9 marca 2013

Rozdział 5

Kolejny rozdział przed nami. Piąty z kolei. Muszę przyznać, że to moje najdłuższe w historii opowiadanie z One Piece, jakie przyszło mi pisać. Chciałabym was serdecznie zaprosić do odwiedzania zakładki „kurs”, tam możecie znaleźć linki do one-shotów mojego autorstwa. Zachęcam gorąco do lektury!
Jak zwykle gromkie brawa i owacje na stojąco należą się mojej niezastąpionej Sarin-chan, która wracając na weekend do domu, ma jeszcze siłę, aby poprawić „ogniem i dymem”. Dziękuję ślicznie!
Rozdział dedykuję najszczęśliwiej osobie na ziemi. Happy., dziękuję, że czytasz nawet, jeśli nie znasz kanonu.

Wyspa śmierci

Niebo zakwitło kolorem pomarańczy. Kolejny dzień mijał tak jak tysiące przed nim wraz ze słońcem chowającym się za horyzontem.
Smoker, delektując się spokojem, przeglądał wieczorną gazetę. Szukał czegoś, co mogło go zainteresować, ale doznał głębokiego rozczarowania. Nie działo się absolutnie nic, co mogło przykuć jego uwagę. Szczerze wątpił, aby plotki o rzekomej śmierci Słomkowego Kapelusza Luffy’ego były prawdziwie, ba, głęboko wierzył, że jego powrót będzie akcentowany wielkim „buuum” z dedykacjami dla kolejnej generacji piratów. 
Mimo że od śmierci Białobrodego morza wcale nie były już tak spokojne, piraci masowo rzucili się na lądy, które niegdyś należały do jego bandery. Pozostała trójka Imperatorów także nie próżnowała – za punkt honoru obrali sobie zdobywanie, jak na gwałt, nowych terytoriów, może prócz tych należących do Czerwonowłosego Shanksa[1], który zawsze cechował się zdrowym rozsądkiem. Na tej też podstawie Smoker wywnioskował, że zamierzony sukces Marynarki odbił się rykoszetem od reputacji bezpieczeństwa mieszkańców społeczeństwa pięciu mórz.
Czy mógł Ofelię zaliczyć do grona ofiar nowego systemu terroru? Tego nie wiedział, dlatego głównym celem programowym ich misji nie było tylko prześledzenie struktury i tajemnicy Lacroix, ale wyjaśnienie jej zniknięcia. Czuł w kościach, że odnajdzie tam jakieś wskazówki.
Dedukcja go nie zawodziła. Nigdy.
      — Wiceadmirale Smoker! — Krzyk świeżo upieczonej pani kapitan rozbudził go z rozmyślań.
       — Co jest? — zapytał, spoglądając na swoją prawą rękę spod gazety. Nie umknął mu fakt, że Tashigi była wyraźnie czymś wzburzona. Doznał uczucia deja vu, ale posłusznie poderwał się z miejsca, składając mechanicznie brukowiec.
      — To istna rzeka trupów — wyszeptała i przełknęła głośno ślinę, przypatrując się czemuś, czego Smoker z takiej odległości nie mógł dostrzec. Podszedł bliżej.
      Zaiste, miała rację. Morze zafarbowało się na kolor krwi. Nad jego powierzchnią wraz z morskim prądem płynęła fala zwłok.
Wiceadmirał poczuł jak serce zaczęło wybijać szybciej rytm. Nie mógł zignorować zaciśniętych pięści każdego z trupów.
— Sugeruję, abyśmy podzieli się na dwie grupy – zdecydował. – Ta, która zostanie na pokładzie i ta, która pójdzie w ślad za mną, aby zbadać wyspę — zagrzmiał, a kilkanaście par oczu skupiło na nim swoją uwagę.
Tashigi, po wieloletniej współpracy, nie mogła tak po prostu przejść obojętnie koło reakcji Smokera. Dostrzegła, jak jego dłonie drżą i aby to ukryć, lewą włożył do kieszeni; jak jeszcze mocniej zacisnął zęby na cygarach, jak w jego oczach pojawiły się ogniki, jak nie mógł dać upustu swoim emocjom. Kobieta tak naprawdę pierwszy raz widziała go w takim stanie, zawsze skryty pod maską opanowania był jak zamknięta księga. Teraz miała wrażenie, że wszystkie emocje odbijały się w jego oczach. 
— Dowiedziałeś się czegoś nowego? — zapytała mimowolnie, mając pewne podejrzenia co do stanu emocjonalnego swojego przełożonego.
— Czysta dedukcja, ale najprawdopodobniej mamy do czynienia z chorym fanatykiem załogi Białobrodego, który nie mógł się pogodzić z faktem, że się rozpadła — odpowiedział.
— Insynuuję, że ewentualnie chorobliwym krytykiem tej załogi, który lubi mścić się na umarłych — wtrąciła swoje trzy grosze Tashigi. Miała świadomość, że wszystko sprowadzało się do osoby, która jeszcze przed rokiem miała moc zdolną do zniszczenia świata.
— Tak czy siak, to z pewnością maniak sportów ekstremalnych — skomentował Smoker, skinięciem głowy przyznając dziewczynie rację. —  Miej się na baczności, Tashigi, i nie puszczaj gardy — powiedział po chwili, wpatrując się jak w transie w wyspę Lacroix, która właśnie ukazała się na horyzoncie.

*

      Ace nie był usatysfakcjonowany zwłokami mężczyzny, na którego upadł. Przez chwilę pokładał w nim swoją nadzieję, ale kalkulując, że trup nie może udzielić mu żadnej wskazówki, skapitulował, dlatego nie zauważył ani pikowego AS’a w jego dłoni, ani tatuażu wyrytego dumnie na ramieniu.
Niestety, nigdy nie był osobą, która z maniakalnym uporem kierowała się szarymi komórkami, nie układał w głowie także żadnych podstępnych planów i zawiłych strategii. Działał impulsywnie i pod wpływem chwili, a teraz adrenalina tętniąca w żyłach podpowiadała, że musi się podnieść i iść prosto przed siebie.
Wiedział, że jeśli niczego nie zrobi, to jego świat rozpadnie się na miliony kawałków. Nie mógł na to pozwolić, dlatego jedyne, co mógł, to biec do przodu i się nie zatrzymać, nawet jeśli miałoby to trwać więcej niż wieczność.
— Oi, Joe, ale żeś mnie wystraszył tym nagłym zniknięciem — usłyszał głos, który odbił się echem od wąskiego tunelu. Usta Portgasa rozchyliły się w delikatnym uśmiechu i, nie zaważając na to czy to wróg, czy przyjaciel, postanowił wyjść na spotkanie śladowej ilości życia.
— Sam żem był w szoku jak stąd do końca świata — nadawał wesoło Joe, rękami nakreślając jak daleko jest stąd do końca świata. — Nagle pojawiły się jakieś korzenie, które zassały mnie do ziemi, czaisz, nie? — zaśmiał się.
 — A to dobre! Pokonało nas drzewo! — LG zawtórował swojemu przyjacielowi broni gromkim śmiechem, jakby opowiadali sobie kawały. 
Ace przypatrywał się im przez chwilę z ukrycia. Nie potrafił ich zidentyfikować, ale zdecydowanie nie wyglądali jak rządni krwi wrogowie i posłannicy samego diabła. Raczej zdawało mu się, że byli z kategorii tych lekkomyślnych ludzi, którzy śmiali się ze swojego nieszczęścia, aby dodać sobie otuchy.
      Portgas odchrząknął głośno, aby dać im do zrozumienia, że nie są sami, i wyszedł ze swojej kryjówki.
      — Jakoś tak chłodno się zrobiło. — Marynarz stojący bliżej niego zadrżał teatralnie i nasunął na głowę kaptur.
      — Ano, pierońsko. — Pokiwał głową jego towarzysz, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Zawiesił oczy tam, gdzie stał Ace, ale tylko wzruszył ramionami, tak jakby w ogóle go nie zauważył. — Ale wiesz, Joe, nie mam bladego pojęcia, co teraz — odparł, drapiąc się po kilkudniowym zaroście.
— Mnie nie pytaj, wiem tyle, co ty, głupolu jeden — odparował wyższy mężczyzna. — Ale byle do przodu, nie? — zagadnął wesoło
— Mam jakieś takie niejasne wrażenie jakbyśmy nie byli sami i w ogóle — dodał, rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie Ace’owi. Gdy nic tam nie dostrzegł, ruszył za swoim przyjacielem.
— Głupoty opowiadasz. — fuknął Joe, machając ręką, tak jakby odganiał wyjątkowo namolnego owada. Skierowali się w bliżej nieokreślonym kierunku, tam gdzie prowadziły ich nogi.
Ace zamrugał parę razy powiekami. Profilaktycznie jeszcze próbując do nich zagadać,  w przypływie niemocy krzyknął coś na tyle głośno, na ile mu pozwoliło zaschnięte gardło, ale żaden z nich nie zareagował.
Poczuł jak jego ciało wypełnia bliżej niezidentyfikowana pustka. Przyłapał się na nawet na tym, że zachciało mu się płakać.
Filar, który jeszcze przed chwilą utrzymywał go kurczowo przy życiu, rozpadł się na kawałeczki.
Co jest grane, do diabła?, zaklął pod nosem.
     
*

Okręt wojenny marynarki zacumował. Smoker przyglądał się niechętnie klifom, obserwując je uważnie, doszukując się jakiegokolwiek odchyłu od normalności. Wyspa wyglądała na pierwszy rzut oka zwyczajnie, śmiał nawet twierdzić, że była niezamieszkała. Przyroda robiła swoje – skały były pokryte grubymi gałęziami, a duże liście drzew rzucały na nie złowrogie cienie.
— Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy przypłynęliście[2]. Oto jest Lacroix, wyspa śmierci — przeczytała na głos Tashigi, przyciskając lornetkę do oczu.
— Mam co do tego złe przeczucia — mruknął sam do siebie i obrócił się na pięcie, aby poczynić odpowiednie przygotowania.
Mimo że uważał się za człowieka mocno stąpającego po ziemi, zdarzały mu się od czasu do czasu utonięcia w otchłaniach swojej wyobraźni.
Miał wrażenie, że charakterystyczny śmiech odbija się od jego czaszki, burząc względny spokój, jaki zagościł w jego umyśle.
      Nie wiem w jaki sposób tego dokonałeś, ale twoja legenda trwa nadal i będzie trwać aż do mojej śmierci, pomyślał.
Nie miał już żadnych złudzeń.
— Zwinąć żagle!


[1][1]Mentor głównego bohatera. Jeden z wielkiej czwórki Imperatorów, którzy wyznaczali zasady na Nowym Świecie. Niegdyś pełnił rolę majtka na statku Króla Piratów. To on wręczył Luffy’emu Słomiany Kapelusz, który stał się jednym z podstawowych znaków rozpoznawczych serii.
[1][2] Dante, Boska Komedia. Zmodyfikowane na potrzeby opowiadania.

11 komentarzy:

  1. Rozdział może i nie był długi, ale sporo pytań mi się nasunęło. Jak to mi XD.
    Wreszcie dotarli do Lacroix! Hohoho! Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów, bo mam przeczucie, że ten jest wstępem do ostatecznej akcji. I jeszcze raz wyrażam podziw dla fabuły i pomysłu - wszystko się teraz pięknie splotło. Spotkają się, prawda, prawda?? XD
    Zastanawia mnie, dlaczego tamci dwaj olali Ace'a. Albo tamten mu coś zrobił czego Ace nie wie, bo luster tam nie było, albo uznali go za ducha. A że marynarze to nie tchórze... Hm. No, jestem ciekawa. Aż mi się żal Ace'a zrobiło trochę, jak to tak zignorowali a on został sam.
    Końcówka i przemyślenia Smo nasuwają tylko jedną osobę na myśl. Hihihii! Lubię, gdy silne postaci okazują czasem słabości.
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością... A poprawianie to jednak jest dla mnie czymś w pewnym sensie przyjemnym! ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się ciężę, że w końcu Smo ruszył dupsko i znalazł się na tej nieszczęsnej Lacroix, nawet nie wiesz, ile miałam przez niego krwi i potu wyplutego, haha :D A tak na serio, to powinien pojawić się już na lądzie, ale stwierdziłam, że z pośpiechu nic dobrego nie wyniknie. :D Uwierz w geniusz Ace'a i w pech Smokera, muszą się spotkać! *spoiler!* Będę się smażyć w piekle! ;P
      LG i Joe są z natury ciekawscy, tacy bracia bliźniacy, ale nie spokrewnieni i na pewno, by się zaciekawili Portgasem, jakby go zobaczyli. Nie olewają, chyba, że ściany ciepłym moczem. Jej... o czym ja mówię! :D
      Ja tam myślę, że trzeba mieć jaja, żeby przyznać się do swoich słabostek. Większość facetów ewidentnie stara się to wszystko zmoknąć w sobie, toteż Smoker wszystko tłamsi w myślach ^^
      Cieszę się, bo jeszcze tego poprawienia będzie trochę mieć ^^

      Usuń
  2. "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy przypłynęliście" - czyżby inspiracją do tego tekstu była "Boska komedia" Dantego? Swoją drogą po maturze planuję przeczytać, bo aż wstyd mi nie znać całkowicie tego dzieła ! ^^ Anyway, uśmiechnęłam się szeroko, jak zobaczyłam to zdanie ;d
    Muszę Ci powiedzieć, że podobał mi się ten rozdział. Ale nie tak byle jak podobał, lecz naprawdę. W sumie to nie wiem, czy 10 minut czytałam. Tak szybko zleciało, że aż się zdziwiłam na samym końcu. Zaskoczyło mnie to, bo zawsze długo wszystko czytam. Ale u Ciebie tak jakoś szybciej mi to idzie, co mi się niezmiernie podoba. Chyba, że mam wtedy jakiś zastój czasu, ale nawet jeśli, to go nie odczuwam. po prosto, kiedy ktoś bardzo dobrze i ciekawie pisze, to nie zwraca się uwagi na otaczający nas świat. I tak jest właśnie ze mną, kiedy czytam Twój rozdział :)
    Lubię Ace'a! I teraz zastanawiam się, czy on nie jest przypadkiem jakimś duchem? W końcu nie został zauważony przez Joe ani jego kumpla, więc coś musi być na rzeczy. A przecież od tak się kogoś nie nie zauważa. Musiało coś się stać i to z fatalnym skutkiem dla Ace'a.
    I jeszcze to morze. Ciekawy pomysł z tymi zwłokami swoją drogą. Takie oryginalne według mnie. I trochę przerażające. Zwłaszcza, że woda także jest cała czerwona. Hmm... I nawet Smoker się boi, a chyba często strachu nie ukazuje, prawda?
    Więc tutaj też coś się dzieje.!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, to taka złota myśli, której nawet źródło podałam w odwołaniach, czyli w kilku słów dla ciekawskich i spragnionych wiedzy podwórkowej, hihi :D Bardzo lubię te zdanie, jest zacne! ;)
      Bardzo dziękuję za te wszystkie ciepłe słowa. Nawet nie wierz jak podbudowujesz moją wiarę w pisanie tego opowiadania. Och! Czytając takie komentarze, aż chce się pisać i pisać i nie odrywać od worda tylko pisać, ale życie nie jest tak fajowe :D
      Wszystkie twoje wątpliwości zostało rozwiane przy okazji kolejnych rozdziałów. Obiecuję. Na razie nie mówię nic, bo nie chce wypaplać.
      Smoker to typowy bohater "koks", że tak ujmę. Wojownik marynarki pierwszej klasy, który ma w nosie niebezpieczeństwo, bo priorytetem jest sprawiedliwości itp. ;)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  3. Normalnie poczułam, że to "najszczęśliwsza osoba na Ziemi" to jakiś przytyk, ale dziękuję za dedykację! I od razu przepraszam za zwłokę z komentowaniem. Nie umiem żyć ostatnimi czasy. Jak żyć, panie premierze, jak żyć?
    "Niebo zakwitło kolorem pomarańczy." Takie śliczne zdanie i to jeszcze na samym początku!
    Nie wiem, może się mylę, ale mam wrażenie, że bardzo dobrze czujesz się w pisaniu tego fanfika. Zdania ładnie układają się w całość, wszystko szybko się czyta, łatwo można wczuć się w sytuację bohaterów. Wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę. :D
    Ace Niewidzialny. Zupełnie nie wiem, co o tym myśleć. Powiedziałabym, że to może jakaś podpucha albo halucynacja, ale czuję się zupełnie skołowana. Mam jeszcze jedno zastrzeżenie: niby narracja trzecioosobowa, ale mocno z perspektywy Ace'a, więc raczej nie mógł wiedzieć, że ten drugi facet nazywa się LG (chyba że się znają, ale odniosłam wrażenie, że jednak nie). Niemniej, zaskoczyłaś mnie zupełnie tym obrotem spraw, cieszę się bardzo, że wodzisz mnie za nos! (zapędy masochistyczne u siebie obserwuję). Ja już sobie wymyśliłam, że oni go znajdą i zaprowadzą do Smokera... nic to! Baw się dalej, Ace. Baw się dalej, Happy.
    Z kącika przydatności czytelnika:
    "zaważając na to czy" -> przecinek przed "czy"
    "rozumienia, że nie są sami" -> byli
    "Gdy nic tam nie dostrzegł" -> niczego
    "opowiadasz. — fuknął" -> nie wiem, po co tam ta kropka, chyba wdarła się niepostrzeżenie ;)
    "jego czaszki, burząc względny spokój, jaki zagościł w jego umyśle." -> powtórzenie
    Jeszcze raz dziękuję za dedykację. Mimo wszystko chyba sobie nie zasłużyłam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pytaj. Ten śnieg za oknem jest zbyt przytłaczający, żeby mogła odpowiedzieć na twoje pytanie, szczęśliwy człowieku ;P A to, że komentujesz z małą zwłoką to się nie przyjmuj, nie prowadzę listy obecności czy jakiś statystyk, a kto by patrzył na daty? XD
      Nie wyprowadzę, bo naprawdę dobrze mi się piszę tego ficka. Chyba to dlatego, że naprawdę dobrze czuję się w skórze niektórych bohaterów, a przynajmniej tak mi się wydaję. Sama nie wiem. O! Zwalę na kochany fandom OP, bo jak tu dobrze się nie czuć, no jak? ;P
      Nie no co ty! Oni sami nie wiedzą gdzie są, a co dopiero do Smo. Będę błądzić jak dzieci we mgle, nawet bardziej surrealistycznie niż Portgas, bo mimo wszystko on naprawdę zna osobę, która prowokuje pewne sytuację, dlatego... Nieważne, bo powiem kilka słów za dużo! Baw się tal dalej, mam nadzieję, że dobrze, co? ;)
      Bardzo dziękuję. Kącik jak zwykle edukacyjny. Poprawię jak najszybciej jak się tylko da (czyt. dziś wieczorkiem). ^^
      Na jak to nie! Za kąciki się należy pełną gębą ;P

      Usuń
  4. Powstrzymałam się przed komentowaniem aż do teraz żeby niepotrzebnie nie zaśmiecac ci komentarzy. Komentarz może nie będzie elokwentny, ale z całą pewnością pełen zachwytu.

    Podoba mi się twój styl i to będę powtarza do znudzenia. Czasami gubię się w tych zdaniach, ale to zwyczajnie dlatego że zbyt pochłania mnie kombinowanie, co takiego mogło wpłynąc na takie, a nie inne zachowanie bohaterów i tracę wątek.

    Jest naprawdę ciekawie i wiernie mandze. Smoker jest taki swojski, że aż się łezka w oku kręci. Żal mi Ace'a, bo wygląda na to, że przestał byc tym, kim do tej pory był. Może stał się pewnego rodzaju duchem, ciekawa alternatywa. Mam nadzieję, że się nie spełni.

    Intryguje mnie ten instytut. Jest tajemniczy jak wszyscy diabli, więc wzbudza zainteresowanie mojego podejrzliwego umysłu.

    Kupuję wykreowane przez ciebie postacie, chociaż chciałabym, żeby rozdziały były trochę dłuższe. Przywykłam już do tasiemcowatych telenowel, i mimo że doceniam kunszt, to jednak brakuje mi więcej akcji. Tak jako... W ostatnim rozdziale zaczęło się coś zmieniac. Smoker zadziałał i się robi "zabawnie".

    Życzę wena i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!

    Pozdrawiam,
    Niebieska Myszka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy czytałam na mailu twoje komentarze. Dzięki wielkie za poświęcenie czasu i za to, że chciało ci się przeczytać te wszystkie rozdziały. Myszko, jesteś wielka! :D

      Jestem w siódmym niebie, że Smoker nie jest taki do końca nie łan pisowski i udało mi się go jakoś wykreować na swój pierwowzór. Nie mogę zdradzić, dlaczego Ace wrócił i jest taki jest. To zostanie wyjaśnione przy okazji kolejnych rozdziałów. Wszak spoiler zabija apetyty 8D

      Trochę dłuższe? Nie lubię pisać długich rozdziałów (zawsze mam wrażenie, że głupie ich sens, gdzieś w deszczu słów), ale zweryfikuje twoją prośbę, gdy będę pisała kolejny i następny aż do końca ;)

      W tajemnicy powiem, że ciąg dalszy pojawi się jeszcze dziś ;)

      Pozdrawiam,
      Kanako.

      Usuń
  5. O, znaleźli się marynarze z pierwszego rozdziału. Tylko jaką rolę odegrają w tym całym przedstawieniu i co ważniejsze dlaczego nie mogą zobaczyć Ace'a. Aż mi się go żal zrobiło, kiedy sobie uświadomił, że jest tam całkiem sam i nie może liczyć na pomoc.
    Wytworzyłaś wokół Lacroix tak złowieszczą atmosferę, że aż przyprawiłaś mnie o ciarki. Skoro Smoker i jego załoga już tam dotarli, to może być jeszcze ciekawiej...
    Został mi już tylko jeden rozdział i wygląda na to, że się wyrobię... ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Robi się jeszcze mroczniej niż było. To morze trupów mnie przeraziło. Smoker w końcu okazał jakieś emocje :) A to pewno znaczy, że nasz pułkownik się rozkręca. Jestem ciekawa czy w końcu na tej wyspie spotka Ace'a *.* Jestem ciekawa jak będzie wyglądało to spotkanie :D

    Scena w lochach też bardzo mocna. Jestem ciekawa czy Joe i LG przeżyją w tej jaskini. Ace musi być już naprawdę wykończony. Został mi ostatni rozdział, a szkoda, bo zaczyna się robić jeszcze bardziej ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  7. O ja... ale zwrot akcji... Czy Ace w ogóle jest żywy? Mam teraz wątpliwości czy 6 rozdział jest tym ostatnim xD Bo jest prawda? Umrę jak się nie dowiem jak to się skończyło!
    Zajebiste z tym morzem trupów.
    Co za mrożąca krew w żyłach scena...
    Van

    OdpowiedzUsuń