Kolejny
rozdział przed nami. Piąty z kolei. Muszę przyznać, że to moje najdłuższe w
historii opowiadanie z One Piece, jakie przyszło mi pisać. Chciałabym was
serdecznie zaprosić do odwiedzania zakładki „kurs”, tam możecie znaleźć linki
do one-shotów mojego autorstwa. Zachęcam gorąco do lektury!
Jak zwykle
gromkie brawa i owacje na stojąco należą się mojej niezastąpionej Sarin-chan,
która wracając na weekend do domu, ma jeszcze siłę, aby poprawić „ogniem i
dymem”. Dziękuję ślicznie!
Rozdział
dedykuję najszczęśliwiej osobie na ziemi. Happy., dziękuję, że czytasz nawet,
jeśli nie znasz kanonu.
Wyspa śmierci
Niebo zakwitło
kolorem pomarańczy. Kolejny dzień mijał tak jak tysiące przed nim wraz ze
słońcem chowającym się za horyzontem.
Smoker, delektując
się spokojem, przeglądał wieczorną gazetę. Szukał czegoś, co mogło go
zainteresować, ale doznał głębokiego rozczarowania. Nie działo się absolutnie
nic, co mogło przykuć jego uwagę. Szczerze wątpił, aby plotki o rzekomej
śmierci Słomkowego Kapelusza Luffy’ego były prawdziwie, ba, głęboko wierzył, że
jego powrót będzie akcentowany wielkim „buuum” z dedykacjami dla kolejnej
generacji piratów.
Mimo
że od śmierci Białobrodego morza wcale nie były już tak spokojne, piraci masowo
rzucili się na lądy, które niegdyś należały do jego bandery. Pozostała trójka
Imperatorów także nie próżnowała – za punkt honoru obrali sobie zdobywanie, jak
na gwałt, nowych terytoriów, może prócz tych należących do Czerwonowłosego
Shanksa[1],
który zawsze cechował się zdrowym rozsądkiem. Na tej też podstawie Smoker
wywnioskował, że zamierzony sukces Marynarki odbił się rykoszetem od reputacji
bezpieczeństwa mieszkańców społeczeństwa pięciu mórz.
Czy mógł
Ofelię zaliczyć do grona ofiar nowego systemu terroru? Tego nie wiedział,
dlatego głównym celem programowym ich misji nie było tylko prześledzenie
struktury i tajemnicy Lacroix, ale wyjaśnienie jej zniknięcia. Czuł w kościach,
że odnajdzie tam jakieś wskazówki.
Dedukcja go
nie zawodziła. Nigdy.
— Wiceadmirale Smoker! — Krzyk świeżo
upieczonej pani kapitan rozbudził go z rozmyślań.
—
Co jest? — zapytał, spoglądając na swoją prawą rękę spod gazety. Nie umknął mu
fakt, że Tashigi była wyraźnie czymś wzburzona. Doznał uczucia deja vu, ale posłusznie poderwał się z
miejsca, składając mechanicznie brukowiec.
— To istna rzeka trupów — wyszeptała i
przełknęła głośno ślinę, przypatrując się czemuś, czego Smoker z takiej
odległości nie mógł dostrzec. Podszedł bliżej.
Zaiste, miała rację. Morze zafarbowało się
na kolor krwi. Nad jego powierzchnią wraz z morskim prądem płynęła fala zwłok.
Wiceadmirał
poczuł jak serce zaczęło wybijać szybciej rytm. Nie mógł zignorować
zaciśniętych pięści każdego z trupów.
— Sugeruję,
abyśmy podzieli się na dwie grupy – zdecydował. – Ta, która zostanie na
pokładzie i ta, która pójdzie w ślad za mną, aby zbadać wyspę — zagrzmiał, a
kilkanaście par oczu skupiło na nim swoją uwagę.
Tashigi, po
wieloletniej współpracy, nie mogła tak po prostu przejść obojętnie koło reakcji
Smokera. Dostrzegła, jak jego dłonie drżą i aby to ukryć, lewą włożył do
kieszeni; jak jeszcze mocniej zacisnął zęby na cygarach, jak w jego oczach
pojawiły się ogniki, jak nie mógł dać upustu swoim emocjom. Kobieta tak
naprawdę pierwszy raz widziała go w takim stanie, zawsze skryty pod maską
opanowania był jak zamknięta księga. Teraz miała wrażenie, że wszystkie emocje
odbijały się w jego oczach.
— Dowiedziałeś
się czegoś nowego? — zapytała mimowolnie, mając pewne podejrzenia co do stanu
emocjonalnego swojego przełożonego.
— Czysta dedukcja,
ale najprawdopodobniej mamy do czynienia z chorym fanatykiem załogi
Białobrodego, który nie mógł się pogodzić z faktem, że się rozpadła —
odpowiedział.
— Insynuuję,
że ewentualnie chorobliwym krytykiem tej załogi, który lubi mścić się na
umarłych — wtrąciła swoje trzy grosze Tashigi. Miała świadomość, że wszystko
sprowadzało się do osoby, która jeszcze przed rokiem miała moc zdolną do
zniszczenia świata.
— Tak czy
siak, to z pewnością maniak sportów ekstremalnych — skomentował Smoker,
skinięciem głowy przyznając dziewczynie rację. — Miej się na baczności, Tashigi, i nie
puszczaj gardy — powiedział po chwili, wpatrując się jak w transie w wyspę
Lacroix, która właśnie ukazała się na horyzoncie.
*
Ace nie był usatysfakcjonowany zwłokami
mężczyzny, na którego upadł. Przez chwilę pokładał w nim swoją nadzieję, ale
kalkulując, że trup nie może udzielić mu żadnej wskazówki, skapitulował,
dlatego nie zauważył ani pikowego AS’a w jego dłoni, ani tatuażu wyrytego
dumnie na ramieniu.
Niestety,
nigdy nie był osobą, która z maniakalnym uporem kierowała się szarymi
komórkami, nie układał w głowie także żadnych podstępnych planów i zawiłych
strategii. Działał impulsywnie i pod wpływem chwili, a teraz adrenalina
tętniąca w żyłach podpowiadała, że musi się podnieść i iść prosto przed siebie.
Wiedział, że
jeśli niczego nie zrobi, to jego świat rozpadnie się na miliony kawałków. Nie
mógł na to pozwolić, dlatego jedyne, co mógł, to biec do przodu i się nie
zatrzymać, nawet jeśli miałoby to trwać więcej niż wieczność.
— Oi, Joe, ale
żeś mnie wystraszył tym nagłym zniknięciem — usłyszał głos, który odbił się
echem od wąskiego tunelu. Usta Portgasa rozchyliły się w delikatnym uśmiechu i,
nie zaważając na to czy to wróg, czy przyjaciel, postanowił wyjść na spotkanie
śladowej ilości życia.
— Sam żem był
w szoku jak stąd do końca świata — nadawał wesoło Joe, rękami nakreślając jak
daleko jest stąd do końca świata. — Nagle pojawiły się jakieś korzenie, które
zassały mnie do ziemi, czaisz, nie? — zaśmiał się.
— A to dobre! Pokonało nas drzewo! — LG
zawtórował swojemu przyjacielowi broni gromkim śmiechem, jakby opowiadali sobie
kawały.
Ace
przypatrywał się im przez chwilę z ukrycia. Nie potrafił ich zidentyfikować,
ale zdecydowanie nie wyglądali jak rządni krwi wrogowie i posłannicy samego
diabła. Raczej zdawało mu się, że byli z kategorii tych lekkomyślnych ludzi,
którzy śmiali się ze swojego nieszczęścia, aby dodać sobie otuchy.
Portgas odchrząknął głośno, aby dać im do
zrozumienia, że nie są sami, i wyszedł ze swojej kryjówki.
— Jakoś tak chłodno się zrobiło. —
Marynarz stojący bliżej niego zadrżał teatralnie i nasunął na głowę kaptur.
— Ano, pierońsko. — Pokiwał głową jego
towarzysz, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Zawiesił oczy tam, gdzie stał
Ace, ale tylko wzruszył ramionami, tak jakby w ogóle go nie zauważył. — Ale
wiesz, Joe, nie mam bladego pojęcia, co teraz — odparł, drapiąc się po
kilkudniowym zaroście.
— Mnie nie
pytaj, wiem tyle, co ty, głupolu jeden — odparował wyższy mężczyzna. — Ale byle
do przodu, nie? — zagadnął wesoło
— Mam jakieś
takie niejasne wrażenie jakbyśmy nie byli sami i w ogóle — dodał, rzucając
jeszcze ostatnie spojrzenie Ace’owi. Gdy nic tam nie dostrzegł, ruszył za swoim
przyjacielem.
— Głupoty
opowiadasz. — fuknął Joe, machając ręką, tak jakby odganiał wyjątkowo namolnego
owada. Skierowali się w bliżej nieokreślonym kierunku, tam gdzie prowadziły ich
nogi.
Ace zamrugał
parę razy powiekami. Profilaktycznie jeszcze próbując do nich zagadać, w przypływie niemocy krzyknął coś na tyle
głośno, na ile mu pozwoliło zaschnięte gardło, ale żaden z nich nie zareagował.
Poczuł jak
jego ciało wypełnia bliżej niezidentyfikowana pustka. Przyłapał się na nawet na
tym, że zachciało mu się płakać.
Filar, który
jeszcze przed chwilą utrzymywał go kurczowo przy życiu, rozpadł się na
kawałeczki.
Co jest grane, do diabła?, zaklął pod
nosem.
*
Okręt wojenny
marynarki zacumował. Smoker przyglądał się niechętnie klifom, obserwując je
uważnie, doszukując się jakiegokolwiek odchyłu od normalności. Wyspa wyglądała
na pierwszy rzut oka zwyczajnie, śmiał nawet twierdzić, że była niezamieszkała.
Przyroda robiła swoje – skały były pokryte grubymi gałęziami, a duże liście
drzew rzucały na nie złowrogie cienie.
— Porzućcie
wszelką nadzieję, wy, którzy przypłynęliście[2]. Oto jest Lacroix, wyspa śmierci
— przeczytała na głos Tashigi, przyciskając lornetkę do oczu.
— Mam co do
tego złe przeczucia — mruknął sam do siebie i obrócił się na pięcie, aby
poczynić odpowiednie przygotowania.
Mimo że uważał
się za człowieka mocno stąpającego po ziemi, zdarzały mu się od czasu do czasu
utonięcia w otchłaniach swojej wyobraźni.
Miał wrażenie,
że charakterystyczny śmiech odbija się od jego czaszki, burząc względny spokój,
jaki zagościł w jego umyśle.
Nie
wiem w jaki sposób tego dokonałeś, ale twoja legenda trwa nadal i będzie trwać
aż do mojej śmierci, pomyślał.
Nie miał już
żadnych złudzeń.
— Zwinąć
żagle!
[1][1]Mentor
głównego bohatera. Jeden z wielkiej czwórki Imperatorów, którzy wyznaczali
zasady na Nowym Świecie. Niegdyś pełnił rolę majtka na statku Króla Piratów. To
on wręczył Luffy’emu Słomiany Kapelusz, który stał się jednym z podstawowych
znaków rozpoznawczych serii.
[1][2]
Dante, Boska Komedia. Zmodyfikowane
na potrzeby opowiadania.
Rozdział może i nie był długi, ale sporo pytań mi się nasunęło. Jak to mi XD.
OdpowiedzUsuńWreszcie dotarli do Lacroix! Hohoho! Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów, bo mam przeczucie, że ten jest wstępem do ostatecznej akcji. I jeszcze raz wyrażam podziw dla fabuły i pomysłu - wszystko się teraz pięknie splotło. Spotkają się, prawda, prawda?? XD
Zastanawia mnie, dlaczego tamci dwaj olali Ace'a. Albo tamten mu coś zrobił czego Ace nie wie, bo luster tam nie było, albo uznali go za ducha. A że marynarze to nie tchórze... Hm. No, jestem ciekawa. Aż mi się żal Ace'a zrobiło trochę, jak to tak zignorowali a on został sam.
Końcówka i przemyślenia Smo nasuwają tylko jedną osobę na myśl. Hihihii! Lubię, gdy silne postaci okazują czasem słabości.
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością... A poprawianie to jednak jest dla mnie czymś w pewnym sensie przyjemnym! ^.^
Też się ciężę, że w końcu Smo ruszył dupsko i znalazł się na tej nieszczęsnej Lacroix, nawet nie wiesz, ile miałam przez niego krwi i potu wyplutego, haha :D A tak na serio, to powinien pojawić się już na lądzie, ale stwierdziłam, że z pośpiechu nic dobrego nie wyniknie. :D Uwierz w geniusz Ace'a i w pech Smokera, muszą się spotkać! *spoiler!* Będę się smażyć w piekle! ;P
UsuńLG i Joe są z natury ciekawscy, tacy bracia bliźniacy, ale nie spokrewnieni i na pewno, by się zaciekawili Portgasem, jakby go zobaczyli. Nie olewają, chyba, że ściany ciepłym moczem. Jej... o czym ja mówię! :D
Ja tam myślę, że trzeba mieć jaja, żeby przyznać się do swoich słabostek. Większość facetów ewidentnie stara się to wszystko zmoknąć w sobie, toteż Smoker wszystko tłamsi w myślach ^^
Cieszę się, bo jeszcze tego poprawienia będzie trochę mieć ^^
"Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy przypłynęliście" - czyżby inspiracją do tego tekstu była "Boska komedia" Dantego? Swoją drogą po maturze planuję przeczytać, bo aż wstyd mi nie znać całkowicie tego dzieła ! ^^ Anyway, uśmiechnęłam się szeroko, jak zobaczyłam to zdanie ;d
OdpowiedzUsuńMuszę Ci powiedzieć, że podobał mi się ten rozdział. Ale nie tak byle jak podobał, lecz naprawdę. W sumie to nie wiem, czy 10 minut czytałam. Tak szybko zleciało, że aż się zdziwiłam na samym końcu. Zaskoczyło mnie to, bo zawsze długo wszystko czytam. Ale u Ciebie tak jakoś szybciej mi to idzie, co mi się niezmiernie podoba. Chyba, że mam wtedy jakiś zastój czasu, ale nawet jeśli, to go nie odczuwam. po prosto, kiedy ktoś bardzo dobrze i ciekawie pisze, to nie zwraca się uwagi na otaczający nas świat. I tak jest właśnie ze mną, kiedy czytam Twój rozdział :)
Lubię Ace'a! I teraz zastanawiam się, czy on nie jest przypadkiem jakimś duchem? W końcu nie został zauważony przez Joe ani jego kumpla, więc coś musi być na rzeczy. A przecież od tak się kogoś nie nie zauważa. Musiało coś się stać i to z fatalnym skutkiem dla Ace'a.
I jeszcze to morze. Ciekawy pomysł z tymi zwłokami swoją drogą. Takie oryginalne według mnie. I trochę przerażające. Zwłaszcza, że woda także jest cała czerwona. Hmm... I nawet Smoker się boi, a chyba często strachu nie ukazuje, prawda?
Więc tutaj też coś się dzieje.!
Oczywiście, to taka złota myśli, której nawet źródło podałam w odwołaniach, czyli w kilku słów dla ciekawskich i spragnionych wiedzy podwórkowej, hihi :D Bardzo lubię te zdanie, jest zacne! ;)
UsuńBardzo dziękuję za te wszystkie ciepłe słowa. Nawet nie wierz jak podbudowujesz moją wiarę w pisanie tego opowiadania. Och! Czytając takie komentarze, aż chce się pisać i pisać i nie odrywać od worda tylko pisać, ale życie nie jest tak fajowe :D
Wszystkie twoje wątpliwości zostało rozwiane przy okazji kolejnych rozdziałów. Obiecuję. Na razie nie mówię nic, bo nie chce wypaplać.
Smoker to typowy bohater "koks", że tak ujmę. Wojownik marynarki pierwszej klasy, który ma w nosie niebezpieczeństwo, bo priorytetem jest sprawiedliwości itp. ;)
Dziękuję za komentarz!
Normalnie poczułam, że to "najszczęśliwsza osoba na Ziemi" to jakiś przytyk, ale dziękuję za dedykację! I od razu przepraszam za zwłokę z komentowaniem. Nie umiem żyć ostatnimi czasy. Jak żyć, panie premierze, jak żyć?
OdpowiedzUsuń"Niebo zakwitło kolorem pomarańczy." Takie śliczne zdanie i to jeszcze na samym początku!
Nie wiem, może się mylę, ale mam wrażenie, że bardzo dobrze czujesz się w pisaniu tego fanfika. Zdania ładnie układają się w całość, wszystko szybko się czyta, łatwo można wczuć się w sytuację bohaterów. Wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę. :D
Ace Niewidzialny. Zupełnie nie wiem, co o tym myśleć. Powiedziałabym, że to może jakaś podpucha albo halucynacja, ale czuję się zupełnie skołowana. Mam jeszcze jedno zastrzeżenie: niby narracja trzecioosobowa, ale mocno z perspektywy Ace'a, więc raczej nie mógł wiedzieć, że ten drugi facet nazywa się LG (chyba że się znają, ale odniosłam wrażenie, że jednak nie). Niemniej, zaskoczyłaś mnie zupełnie tym obrotem spraw, cieszę się bardzo, że wodzisz mnie za nos! (zapędy masochistyczne u siebie obserwuję). Ja już sobie wymyśliłam, że oni go znajdą i zaprowadzą do Smokera... nic to! Baw się dalej, Ace. Baw się dalej, Happy.
Z kącika przydatności czytelnika:
"zaważając na to czy" -> przecinek przed "czy"
"rozumienia, że nie są sami" -> byli
"Gdy nic tam nie dostrzegł" -> niczego
"opowiadasz. — fuknął" -> nie wiem, po co tam ta kropka, chyba wdarła się niepostrzeżenie ;)
"jego czaszki, burząc względny spokój, jaki zagościł w jego umyśle." -> powtórzenie
Jeszcze raz dziękuję za dedykację. Mimo wszystko chyba sobie nie zasłużyłam. :)
Nie pytaj. Ten śnieg za oknem jest zbyt przytłaczający, żeby mogła odpowiedzieć na twoje pytanie, szczęśliwy człowieku ;P A to, że komentujesz z małą zwłoką to się nie przyjmuj, nie prowadzę listy obecności czy jakiś statystyk, a kto by patrzył na daty? XD
UsuńNie wyprowadzę, bo naprawdę dobrze mi się piszę tego ficka. Chyba to dlatego, że naprawdę dobrze czuję się w skórze niektórych bohaterów, a przynajmniej tak mi się wydaję. Sama nie wiem. O! Zwalę na kochany fandom OP, bo jak tu dobrze się nie czuć, no jak? ;P
Nie no co ty! Oni sami nie wiedzą gdzie są, a co dopiero do Smo. Będę błądzić jak dzieci we mgle, nawet bardziej surrealistycznie niż Portgas, bo mimo wszystko on naprawdę zna osobę, która prowokuje pewne sytuację, dlatego... Nieważne, bo powiem kilka słów za dużo! Baw się tal dalej, mam nadzieję, że dobrze, co? ;)
Bardzo dziękuję. Kącik jak zwykle edukacyjny. Poprawię jak najszybciej jak się tylko da (czyt. dziś wieczorkiem). ^^
Na jak to nie! Za kąciki się należy pełną gębą ;P
Powstrzymałam się przed komentowaniem aż do teraz żeby niepotrzebnie nie zaśmiecac ci komentarzy. Komentarz może nie będzie elokwentny, ale z całą pewnością pełen zachwytu.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój styl i to będę powtarza do znudzenia. Czasami gubię się w tych zdaniach, ale to zwyczajnie dlatego że zbyt pochłania mnie kombinowanie, co takiego mogło wpłynąc na takie, a nie inne zachowanie bohaterów i tracę wątek.
Jest naprawdę ciekawie i wiernie mandze. Smoker jest taki swojski, że aż się łezka w oku kręci. Żal mi Ace'a, bo wygląda na to, że przestał byc tym, kim do tej pory był. Może stał się pewnego rodzaju duchem, ciekawa alternatywa. Mam nadzieję, że się nie spełni.
Intryguje mnie ten instytut. Jest tajemniczy jak wszyscy diabli, więc wzbudza zainteresowanie mojego podejrzliwego umysłu.
Kupuję wykreowane przez ciebie postacie, chociaż chciałabym, żeby rozdziały były trochę dłuższe. Przywykłam już do tasiemcowatych telenowel, i mimo że doceniam kunszt, to jednak brakuje mi więcej akcji. Tak jako... W ostatnim rozdziale zaczęło się coś zmieniac. Smoker zadziałał i się robi "zabawnie".
Życzę wena i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
Pozdrawiam,
Niebieska Myszka.
Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy czytałam na mailu twoje komentarze. Dzięki wielkie za poświęcenie czasu i za to, że chciało ci się przeczytać te wszystkie rozdziały. Myszko, jesteś wielka! :D
UsuńJestem w siódmym niebie, że Smoker nie jest taki do końca nie łan pisowski i udało mi się go jakoś wykreować na swój pierwowzór. Nie mogę zdradzić, dlaczego Ace wrócił i jest taki jest. To zostanie wyjaśnione przy okazji kolejnych rozdziałów. Wszak spoiler zabija apetyty 8D
Trochę dłuższe? Nie lubię pisać długich rozdziałów (zawsze mam wrażenie, że głupie ich sens, gdzieś w deszczu słów), ale zweryfikuje twoją prośbę, gdy będę pisała kolejny i następny aż do końca ;)
W tajemnicy powiem, że ciąg dalszy pojawi się jeszcze dziś ;)
Pozdrawiam,
Kanako.
O, znaleźli się marynarze z pierwszego rozdziału. Tylko jaką rolę odegrają w tym całym przedstawieniu i co ważniejsze dlaczego nie mogą zobaczyć Ace'a. Aż mi się go żal zrobiło, kiedy sobie uświadomił, że jest tam całkiem sam i nie może liczyć na pomoc.
OdpowiedzUsuńWytworzyłaś wokół Lacroix tak złowieszczą atmosferę, że aż przyprawiłaś mnie o ciarki. Skoro Smoker i jego załoga już tam dotarli, to może być jeszcze ciekawiej...
Został mi już tylko jeden rozdział i wygląda na to, że się wyrobię... ^^
Robi się jeszcze mroczniej niż było. To morze trupów mnie przeraziło. Smoker w końcu okazał jakieś emocje :) A to pewno znaczy, że nasz pułkownik się rozkręca. Jestem ciekawa czy w końcu na tej wyspie spotka Ace'a *.* Jestem ciekawa jak będzie wyglądało to spotkanie :D
OdpowiedzUsuńScena w lochach też bardzo mocna. Jestem ciekawa czy Joe i LG przeżyją w tej jaskini. Ace musi być już naprawdę wykończony. Został mi ostatni rozdział, a szkoda, bo zaczyna się robić jeszcze bardziej ciekawie.
O ja... ale zwrot akcji... Czy Ace w ogóle jest żywy? Mam teraz wątpliwości czy 6 rozdział jest tym ostatnim xD Bo jest prawda? Umrę jak się nie dowiem jak to się skończyło!
OdpowiedzUsuńZajebiste z tym morzem trupów.
Co za mrożąca krew w żyłach scena...
Van