4 kwietnia 2013

Rozdział 6

Dziś są urodziny mojej niezastąpionej bety, dlatego zwracam się szczególnie do niej! Wszystkiego najlepszego kochana Sarin! Życzę Ci spełnienia wszystkich marzeń, wiele radości w życiu, pogody ducha, cierpliwości do mojego stworka i wszystkiego, czego tylko pragniesz. Dziękuję, że jesteś ;*


Gwiazdka z nieba

— Machając na pożegnanie, wiemy, że spotkaniu położyliśmy kres, lecz nie smućże się, gdyż nocny księżyc powróci znów tu[1].
 Był wieczór. Dwudziestoletni mężczyzna o rumianych policzkach i krótkich, jasnych włosach przypatrywał się bezchmurnemu, atramentowemu niebu, usłanemu tysiącami migoczących gwiazd. Nucił pod nosem starą, dobrze znaną korsarzom piosenkę, pozwalając, aby silny powiew wiatru muskał jego policzki. W dłoni niósł butelkę sake i świeże wydanie gazety, pod pachą zaś ściskał bukiet białych i różowych lilii. 
— Nie ma znaczenia kimś jest, bo kiedyś i tak obrócisz się w pył, ale o naszej opowieści szeptać będą młodsze pokolenia, bawić się będziemy aż po grób — zanucił ostatni wers i zamilkł, wsłuchując się jeszcze przez chwilę w zburzone fale morza nokautujące brzeg i świst chłodnego wiatru. Poprawił wysoki, granatowy cylinder na głowie i, oderwawszy oczy od gwiazd,  skierował się w głąb małej, niezamieszkanej przez ludzi wysepki.
— Wiesz, wygląda na to, że Luffy miał znów więcej szczęścia niż rozumu i jakoś udało mu się wywinąć — zagadnął, gdy dostrzegł przed sobą dwa cienie, jeden wyższy od drugiego, na którym trzepotała czarna, piracka bandera. — Rozumiem, przeczytasz ją w swoim własnym tempie — dodał, przyciskając do piersi brukowiec, który na pierwszej stronie traktował o poczynaniach młodego chłopca w słomkowym kapeluszu. 
Z każdym krokiem był coraz bliżej. Cienie przybrały kształty, formując się w dwa pokaźne nagrobki. Jego uwagę przykuł ten mniejszy, zdobiony przez kilkanaście wieńców z najróżniejszych gatunków kwiatów, do którego przymocowany został scyzoryk i pomarańczowy kapelusz, obszyty czerwonymi koralami na rondzie i dwoma emotikonami. Złożył na grobie skromny bukiet lilii i uśmiechnął się delikatnie.
— Wznieśmy toast — zagadnął, ustawiając na małej, drewnianej beczce trzy czerwone czarki – tak jak za starych, dobrych lat. 
Odkorkował zębami butelkę gorzały i nalał szczodrze bursztynowego płynu do trzech naczyń. 
— Za zapierające dech w piersi przygody naszego małego braciszka! — Uniósł jedną w geście toastu i upił łyk, krzywiąc się nieznacznie.
— Za pirackie przygody! — Nalał sobie ponownie i znów wypił. Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
 — Za piracką banderę! — Powtórzył kolejny raz tę samą czynność, już trochę drżącymi dłońmi.
— Za z-za… — Głos ugrzązł mu w gardle, a twarz natychmiast zmarkotniała. Jego oczy – smutne i załzawione – rzuciły ukradkowe spojrzenie napisom wyrytym na płycie nagrobkowej, układającym się w słowa „Portgas D. Ace”. Pociągnął zdrowy łyk z butelki, już przestając przejmować się kulturą.
— Ace… ty… Ty naprawdę tam jesteś, Ace? — zapytał cicho, tak cicho, że jego słowa zostały zagłuszone przez wiatr, wzmagający się z każdą minutą. — Nie stroisz sobie żartów z tych wszystkich ludzi, którzy tu przychodzą? — Kontynuował, a gdy nie doczekał się odpowiedzi, w jego oczach pojawiły się łzy. 
Uchylił powieki, szepcząc coś cicho – coś, co brzmiało jak modlitwa. Poczuł ciepły oddech, który otulił jego kark. Ktoś objął go delikatnie w pasie i położył podbródek na ramieniu.
— Nadal tu jestem, Sabo…
Usłyszał cichy szept w swoim uchu i zadygotał, a serce zabiło mu mocniej. Od razu rozpoznał ten głos – czuły i ciepły, przesiąknięty po brzegi optymizmem. Uśmiechnął się przez łzy. Chciał jeszcze raz zobaczyć jego uśmiech, piegowatą twarz, kosmyki czarnych włosów niezgrabnie opadające na czoło i czarne oczy rodem z baśni, które prześwietlały wszystko na wylot, niczym promienie Roentgena. Dlatego też próbował zacisnąć dłoń na jego nadgarstku, ale napotkał tylko pustkę. Wszystko zniknęło, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Na powrót pozostał sam, z ujmującym chłodem w miejscu, gdzie powinno znajdować się  j e g o  ciało.
— Nadal nie potrafię uwierzyć, że już nigdy cię nie zobaczę.
Poczuł jak ciepłe krople, których nie potrafił już powstrzymać, spływają po policzku i jak cała nadzieja, którą nosił w sobie, rozpada się na kawałeczki. Naiwnie wierzył, że to tylko sen – długi, przerażający koszmar, że jak tylko tu przyjdzie zaraz się obudzi i będzie jak w latach dzieciństwa. Trzej bracia z marzeniami jak stąd do krańca świata, których nikt nie zatrzyma,  ale…
— Nawet jeśli szukałbym w głębinach najbardziej odległych mórz… Możemy się już nigdy nie spotkać, prawda?  
Oblizał usta. Były słone, dokładnie jak woda, która go otaczała.

— Ej, nie do wiary! — Z jawy rozbudził go głos – zimny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć wyższych, aż zadrżał, ocierając szybko rękawem łzy z policzków. — Ty płaczesz? — zironizowała Ofelia, ofiarując mu chusteczkę. Wyglądała jakby dobrze się bawiła.
— Nie wygaduj bzdur. — Chciał wyprowadzić ją z błędu. — Coś wpadło mi do oka — wytłumaczył się szybko.
— Twój kapelusz. — Podsunęła mu nakrycie głowy pod nos, mrucząc coś, co brzmiało „Tak, oczywiście, a w tym roku święta są wyjątkowo na początku sierpnia”.
Puścił jej słowa mimo uszu. Nie chciał się zdradzić żadnym gestem, słowem i czynem, dlatego zerknął na zegarek.
— Doskonale — szepnął entuzjastycznie. — Powinni już tu być — powiadomił ją i zaklaskał w dłonie. Gdy Ofelia nie odpowiedziała nic, skierował swoje zainteresowanie w  stronę kobiety.
Fakt, że jej głowa nie znajdowała się na swoim prawowitym miejscu, a koło stóp, nie wzbudził w nim żadnych uczuć. Syknął tylko pod nosem i schylił się, aby ją podnieść.
— Ile razy mam ci powtarzać, abyś nie gubiła żadnej części swojego ciała? — Westchnął głęboko, chwytając w dłonie jej twarz. Musiał przyznać, że niegdyś była pięknym zjawiskiem natury, który mógł skruszyć nawet najbardziej zimne i podłe serce. Miała dwadzieścia dwa lata i długie, proste, czarne jak smoła włosy, które lubiła finezyjnie spinać albo wiązać, i – co sprawiło, że mężczyźni szaleli z zachwytu – nie miała pojęcia, jakie ogromne wywierała wrażenie. Rozkochał go każdy milimetr jej twarzy – prosty, tylko nieco zgarbiony nos, duże, ciemne oczy i różane policzki oraz pełne, czerwone usteczka. Jej mimika i gesty – to jak marszczyła brwi, gdy była zła, sposób w jaki się śmiała, naburmuszony wyraz twarzy, gdy coś nie szło po jej myśli  – sprawiały, że dech zamierał w piersi.
— Nie żyjesz już od dawna, więc nie patrz na mnie w taki sposób, Ofelio — mruknął niezadowolony. Podziwiał go z całego serca za trud, jaki włożył, aby nie dać jej się owinąć wokół palca.
Potrzasnął głową, aby odpędzić od siebie czarne myśli i umieścił jej głowę na szyi. Popatrzył na nią przez chwilę, kalkulując coś w głowie.
—  Nie możesz zapominać o codziennym ładowaniu — skarcił ją, podwijając rękaw długiej, czarnej sukienki i nakręcił jak zabawkę, aby nie produkować wokół kobiety żadnych nieporozumień. 
— Dziś w nocy podaruję ci gwiazdkę z nieba, której tak bardzo pragnąłeś, Ace.
Wyjrzał za okno. Zaiste. Czarne jak jego myśli niebo było usłane tysiącami gwiazd. Zupełnie jak w dniach, gdy syn Króla Piratów wpatrywał się w nie z iskrą tęsknoty wymalowanej w oczach.
Każdy chciałby mieć taką gwiazdkę z nieba, pomyślał rewolucjonista, zakładając kapelusz.

*

Smoker prychnął pod nosem, gdy rozerwał rękaw swojej ulubionej kurtki o wystający konar. Gdy tylko dobili do brzegu, przywitała ich dzika przyroda, ściślej mówiąc las drzew liściastych, tak wysokich, że Biały Łowca nie był w stanie dostrzec ich szczytu nawet przy swoim metrze osiemdziesięciu dziewięciu i dobrych chęciach, dlatego też czuł się jak w klatce.
Otarł pot z czoła i karku. Mimo późnej już pory było nadal gorąco. Jak w piekle, przemknęło mu przez myśl, gdy wytarł lepkie dłonie o spodnie. Niepocieszony narzekaniami swoich kamratów, spróbował ich uciszyć cichym „morda w kubeł” i gestami, ale gdy nie poskutkowało, skapitulował. Nie miał najmniejszej ochoty wdawać się z nimi w dyskusje o etyce zawodowej i ciszy, wiedząc, że nie potrafili uszanować woli innych.
Nadstawił uszu na jakikolwiek dźwięk, który nie miał nic wspólnego z przypadkowym nadepnięciem na bezpańską gałąź i bezpodstawną rozmową „o pogodzie”.  Nie miał pojęcia, gdzie idzie. Po prostu szedł, patrząc pod nogi i ostrożnie posuwając się naprzód. W powietrzu poczuł zapach stęchlizny i pleśni. Z tej okazji wykrzywił twarz w niewyraźnym grymasie, ale nie przestawał, ciągle kierując się na północ. Wślizgnął się w małą przestrzeń pomiędzy kamiennym blokiem a olbrzymim, rozdartym pniem i przeszedł do rozwidlenia.
Smoker przygryzł wargę, aby zagłuszyć niekontrolowany dźwięk, który chciał przedostać się przez jego gardło na widok krwistoczerwonej mogiły, która niegdyś pełniła, jak się domyślał, rolę łąki. Zatrzymał się raptownie, gdy ogarnął go chłód, a serce zaczęło kołatać się w piersi, gotowe w każdej chwili je rozerwać. Nie zareagował, gdy któryś z oficerów marynarki z impetem na niego wpadł i nie powiedział nic, gdy ta sama osoba zaciekawiona faktem, co tak wiceadmirała poruszyło, zadała nieśmiałe pytanie. 
Zanim zmusił się do jakiegokolwiek refleksji, poczuł zapach krwi tak intensywny, że aż go zemdliło i zakrył ręką twarz, aby nie zwrócić kolacji. Nad mogiłą unosiła się mgła tak gęsta, że musiał zrobić kilka kroków w przód, aby cokolwiek zobaczyć i wytężyć wzrok jak tylko potrafił. Coś chrupnęło pod wpływem ciężaru jego ciała. Spojrzał pod nogi i odkrył, że była to czaszka i kawałek ręki, na której znajdował się jeszcze nie do końca rozłożony płat skóry.
Zaczął snuć czysto teoretyczne domysły, że znalazł się na cmentarzysku piratów, którzy przypłynęli na Lacroix w nadziei, że znajdą sztabki czystego złota i masę innych skarbów. 
Wydał członkom G-5 instrukcje, aby skontaktowali się z Tashigi, która została na wojennym okręcie i czekała w gotowości na rozkazy, a sam, trzymając się jak najbliżej pni drzew, które otaczały polanę z każdej strony, postanowił przyjrzeć się temu wszystkiemu z bliska. Opierał się rękami o spróchniałe pnie, zdzierając sobie skórę z dłoni i nadgarstków. Wciąż przebierał nogami. Nadal istniała możliwość, że śni, że to złośliwy koszmar, z którego za chwilę się przebudzi. Zadygotał z zimna, gdy wyczuł pod palcami zagłębienie.
— W tym pniu jest Dziura. Czy widzisz przez nią Królową Śmierci[2]? — Zimny, syntetyczny głos odbił się echem od drzew.
Zacisnął dłoń tak mocno na jutte, że aż knykcie mu pobielały i przełknął głośno ślinę, rozglądając się za źródłem głosu. Czekał na wroga z szeroko otwartymi ramionami.
Smoker nie wiedział, jaka masakra naprawdę dokonała się na tej wyspie, ale był pewny jednego – była o wiele bardziej dotkliwa niż ta, która rozegrała się na placu głównej siedziby Marynarki.


PRZY ROZDZIALE HAROWAŁA RAZEM ZE MNĄ
SARIN-CHAN! 


 [1] „Binks Sake”, Oda Eiichiro. Przekład własny.
 [2]Zmodyfikowany cytat autorstwa George’a Seferisa, który w oryginale brzmi: „W tej kolumnie jest Dziura. Czy widzisz przez nią Królową Śmierci?”

12 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz, jak byłam zaskoczone, kiedy weszłam dzisiaj na bloga i zobaczyłam nowy rozdział. W sumie przypadkiem chciałam sprawdzic, z nikłą nadzieją, w końcu wczoraj ledwie skończyłam czytac, a tutaj niespodzianka.

    Na początek pytanie: dlaczego od początku mam wrażenie, że to Sabo w jakiś sposób stoi za tym wszystkim? Nie chodzi mi wcale o to połączenie scen z tego rozdziału, ale o całokształt? Nie mam w prawdzie intuicji w takich sprawach, ale tak podskórnie coś czuję.

    Czytało mi się dobrze, czasami twoje porównania wydają się tak cele, że aż mi się uśmiech na ustach pojawia. Akcja się rozwija, spokojnie przenosimy się z miejsca na miejsce, wszystko się ładnie wyjaśnia, stopniowo nas wprowadzasz w akcję. Cieszę się i mam nadzieję, na mocną dawkę adrenaliny.

    Jeżeli chodzi o długośc rozdziałów. To jedynie moje przyzwyczajenie. Rozumiem, że przy stylu pisania, jakim się posługujesz, publikowanie dłuższego tekstu mogłoby zmęczyc czytelnika. Jednak pisze bardzo obrazowo, więc trzeba się skupic na lekturze. To nie tak, że wpadniesz przeczytasz i powiesz: "Fajnie piszesz" albo "Nieźle napisane, ciekawa akcja"... To już wyższa półka, dlatego cieszę się, że mogę to czytac.

    Jedna sprawa. Czasami zbytnio skupiasz się na opisaniu wszystkiego w jednym zdaniu, tak że w jednym zdaniu pojawia się wiele informacji, które ciężko na raz przyswoic. Np. opis Ofelii w tym rozdziale. Spróbuj to rozbic na mniejsze zdania. Kropka naprawdę ma magiczne właściwości podczas czytania :)

    Gratuluję kolejnego udanego rozdziału i trzymam kciuki za wenę.

    Pozdrawiam,
    Niebieska Myszka.

    PS. Nie masz nic przeciwko, że wrzuciłam adres twojej strony do linków? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miły komentarz. Cieszę się, że tym razem nie wyszło, że nadzieja jest matką głupich ^^ Starałam się jak mogłam, aby zdążyć na 4, bowiem chciałam sprawić Sarin prezent urodzinowy. Chociaż taki ;)

      Czujesz świetne. Otóż ciągle staram się dawać wskazówki, że to Sabo. Aż w końcu rzuciłam tą retrospekcje, która miała o tym już świadczyć całkowicie ;P

      Jeszcze siedem rozdziałów + epilog, dlatego muszę już powoli chwytać się poszczególnych znaków, odpowiadając za nie wiadomo, więc mam nadzieję, że przy tej okazji adrenaliny nie zabraknie :D

      Dziękuję, że czytasz. Naprawdę. Nawet nie masz pojęcia, jak moje serucho się raduje, gdy kolejna osoba sięga po lekturę tego opowiadania. Dziękuję ;*

      Masz mnie! To mój odwieczny problem. Nie wiem gdzie powinnam wstawiać kropkę, dlatego wychodzą takie potworki. Postaram się nad tym zapanować. Obiecuję. Wielkie dzięki za zwrócenie uwagi :D

      Oczywiście, że nie mam nic przeciwko! ;)

      Pozdrawiam,
      Kanako.

      Usuń
  2. Ja mam takie pytanie: czemu tak krótko? Zaczęłam bowiem czytać i nim się spostrzegłam - już był koniec. Sprawdzałam jeszcze raz jak długi był tekst, bo chciałam się upewnić, że nic nie przeoczyłam i - ku mojemu smutkowi - tak się nie stało :( Naprawdę, dobrze napisanych opowiadań nigdy za wiele. A Twoje należy właśnie do tej grupy. Więc zrób coś z tym! Albo wstawiaj częściej rozdziały, albo pisz dłuższe!
    Nie no, tego wymagać nie mogę, aczkolwiek bardzo by mnie to ucieszyło. Nie mniej jednak wolę poczekać dłużej i przeczytać coś świetnego, aniżeli nie czekać w ogóle i czytać bzdety (chociaż w Twoim wykonaniu to się nie muszę martwić ^^)
    Tak czy inaczej mi się bardzo podobało. I, kurczątko, żal mi strasznie Ace'a. Czemu akurat on musiał zrobić kaput? Co prawda jest duchem, przynajmniej to wywnioskowałam z poprzedniego rozdziału, ale nie zmienia to faktu, że nie żyje. I jak mu pomóc? I te sny, męczące Sabę. Hmm... może właśnie dzięki nim będzie mógł uratować Ace'a? W końcu ot tak by go nawiedzały? Zwłaszcza jego słowa: "Nadal tu jestem". Mnie one zastanawiają i mam nadzieję, że to jednak taki przekaz od Ace'a :))
    A co do Smokera to nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Nie przepadam za nim, więc nie skupiam się na jego osobie za bardzo. Nie mniej jednak mam nadzieję cichą, że coś mu się tam w tym dziwnym miejscu stanie. Bo ewidentnie nie wygląda na to, by przez cały las mieli przejść bez szwanku. Może potoczy się jakaś krwawa bitwa? Samo wspomnienie o tym, że nie zdaje on sobie sprawy z tego, co strasznego wydarzyło się w tym miejscu brzmi bardzo zachęcająco, więc mam nadzieję, że jakoś to wyjaśnisz :D
    Ale opis tego lasu to Ci wyszedł, muszę przyznać. Wydaje się być tak realistyczny, że aż poczułam się, jakbym była w nim. Oby więc więcej takich opisów! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, na [droga-do-przeznaczenia.blogspot.com] pojawiła się pewna informacja dotycząca bloga ;)

      Usuń
    2. Kwestia krótkich rozdziałów jest prosta i nie jest zależna od mojego braku czasu czy nawet ograniczającego mnie lenistwa. Wynika z tego, że jestem minimalistą i lubię pisać zwięźle i na temat, spełniając tym samym ramy czasowe, które mam gdzieś tam w głowie. Poza tym tekst na długości straciłby swój przekaz, przynajmniej tak mi się wydaje. :)
      Też ciągle się zastanawiam dlaczego właśnie on, a dlatego, że główny bohater musi dostać solidnego kopa w tyłach, tak mi się to widzi ;)
      A jeśli chodzi o kwestie Sabo, wyjaśnie to przy kolejnych spotkaniach z tym tekstem ^^
      Śmierć nie będzie mieć lekkiej przeprawy z jednego konkretnego powodu, ale o tym potem. Nie chcę psuć apetytu niepotrzebnie. ^^
      Dziękuję za miłe słowa! 8D

      Usuń
  3. Dziękuję za życzenia i za urodzinowy rozdział... ^.^! Kocham Cię! Nawet nie wiesz, jaką radość mi to sprawiło ^.^
    Kiedy już przeczytam rozdział na spokojnie, a nie tylko od tej technicznej strony - zgodzę się z powyższymi komentarzami. Styl masz świetny, a to opowiadanie jest magiczne i jestem dumna z tego, że jestem jego betą. Idealnie odwzorowane postacie, zagadka w tle [i wszystko trzyma się kupy!], a do tego cytaty z książek i piosenek, które tworzą niesamowitą atmosferę. Masz naprawdę niezwykły sposób opisywania ^^. Co do tych przecinków i kropek, przecinek tu i ówdzie mogę dodać, ale żeby tworzyć nowe zdania i zmieniać sens jakiejś wypowiedzi -to już wolę nie ingerować po prostu i tak zostawiam :).
    Opis Lacroix był cholernie realistyczny i naprawdę makabryczny, mimo tego, że czytając wciąż mam w głowie One Piecowe uniwersum [kolorowe, głośne... ale moment, to jest świat wokół Luffy'ego]. Jestem ciekawa, co odkryje Smo. Wspomnienia na początku były tak smutne, że jedna łza poleciała mi po policzku. W sumie ja już wiedziałam, kto stoi za tym wszystkim, ale innym jest to potrzebne XD. Naprawdę, umiesz stworzyć świetny klimat i atmosferę.
    Czekam na więcej, jak zawsze i życzę dużo dużo siły i weny!

    PS. Droga Freyo... Nie sądzę, by Ace był duchem, w końcu duchy się nie potykają ^^ [patrz poprzedni rozdział].

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja rola to dawać wiele radości przez pisanie, więc jestem ogromnie zadowolona z twojego szczęścia, zwłaszcza że to bul jedyny prezent, który mogłam ci dać xD
      Slodzisz! Przedawkuje cukier i co się że mną stanie? :) Będę jeszcze pracować nad tym, aby mój styl spełnił moje oczekiwania, bo czasem to aż gryze się w język, gdy czytam X raz rozdział :D
      Ja tam myślę, że mię wszystko jest aż takie kolorowe i w ogóle, ani życie Ace`a ani Sabo takie nie było, a to historia o nich i tak dalej. Poza tym chciałabym, aby u Ody pojawiły się też takie scenerie rodem z czeluści piekieł. Ubarwniloby to trochę akcję :P
      Dziękuję ślicznie ;*

      Usuń
  4. Dobra, to teraz postaram się napisać coś ciut merytorycznego. Całość jest bardzo dobra zarówno pod względem jakościowym jak i fabularnym. Rozdziały wciągają i zastrzeżenie można mieć czasami tylko i wyłącznie do ich długości. Powoli uchylasz kolejne rąbka tajemnicy, ale nie ma mowy o przedłużaniu czy tym bardziej nudzie. I w ogóle, to albo mi się wydaje, albo od czasów „Dyktatora” poprawił się Twój styl pisania. Broń Boże nie mam na myśli, że wtedy był zły, po prostu teraz jest lepszy.
    Kolejna sprawa to bohaterowie. Smokera polubiłam niemalże od razu, dzięki Tobie ma coś takiego, że nie da się go nie lubić. Tashigi jest tam gdzieś na drugim planie i jest sobą, lojalną panią kapitan z załogi Smokera. Za Ace’a trzymam kciuki i kibicuję, żeby mu się powiodło, chociaż zaczynam się zastanawiać czy on aby na pewno jest żywy. Sabo nie znam jeszcze z pierwowzoru, ale jak pozornie z początku zapowiadał się z niego rasowy Schwarzcharakter, tak teraz zaczęłam mieć co do tego wątpliwości. No i jest jeszcze Ofelia, której historia i rola w dalszej fabule naprawdę mnie intryguje.
    Jeszcze raz chciałam Cię przeprosić, że tak zaniedbałam komentowanie Ogniem i Dymem i skoro jestem już na bieżąco, postaram się nie zwlekać z komentowaniem.
    Pozdrawiam gorąco. ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow! To jest cudowne! Dzisiaj przeczytałam (areszcie!) wszystkie 6 rozdziałów, coś pięknego! Nawet nie masz pojęcia jak to strasznie wciąga, jestem ciekawa co będzie dalej, Co to w ogóle za wyspa?! Wyspa śmierci? Wszędzie krew. Kurde, aż czułam ten zapach... Nieźle uruchomiło mi wyobraźnie, Jestem ciekawa co będzie dalej, cała historia jest mroczna i tajemnicza, naprawdę zmusza do snucia teorii.
    Będę grzecznie czekać na kolejny rozdział.
    Kanuś - jesteś świetnym pisarzem, widzę, że uwielbiasz wprowadzać do ficków tajemniczość!
    Sarin - świetnie poprawiasz błędy, jest ich naprawdę mało i są praktycznie niezauważalne.

    PIĘKNE *.*
    (Btw. podoba mi się ten sposób pisania :D)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ekhm. Czy znajdzie się tutaj miejsce na jakiś szczęśliwy komentarz?
    Mój pierwszy i pewnie jedyny zarzut w tym rozdziale: "Co tak krótko?". Chcesz pobić jakiś rekord czy coś?
    Więc czytałam ten rozdział i stwierdziłam biedna, że jednak angielska wiki One Piece ma mnie za stałego klienta, ale już uzupełniłam informacje i czuję się mądra. Więc ten niedobry, który stoi za tym całym bałaganem, to Sabo? Nie powiedziałabym "nie podejrzewałabym", bo poznałam go dopiero przy okazji tego rozdziału, ale Wiki mi tu podpowiada, że nie miał psychopatycznych skłonności. Raczej. Co Ty mu zrobiłaś, co?
    Ej, w końcu mi się wszystko zgadza. Zwłaszcza to, że "prawdopodobnie nie żyje". :D
    Fragment w lesie w jakiś dziwny sposób sprawił, że przypomniałam sobie o tym jednym creepy horrorze, a potem o Piratach z Karaibów. W każdym razie - chwila grozy jest, gratuluję, chociaż mam wrażenie, że maszynka do zabijania dopiero będzie się rozkręcać. Nie zabij wszystkich od razu, okej?
    Smokerze, spotkaj się z Acem! Bądź dobrym piratem i spełni prośbę osoby, która zna Cię tylko z ff! :D
    Nie wiem, co konstruktywnego (w miarę) mogłabym napisać. Może uważaj trochę na zdania, które aspirują na zdania Żeromskiego (na 8 linijek, gdzie w połowie czytelnik zapomina, o czym był początek). Ale piszę to chyba dla samego czepiania i po chwili autorefleksji stwierdzam, że jestem mendą.
    Menda pozdrawia i jest jej przykro, bo nie wyłapała żadnych błędów, więc nie może zrobić swojego rytualnego kącika, ech.


    PS Wszystkiego najlepszego dla bety! Odwala kawał dobrej roboty! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten rozdział na pewno był najlepszy :) Retrospekcja niesamowita, aż się w oczku łza zakręciła. Trochę zawiało pairingiem SaboxAce. I potem jak Sabo obudził się ze łzami. Niesamowita scena. Czyli ta Ofelia jest osobą, która została przemieniona w zabawkę? I od razu czuć kto maczał w tym swoje rączki rączki :D Czyli Twoja druga One Pieceowska sympatia również pojawi się w tym opowiadanku? ;) Będzie ciekawie.

    Później akcja z tą łąką trupów. Masakra. Nie dziwię się, że Smokera wzięło wymioty. Mi przed wyświetlaczem również zrobiło się niedobrze. Jak mogłaś przerwać w takim momencie? :P Chcę kontynuację :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja nie mogę... Zgadzam się, najlepszy rozdział. Tylko dlaczegonie ma więcej?! Ja tu zaczęłam czytać z myślą, że jest skończone a tu co mnie spotyka? xD
    W ogóle zaczynając opowiadanie, miałam na jego temat zupełnie inne wizje. Niesamowita była ta historia i bardzo tajemnicza.
    Tutaj fragment z Sabo wyciskał łzy z oczu. Jak wznosił toasty... I podśpiewywał słowa najcudowniejszej pirackiej piosenki ever.
    A potem... te tupy, ten zapach krwi... Kobieto *.* co za obrazy... Genialne. Podoba mi się Smoker przez Ciebie stworzony. Twardy na zewnątrz i pełen obaw wewnątrz. Spodobało mi się to. Jestem ciekawa co z tym całym Ace'm, Sabo i Ofelią...
    No jestem pełna podziwu.
    Jak zwykle zresztą.
    Dobra robota:)
    Będzie kontynuacja czy raczej nie?
    Van

    OdpowiedzUsuń