kiedy Kazuya znalazł się tuż koło niego i poklepał go
przyjacielsko po plecach; czując z pozoru drobną dłoń łapacza, poskoczył jak
oparzony, o mało nie zaliczając spektakularnego zgonu. Od dawna chciał
sprawdzić, czy skóra starszego kolegi faktycznie była taka miękka i wrażliwa,
na jaką wygląda, ale w porę się powstrzymywał, zaborczo upierając się przy tym,
że jego uczucia do senpaia nie powinny w ogóle istnieć.
— Weź się w
garść, potworku — szepnął mu wprost do ucha, oblizując lubieżnie wargi.
Pierwszoklasista o mało się nie zapowietrzył, gdy poczuł na karku lodowaty
oddech łapacza; oddychał ciężko i nierówno, starał się za wszelką cenę ujarzmić
swoje emocje, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić.
Nie miał
wątpliwości, że przebywanie w towarzystwie Miyukiego było czystym samobójstwem,
ale fakt był niezaprzeczalny — naprawdę nie miał nic przeciwko jego obecności;
w końcu to do jego rękawicy chciał narzucać, odkąd dowiedział się, że Seido ma
w swoich szeregach kogoś, kto nigdy nie przepuścił żadnej piłki.
— To jest
jakaś kpina! — warknął wściekły Jun na widok nieskoordynowanych ruchów Furuyi,
który, potykając się o własne poplątane sznurowadła, zaliczył glebę,
przeżywając bolesne spotkanie pierwszego stopnia z błotem. Nawet nie miał szans
asekurować się rękami, zbyt zajęty wgapieniem się w sylwetkę swojego senpaia.
— Ogarnij się,
skurczybyku! — krzyknął Ejiun, wymachując ze złości pięścią w powietrzu. —
Skoro dał ciała, mogę teraz narzucać, prawda?!
— Zamknij się,
do kurwy nędzy — zagrzmiał Isashiki, płodząc na czole kolejną szpetną
zmarszczkę. — Wcale nie jesteś lepszy, do cholery, więc gnij na tym śmierdzącym
zapolu! — warczał jak rozwścieczony rottweiler i pewnie łatwo by sobie nie odpuścił,
gdyby w porę nie pojawił się w jego zasięgu wzroku Tetsuya ze znieczulicą
wymalowaną na twarzy.
Z niewiadomych
przyczyn jedno spojrzenie kapitana wystarczało, aby przywrócić rozklekotany
stan emocjonalny Juna do porządku i nikt — oprócz jednego niezaprzeczalnego
wyjątku w postaci starszego brata Kominato — nie znał przyczyny, dlaczego w
jego towarzystwie szybko uspokajał wewnętrznego downa i zachowywał się w miarę
jak człowieka.
— Oświeć przy
was można — skomentował krótko zachowanie swojej drużyny Yuki, zarządzając
przerwę.
Chociaż słowo
„drużyna” było trochę na wyrost; czasem odnosił wrażenie, że małpy w zoo mogły
się pochwalić wyższą kulturą osobistą — nie raz miał ochotę rzucić to wszystko i
zaprzyjaźnić się z kuciem do egzaminów.
*
Furuya włożył
głowę pod kran, pozwalając, aby zimna woda zajęła się jego włosami. Musiał
natychmiast obmyślić jakiś plan, który błyskawicznie postawi go na nogi. Wiedział,
że długo tak nie pociągnie, zwłaszcza, że Miyuki z premedytacją złośliwego
chochlika wykonywał w jego stronę obsceniczne gesty, robiąc mu przy tym jeszcze
większe pranie mózgu. Był tak zdesperowany, że myślał nawet o zakupieniu
babskiego pisemka; tam na pewno musiało być aż się roić od rad, jak odizolować
się od nieznośnych uczuć, które z dnia na dzień przybierały tylko na sile.
— Ekhm…
Ciche
chrząkniecie oderwało go z zamyślenia. Przełknął ślinę, aby pozbyć się
nieprzyjemnej guli, która jak
nieproszony gości ukształtowała się w jego gardle. Nie musiał nawet przeglądnąć
się w lustrze, aby zidentyfikować właściciela tego dźwięku. Obrócił się
napięcie i stanął twarzą w twarz ze źródłem swoich wszystkich problemów.
Miyuki
wyglądał tak jakby dopiero zerwał się z łóżka, zmierzwione przez czapkę włosy
podkreślały tylko ten wizerunek. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem i zakrył
twarz Furuyi ręcznikiem.
— Co masz
zamiar z tym zrobić? — zaciekawił się, czochrając z roztargnieniem włosy; z
jakiegoś powodu Satoru miał wrażenie, że drugoklasista w tej chwili również
przeżywa zakłopotanie.
— Z czym? — zapytał
głupio, wcierając włosy w kawałek białego, suchego materiału; to było do
przewidzenia, że zauważył, ale Furuya nie miał pojęcia, że poruszy ten temat w
taki bezpośredni sposób, jakby plotkowali o jutrzejszej prognozie pogody.
— Nie udawaj
greka, potworku, wiem co sobie ubzdurałeś — zachichotał Miyuki, gdy policzkami
kohaia zajęły się szkarłatny rumieńce. Asekurował się grzywką, aby zakryć swoje
zakłopotanie i chociaż na moment odciąć się od taplającego się we własnej
zajebisty Kazuyi; chciał nawet zaproponować senpaiowi kółko ratunkowe, żeby
czasem w niej nie utonął, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język — może nie
było to taka zła myśli.
Miyuki
przybliżył się do kohaia tak blisko, że niemal stykali się nosami, zaburzając
jego przestrzeń osobistą; bawił się z nim, igrał z jego uczuciami — ten fakt
był po prostu niezaprzeczalny. Uśmiechał się w taki figlarny sposób, że na sam
widok Furuyi robiło się gorąco na całym ciele i zapominał jak się nazywa.
Satoru instynktownie
dotknął opuszkiem palca chłodnych od mrozu policzków senpaia i aż się w nim
zagotowało od emocji. Nie było mowy o
pomyłce — skórka senpaia była naprawdę miękka i miła w dotyku, dlatego
zrobił kolejną rzecz wbrew swoim wszystkim przekonaniom. Zgarnął go do siebie,
wdychając zapach ledwo wyczuwalnego dezodorantu i potu.
Kazuya wyciągnął ze świstem powietrze do płuc
i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, dlatego Furuya instynktownie
zrobił najgłupszą rzecz, jaka przyszła mu w tej chwili do głowy; nachylił się
nad nim i uciszył go stanowczo, składając na jego ustach zaborczy pocałunek.
Ciało
Miyukiego zdrętwiało, a Satoru odniósł wrażenie, że w jednej sekundzie umarł, a
w drugiej odrodził się na nowo. Usta Miyukiego nie posiadały żadnego
konkretnego smaku, ale były naprawdę miękkie, ba!, miał wrażenie, że całował go
całą wieczność i żaden świat poza ich złączonymi ustami nie istniał.
Ale szybko
oprzytomniał.
Nim Kazuya
zdążył chociaż mrugnąć, Furuya uciekł z łazienki, zakrywając mokre włosy
ręcznikiem.
*
Satoru,
wędrując po szkolnym korytarzu, nogi miał jak z waty i strasznie kręciło mu się
w głowie. Nie zwracał uwagi nawet na to gdzie jest, chcąc jak najszybciej
zniknąć od ciekawskich spojrzeń. Na samą myśl wczorajszego feralnego dnia, aż
śniadania podeszło mu do gardła. Unikał Miyukiego i pozostałych członków
drużyny jak ognia, chociaż nie miał wątpliwości, że nie wykręci się od
popołudniowego treningu wymówką, że boli go głowa. Padał na łeb i szyję — nie
spał przez całą dobę, zastanawiając się gorączkowo jak odkręcić to, co zaszło
pomiędzy nim a senpaiem.
Wiedział, że
ucieczka nie była żadnym lekarstwem na rozwiązanie jego problemów, ale mimo to
rozejrzał się nerwowo po korytarzu i odetchnął z ulgą, gdy w obrębie wzroku nie
dostrzegł żadnej znajomej czupryny. Czyżby los od wczorajszego dnia zaczął
dawać mu fory?
— Wykrakałem —
sarknął pod nosem, gdy wpadł na śpieszącego się niewiadomo dokąd Kazuyę. Miyuki
jak gdyby nigdy nic załapał go za manetki i bez słowa zaciągnął do nieużywanego
schowka na środki czyszczące, zamykając za nimi bezszelestnie drzwi.
Pomieszczenie było tak ciasne, że niemal na
sobie leżeli; Furuya czuł każdy miesień pod koszulą senpaia i mógł się założyć
o rękę, że słyszał przyspieszoną pracę własnego serca.
— Co… ty…
robisz? — wychrypiał przez zaciśnięte zęby, starając się nie zużywać powietrza
przesiąkniętego aż po brzegi chlorem; od tego zapachu zawsze go mdliło. Nie
chciał odegrać żadnego cyrku przed pewnym siebie łapaczem; nie miałby siły
znosić później jego złośliwości i tak nagrabił sobie wystarczająco.
— Tyłek ci
ratuję, więc z łaski swojej się ucisz — skarcił go Miyuki, karząc go sójką w
bok. Przyłożył ucho do drewnianych drzwi. Z korytarza dochodziły niepokojące
okrzyki, odbijające się echem od ścian wyludnianego korytarza: „WYŁAŹ, MIYUKI, GDZIEKOLWIEK SIĘ ZASZYŁEŚ!”.
— Jak zwykle
ratujesz własną skórę — odparł cicho Furuya, dumny, że głos ani trochę mu nie
zadrżał.
— Wolałbyś,
żebym był twoim rycerzem na białym koniu? — zaciekawił się z bezczelnością,
którą nie pogardziłby nawet najokrutniejszy zły charakter w historii
literatury. — Tak swoja drogą, nie
wiedziałem, że możesz tak szybko uciekać — dodał rozbawiony. Postawa Satoru
momentami była po prostu przykra; nie spodziewał się, że spotka na swojej
drodze kogoś tak nieporadnego życiowo i upośledzonego emocjonalnie.
— Czyli… nie
jesteś na mnie zły? — zapytał zapobiegawczo Furuya, ciesząc się jak dzika
norka, że Kazuya z powodu ciemności nie potrafił dostrzec rumieńców, które
oblały każdy zakamarek jego policzków aż po same uszy.
— Śmiało
możesz potraktować to jak prezent walentynkowy — podsunął rozbawiony do granic
możliwości. Sygnały, które wysyłał w stronę miotacza były tak banalnie proste,
że nawet dziecko z podstawówki w lot by je rozgryzło. Ale najwyraźniej Furuya
Satoru nie dorastał dzieciakom do pięt.
— Prezent
walentynkowy w środku listopada?
Kazuya
uśmiechnął się tylko tajemniczo w odpowiedzi;
nie miał już żadnych złudzeń — na głupotę nie było żadnego
skutecznego lekarstwa.
Straszne, nie? Budzisz się i widzisz nad sobą napalonego Murzyna ;w; Przecież histerii można dostać!
OdpowiedzUsuńNo ba, takie typy sie nie dzielą! XD
OdpowiedzUsuńJak nic, nikomu tykac nie pozwala! :DD
Hahahaha! Ej powaznie mógł iść do Imy! XDDDDD Ale ja sie aż boje co by mu doradził XD Nawiasem ciekawe co dostał Hanka, może nie tylko dzikie seksy? XD
Nie wyglądają jakby umieli czytać :D Dlatego Aomine tylko ogląda pornosy XD
Uczcijmy dupe Taigi minutą ciszy . XDDDDD
Awwwwu dziękowac, ja też lobaaam! <333
I buu nie znam tego fandomu, smutek taki :CCC
I eeeeej czemu przerwa, czemu chcesz iść, czemu chcesz nas zostawić, kto bedzie mi pisał zajebiste ImaHana? ;_____; Bo mi smutno sie robi noo *uwiesza się na szyi i nie puszcza*
*przynosi wiadro chusteczek* Nie wykrwawiłaś się? XDD
OdpowiedzUsuńAno powinien, w końcu Makuś tyle się naczekał w samotności >:D Losowałam sobie kolejność ficków i KiyoHana wypadło ostatnie, ale udało mi się zdążyć! *dumna*
Żyj, musisz żyć! XDD
UsuńMały suprajsik, tehehe XD
Whee, jeszcze nikt się nie cieszył tak bardzo jak ty, to sama przyjemność ^^
UsuńTaka radość jest najlepszą nagrodą XDD
UsuńNo i wszyscy zadowoleni, haha XD
UsuńKiedyś pewnie napiszę, bo nawet mam pomysł >:D Chociaż to trójkąt wyjdzie lol XD
UsuńEj, ej, ej! Bez takich mi tu! Co to za zakończenie, co? >:/
OdpowiedzUsuńO nie! Kan! Nie, błagam!
UsuńWyjdź mi z tym psem!
Teraz też będę się go przez ciebie bała!
Jezu, moja wyobraźnia... To boli!!!!!
ja się w takim razie boję o tyłek Kuroko o.O
OdpowiedzUsuńhahahha, zabiłaś mnie xD
UsuńMoże to i dobrze, że Kagami nie uległ jego urokowi. Nie wiem co by się mogło stać :O
Uważaj, bo mi jeszcze coś wpadnie do głowy xD
UsuńWeź, ja się jaram nagą Alex w pokoju Kagami'ego xD (co to za zdradzanie Nigou? xD)
UsuńSry, że odpowiadam dopiero teraz- skoki oglądałam. Kasai ma drugie miejsce <3 Ach ci Japońcy *-*
Obejrzałaś? O mój bosze, o mój bosze, jaram się!!! <3
UsuńKagaKuro tak bardzo <3
A potem AoKuro tak bardzo.
W ogóle uwielbiam Alex :P Rozwaliła mnie z tymi pocałunkami do Kagami'ego i Riko hahaha *tyle nowych pomysłów na sekundę* ^^
Aaaaaa... umieram xD
i teraz weź sobie czekaj ten tydzień na kolejny odcinek... no nie... przecież ja tyle nie wytrzymam!
Usuńbtw, czytałaś mangę?
Przeczytałam do pierwszego meczu z Aomine. Potem mi się jakoś odechciało. A jak i tak jestem dalej z anime, to mi się nie chce.
Usuńhttps://scontent-b-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/t1/1891032_1393238760941432_966696092_n.jpg tak bardzo prawdziwe xD
UsuńHahaha, Ima pasuje na taką ciotkę dobra rada idealnie! Ach, Makoto tyle wygrał. XDDD
OdpowiedzUsuńMine, weźże zadbaj o wykształcenie swojej Ameryki, wiadomo że tam tępota no ale weź. XD
Zapamięta do końca życia! :D
Jak będę mieć więcej czasu to obejrzę ^,^
Eeej ale nie idź sobie tak całkiem całkiem bo to dopiero bydzie smutek, no powaga :cccc A w ogóle to ja widzę jakiś blog z HP! Pisasz coś w tym fandomie, tak? *,*
No ja się zastanawiam kto tu kogo by wykorzystał XD Zresztą to trochę strach, Ima poradziłby coś głupiego, a tympy Mine poszedłby i zrobił hahah XD Ulubiony dzień Makoto - Walentynki, bo może wreszcie siąść na dupie. XD
OdpowiedzUsuńKuroko może zafundować naukę im i ich synowi, tak rodzinnie będzie XD
No to dobrze! I od czasu do czasu jeszcze jakieś ImaHanaKiyo i wszystko będzie gitarka :D Regulus i James? :DDDDDDDD Będę czytać! *,*
właśnie ta butelka po syropie klonowym jest moją ulubioną rzeczą w tym opowiadaniu! :D
OdpowiedzUsuńto było takie cheesy hahahah ale on sam w wywiadzie wspominał że tęskni za domem i że gdy już jest w kanadzie to stara się nie opuszczać swojego mieszkanka, co jest dla mnie cholernie urocze, ON SAM ZRESZTĄ JEST UROCZY ;;;;;;
coś na pewno jeszcze napiszę, bo on sam się aż o to prosi ♡