2 lutego 2013

Rozdział 3

AS pik

Smoker wymienił parę uwag z Tashigi, która już wcześniej zebrała kilka informacji o jeziorze w celu rozeznania się w terenie, za co wiceadmirał był jej bardzo wdzięczny, ale na niewiele się to zdało. Zbiornik wodny nie należał do nikogo, co tłumaczyło, dlaczego ta okolica była tak zaniedbana. Ponadto, nikt nie zauważył, aby kręcił się tu ktoś podejrzany. 
— Noah, zaczekaj mi tu — mruknął Smoker, usadawiając się wygodnie na korzeniu. — Czego dowiedziałeś się o tej kobiecie? — zapytał spokojnie, zaciskając zęby na cygarach. Kilka minut temu stwierdził, że wychodzeniem z siebie nikomu nic nie udowodni, może co najwyżej mocno zszargać swój autorytet i splamić dobre imię, dlatego też postanowił rozproszyć swoje uczucia w dymie i skupić się, tylko i wyłącznie, na faktach. Liczył też na pomoc ze strony nieżyjącego mężczyzny, który był aktualnie wydobywany z jeziora.
— Ano, więc… — Mężczyzna podrapał się po kilkudniowym zaroście. — Nazywała się Blackmir Ofelia, urodziła się na South Blue[1] — przedstawił ją krótko, wręczając Smokerowi zdjęcie. Mężczyzna rzucił na nie okiem. Był pewny jednej rzeczy – to z pewnością ta sama kobieta, która raczyła mu złożyć wizytę tamtego dnia, mimo że na fotografii była młodsza i nie miała blizny na szyi.
  Wygląda na to, że nie utrzymywała kontaktów z mieszkańcami wioski — kontynuował żołnierz, wciskając dłonie do kieszeni, aby powstrzymać ich drżenie.
— Skąd wytrzasnąłeś to zdjęcie, skoro nigdy nie miała dobrych kontaktów z tubylcami? — zapytał, unosząc brwi. Spojrzał na niego, mrużąc oczy. Wątpił, aby ktokolwiek chciał trzymać czyjąś fotografię dla ozdoby, jeśli nie czuł do tej osoby choć grama sympatii, nie wliczając w to oczywiście listów gończych.
— W karczmie mają coś na wzór izby pamiątkowej. No, wie pan wiceadmirał, takie tam różne imprezy, święta, festiwale i w ogóle. 
— Rozumiem — przytaknął tylko. — Skoro nie była piratem, dlaczego zapuściła się na Nowy Świat? — pytał dalej. Najgorsze morze z wszystkich pięciu nie było bagatelą i zwykłe szczęście nie wystarczało, aby na nim przeżyć; zwłaszcza komuś, kto nie żeglował dwadzieścia cztery godziny na dobę.
— Dowiedziałem się tylko tyle, że zakochała się po uszy w jakimś młodziaku i dlatego postanowiła wyruszyć w morze.
— Byłbyś w stanie poświęcić się tak dla swojej miłości? — wypalił nagle Smoker, wykazując zainteresowanie tłem zdjęcia.
Wiceadmirał nie był kochliwy, nie potrafiłby rzucić się za ukochaną osobą w ogień, a tym bardziej poświęcić dla niej swojej dalszej kariery. Nie istniała także osoba, w której mógłby na stałe ulokować swoje uczucia, zważywszy na fakt, że okropnie bał się rozczarowań. Jego praca była niebezpieczna, zatem obecność Smokera w czyimś życiu mogła tylko zaszkodzić, a on sam nie chciał mieć przysłowiowej obroży wokół szyi, dlatego całkowicie oddał się pracy.
— A ten mężczyzna, to kto? — zaciekawił się, kładąc wskazujący palec na jasnej czuprynie, uchwyconej na fotografii.
Co prawda, była jedna taka osoba, która w życiu Smokera naprawdę załomotała swoim perswazyjnym myśleniem i zachowaniem, ale nigdy nie miał na jej temat ckliwych myśli i nie traktował jej przyszłościowo. Zwłaszcza, że był facetem. Zwłaszcza, że był piratem. Zwłaszcza, że nie żył już od kliku miesięcy.
— Nie wiem — przyznał szczerze Noah, poprawiając przekrzywiony daszek swojej czapki.  Jego głos przywołał Smokera do porządku. — Zaginęła parę miesięcy temu. Dokładnie to jakieś pół roku. Po prostu nagle przestała się pojawiać w mieszkaniu, w którym nocowała.
— Ta wioska jest jakby na wpół wymarła — mówił wiceadmirał do siebie, drapiąc się po podbródku i nadal przyglądając się fotografii.— Fiore była kiedyś stacjonowana przez Moby Dicka[2]?
— Tak, prze pana. Właściwie, to Białobrody ochraniał tę wyspę swoją banderą — uściślił. — To wszystko brzmi jak z taniego kryminału, co nie? — Zaśmiał się nerwowo, gdy Smoker znów pogrążył się swoich myślach.
— Wręcz przeciwnie — odparł tylko i poklepał Noaha po plecach. Dopiero, gdy znów wstał, aby pochodzić w kółko, uświadomił sobie, że zmarzł na kość i nie czuje prawie w ogóle palców.
— Oficerze, jest tak zimno, że nie czuję nóg — mruknął. — Zaprowadź mnie do karczmy.
— Tak jest!

*

Smoker zmarszczył czoło. Karczma nie była szczytem marzeń, właściwie uważał, że było to za mocne określenie na coś, co przedstawiało obraz zgliszczy. Pierwsze wrażenie jednak nie spowodowało u niego żadnych odruchów wymiotnych, ani tym bardziej zniesmaczenia, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej zaciekawił się sprawą. Mruknął do Noaha, aby poczekał na zewnątrz i rozejrzał się po okolicy, sam zaś śmiało otworzył drzwi – uważając jeszcze przy tym, aby przez przypadek nie wyrwać ich zawiasów – i wszedł do środka.
— Dobry — przywitał się. Pomieszczenie nie obfitowało w klientów, nie licząc czterech gości na krzyż i otyłej kobiety, która krzątała się przy barze, wycierając szklanki ścierką.
— Zapraszamy — mruknęła bez entuzjazmu właścicielka, jak się domyślił, a kilku gości wymieniło ze sobą parę zdań na temat wiceadmirała, który pojawił się nagle w zasięgu wzroku. Nawet dosłyszał ciche „biały łowca”.
— Wiceadmirał Marynarki Wojennej, Smoker — przedstawił się krótko, nie mając zamiaru spędzić tu całego popołudnia. — Mam do pani kilka pytań — podjął, zaciągając się cygarem. — Właściwie, bardzo interesuje mnie wasza izba pamięci — uściślił, gdy kobieta z wrażenia upuściła szklankę.
— A jaka tam znowu izba pamięci, co pan w ogóle mówi — odparła, wykazując przy tym o wiele więcej entuzjazmu niż na samym początku. Szybko schyliła się pod bar, aby pozbierać stłuczone szkło. — Taki skromny album ze zdjęciami, no, aby zachować kilka miłych wspomnień. Teraz to tyle takich podejrzanych typów się tu kręci, że głowa mała. — Syknęła z bólu, gdy odłamek szkła wbił się jej w palec i po chwili zaczęła go delikatne ssać, wyrzucając pozostałości po szklance do kosza.
— Podejrzanych? — zapytał zaciekawiony Smoker.
— Takich, co nawet potrafią się przedstawić jako marynarze, uchlać się do nieprzytomności, a później zniknąć i tyle ich człowiek widział — mruknęła z wyrzutem. — Nawet nie uregulowali swoich rachunków za nocleg — narzekała, pochylając się nad szafką.
— Naprawdę? — Żyłka na skroni Smokera zaczęła niebezpiecznie pulsować. Opis „uchlanych do nieprzytomności” doskonale pasował do jego „wesołej” gromadki podwładnych.
— To nieważne — mruknęła, machając nieporadnie ręką, w której trzymała album. — Proszę tutaj popatrzeć — dodała, a jej twarz rozświetlił uśmiech. Smoker podszedł, nie mając ochoty dalej drążyć tematu, co by nie nabawić się znów podniesionego ciśnienia. Wiedział jedno – gdy ich tylko znajdzie, wpoi im, co przystoi, a co nie przystoi żołnierzom Marynarki Wojennej. O ile będą jeszcze żywi.
Pani właścicielka nie szczędziła Smokerowi długich opowieści na temat różnych wydarzeń – czy kontemplacji drzew wiśni czy wiosennych fajerwerków. Wiele razy nawet przepraszała, skarżąc się na to, że w tak podeszłym wieku to i nawet pamięć zaczyna zawodzić.  Wiceadmirał przytakiwał od czasu do czasu, przytłoczony własnymi myślami. O ile wcześniej przypuszczał, że może czegoś się dowie o Blackmir Ofelii, teraz zwątpił, choć nie miał ochoty jeszcze rezygnować.
— Proszę się zatrzymać — powiedział nagle, dostrzegając jasną czuprynę na zdjęciach. Smoker otaksował go wzrokiem. Rysy twarzy miał ostre, nos orli, a oczy piwne i nieco krzywy zgryz. Strzelał, że mógł mieć dwadzieścia dwa lata, góra trzy. Miał wrażenie, że już gdzieś wcześniej widział tego człowieka, ale postanowił wykorzystać dobroć pani właścicielki.  — A o nim pani coś wie?
Kobieta pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się przepraszająco w kierunku wiceadmirała, który znał już odpowiedź.
— Nie mam pojęcia. Nietutejszy, to jakoś niespecjalnie mnie interesował. Pewnie podróżny jakiś czy coś. Nie legitymuję swoich gości, jeśli płacą — wzruszyła ramionami.
Jak na gust Smokera, mężczyzna wcale nie wyglądał na podróżnego w tym wysokim, granatowym jak niebo nocą kapeluszu na głowie, białą chustą przewiązaną u szyi i wytwornym, czarnym jesiennym płaszczem, zarzuconym na gołe ramiona.
Kobieta mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, co Smoker zignorował. Był pewny, że chciała jak najszybciej przejść do kolejnej historii, ale nie miał na to czasu.
— Miał coś wspólnego z Blackmir Ofelią? — Mężczyzna pytał dalej.
— Ofelią? — zdumiała się. — Ona to by wszystkich chciała zakuć w swoje kajdany i mieć na posługi. Była bardzo ładną dziewczyną i uzdolnioną plastycznie, lecz strasznie próżną. Nawet nie zdaje sobie pan sprawy, ilu było takich, którzy chętnie by się za nią w ogień rzucili, ale byli też tacy, co wcale nie zwracali na nią uwagi.
— To zdjęcie zostało zrobione w pańskiej karczmie, prawda? — Wyciągnął pomięte zdjęcie zaginionej i pokazał je kobiecie. Smoker nie oskarżałby panny Blackmir o łamanie młodzieńczych serc. Na fotografii nie wyglądała na szczęśliwą – miała zapuchnięte oczy, rozmazany makijaż, niezdrowo bladą cerę i zapadnięte policzki, a blady uśmiech przypominał raczej jak niewyraźny grymas smutku, niżeli szczęśliwości — obraz nędzy i rozpaczy.
— Tak. Kilka dni później słuch o niej zaginął — przyznała. —  Strasznie płakała, chyba z dwie, a nawet trzy godziny łykała jedną kawę, później podszedł do niej właśnie ten podróżny, ale zamienił z nią raptem kilka słów i szybko stracił zainteresowanie.
— A może mi pani teraz pokazać ten drugi album, mniej oficjalny, przeznaczony tylko dla mieszkańców?
W oczach kobiety zatliła się iskra niepokoju.

*

Ace, unosząc ręce w obronnym geście, zamrugał parę razy, starając się przyzwyczaić szczypiące oczy do światła. Miał wrażenie, że ktoś zrobił sobie z niego wyjątkowo niesmaczny żart.
Portgas zdawał sobie sprawę, że ten impas trwał za długo, a nie miał czasu stać jak słup soli i zastanawiać się nad wszystkimi najmniejszymi szczegółami. W tej sytuacji każda sekunda była cenna. Zacisnął zęby i znów uchylił powieki. 
W pierwszej chwili ciemne kontury obrazka namalowanego na ścianie wydawały się być tylko złudzeniem, dlatego przetarł oczy, usiłując za wszelką cenę pozbyć się resztek otępienia. Jednak, gdy zrobił to drugi, trzeci i czwarty raz, a efekt był taki sam, ogarnęło go zrezygnowanie.
Dlaczego mam takie okropne uczucie deja vu?,pomyślał, wpatrując się bezradnie w czarny liść na ścianie. Wszystko wróciło do niego z taką siłą, że przez chwilę zastanawiał się, czy po prostu nie uciec, ale ucieczka nigdy nie była w jego stylu.
      Z zadumy wyrwał go szelest i automatycznie skierował swój wzrok w tamtą stronę. 
— Nie powinieneś być zdziwiony. Ten znak widnieje na twojej Jolly Roger[3], prawda? Pływałeś pod nią kiedy miałeś wspaniałe marzenia, aby stać się najsilniejszym i zdobyć One Piece[4] — mruknął cicho nieznajomy. Ace nadal nie potrafił zidentyfikować, gdzie był. Rozglądał się dookoła, lecz jedyne co widział to kamienne ściany, pochodnie, znak piku i swój własny cień. — Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo ci kibicowałem, abyś dopiął swego, a gdy postanowiłeś przyłączyć się do jednego z hegemonów, poczułem naprawdę mocne ukłucie w sercu — dodał, jakby z wyrzutem. — Chciałem mieć cię tylko dla siebie. Wierzyłem, że w końcu odnajdziesz mnie na tym bezkresnym wielkim oceanie, ale poszedłeś w zaparte… Ace, dlaczego musisz być zawsze taki nieprzewidywalny, co?  
— Sorka, ale za dużo gadasz i zgubiłem się w trzecim zdaniu — odparł wymownie, drapiąc się po głowie. Nie miał ochoty rozmawiać o swoich życiowych decyzjach, których nigdy nie żałował, nawet, gdy był już w objęciach śmierci. W tej chwili trudno było mu przyjrzeć się tej sprawie na spokojnie, zwłaszcza, że nadal żył bitwą nad Marineford i za wszelką cenę chciał tam wrócić albo przynajmniej odszukać Luffy’ego, aby przekonać się na własne oczy, że żyje i nic mu nie jest. — Chciałbym cię jednak o coś zapytać. Dlaczego sam nie wyszedłeś mi na spotkanie, skoro chciałeś, abyśmy się w końcu spotkali?
— Właśnie to zrobiłem — odparł, a Ace wyczuł w tym taką pewność siebie, że doznał zawrotów głowy.
— Wybacz, ale nie mogę marnować ani chwili więcej — mruknął, chociaż nie miał pewności, czego ten mężczyzna od niego oczekiwał. Wywnioskował, że śledził jego piracką karierę od początku, więc mógł się domyślić, że nie robił tego na próżno, ot, z braku lepszego pomysłu na zabicie nudy.
— Ace, naprawdę sądzisz, że dam ci tak po prostu odejść? — Usłyszał znów ten śmiech – arogancki, pewny siebie. Portgas nabrał wrażenia, że nieznajomy próbuje mu zasugerować, iż od dziś jest jego własnością, co go strasznie irytowało, zważywszy na fakt, że nie był rzeczą i nie miał ochoty być niczyją zabawką.
— Wybacz, ale nie mam zamiaru pytać o pozwolenie  — burknął Płomienna Pięść. — Mam wolną rękę. A tak w ogóle, to widziałeś kiedyś pirata, który podlega jakimkolwiek regułom? 
— Wiem, że twoją życiową dewizą jest żyć tak, aby niczego nie żałować, Ace, ale wiesz, nie wszystko idzie zawsze po naszej myśli. Poza tym, nie mam zamiaru cię ograniczać. Ty potrzebujesz mnie, a ja ciebie.
Ace nie wiedział, co powiedzieć. Milczał przez chwilę, wpatrując się w pik, czasem rzucając ukradkowe spojrzenie na czarny cień, malujący się z każdą minutą coraz wyraźniej na ścianie. Miał mętlik w głowie i starał się za wszelką cenę nie wpaść w panikę. Nigdy nie powinien poddawać się rozpaczy, która nie prowadziła do niczego dobrego, a raczej sprowadzała wszystko do przegranej, zwłaszcza w takiej podbramkowej sytuacji.
— Nie mogę tkwić w tym bagnie — mruknął pierwsze, co przyszło mu do głowy, choć wiedział, że taka zabawa nie miała w ogóle sensu, zważywszy na fakt, że nieznajomy miał przewagę – to było jego terytorium i właściwie nigdy nie twierdził, że był sam. Jednak Ace pierwszy raz życiu nie miał czasu walczyć do ostatniej kropli potu i narażać swojego karku. Chciał w tej chwili jak najprędzej zobaczyć Luffy’ego.
— Kagerou! — Z ręki Ace’a wystrzelił podmuch ognia w kształcie wiru, przekształcając się po chwili w pożogę, która mogła pożreć swoimi płomieniami nawet całe pomieszczenie. Lubił to uczucie, gdy płomienie lizały jego ciało – czuł przyjemne łaskotanie i ciepło wypełniające każdą komórkę ciała.
Pierwszy raz, od chwili przebudzenia poczuł, że żyje.


*

— Wiceadmirale, nasz zamordowany to pirat znany jako „Czarny korsarz” Blake. Nagroda za głowę to osiemdziesiąt milionów beli. 
  Jaka jest przyczyna zgonu, Tashigi?
— Trudno określić. Na pewno miał skrępowane ręce, o czym świadczą ślady na nadgarstkach. Wygląda na to, że ktoś położył ofiarę na czymś ostrym, nie wykluczam gwoździ, i uderzał niesystematycznie tępym narzędziem — wyjaśniła. — Nie dowiemy się niczego więcej, jeśli nie oddamy ciała do ekspertyzy.
— Morderstwo z premedytacją — mruknął pod nosem Smoker, zaciągając się cygarem. — Zadzwoń do głównej siedziby G-5 i nakaż, aby przyjechali po ciało.
— Denat miał przy sobie jeszcze to — dodała Tashigi, wręczając Smokerowi foliowy worek. — Ściskał ją tak mocno, że byliśmy zmuszeni zrobić kilka nacięć.
Wiceadmirał otarł pot z czoła, przyglądając się przez chwilę zawartości folii i westchnął głęboko, zaciągając się cygarami. Na początku ulokował swój wzrok na czarnym „A”, a później przeniósł go na liść w kształcie grotu, znak pik.
— Karta AS? — zaciekawił się, przyglądając się przez chwilę znaku spade. Zmarszczył czoło. Wiedział, że karta nie znalazła się przypadkowo w rękach ofiary, choć bez wątpienia mogła mieć coś wspólnego z hazardowymi machlojkami. — Według raportu LG, ofiary miały w pięściach takie karty.
 Smoker nie miał wątpliwości, że i za tym zgonem stała osoba, która ukrywała się pod pseudonimem AS. Tylko dlaczego wybrał akurat znak pik i dlaczego jej ofiarami byli sami piraci w przedziale od pięćdziesięciu milionów beli w górę? Po chwili zmarszczka na jego czole pogłębiła się, gdy grot drgnął lekko, jak igła kompasu, i wskazał wschód.
Miał to potraktować jako zaproszenie do „zabawy”? Wieloletnie praktyki w zawodzie nauczyły go rozwagi, ale Smoker nigdy nie należał do osób odznaczających się cierpliwością, dlatego w miarę swoich możliwości postanowił wszystko przyspieszyć. 
— Wiatr w żagle. Ruszamy na Lacroix — zagrzmiał w stronę pani kapitan  i ludzi G-5.
Nie miał pojęcia dlaczego, ale gdy tylko obracał w dłoni pikowego ASa, przed jego oczami zarysowała się sylwetka Portgasa D. Ace’a. Człowieka, który w jednej chwili wywrócił jego życie do góry nogami.
PRZY ROZDZIALE HAROWAŁA RAZEM ZE MNĄ
SARIN-CHAN! 


[1][1] Świat One Piece jest podzielony na pięć mórz i istnieje jeszcze to szóste, legendarne - All Blue. Możecie to podejrzeć tutaj.
[2] Statek Białobrodego.
[3] Znak towarowy każdego pirata. Czaszka z piszczelami na banderze, która jest symbolem pirackiej załogi. Jolly Roger Ace’a wyglądała tak. W świecie One Piece wielu piratów miało swoje znaki, a pływało pod Jolly swojego kapitana. Dobry przykład to załoga Słomkowego Kapelusza.
[4] Legendarny skarb, zostawiony przez pierwszego i jak na razie jedynego króla piratów, Gol D. Rogera, znanego bardziej jako Gold Roger.

7 komentarzy:

  1. Aaach, jaka fajna strzałeczka na blogu *_* Ace, Ace!
    Ten rozdział mogę podsumować tak - wszystkie drogi prowadzą do Lacroix, tak? Ace na pewno tam jest, a Smo... Czyżby poszukiwał osoby, która aktualnie więzi Ace'a? Matko, wychodzi Ci tak spójna i ciekawa fabuła, że aż miło, naprawdę. ^^ Nie mogę doczekać się rozdziału 4. I sprawdziły się moje przewidzenia co do ASa pik. Tylko, że nie robi tego Ace, tylko... Hmm, jego fan? XD Ktoś, z kim pływał, nim przyłączył się do Białobrodego? Amp.
    Jedyne, na co teraz nie mam pomysłu, to postać Ofelii, ale poczekam, aż się wyjaśni. :3 Bo jak na razie moje obstawienia mogą wydawać się śmieszne. XD
    Co Smo wygrzebał w tym drugim albumie dla miejscowych? Strasznie mnie to intryguje.
    Ta, no i nie, żebym wyszła na napaloną yaoistkę, ale... Bardzo, bardzo czekam na spotkanie głównych postaci. Serio. *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ukradłam ją i jestem z tego dumna, bo Ace, serio :D
      Oczywiście, w końcu akcja (w głównej mierze) ma się rozgrywać na tej wyspie, prawda? Nie mogło być inaczej! Nie powiem nic więcej, aczkolwiek Smoker na bank nie próżnuje i nadal kalkuje w swojej głowie różne teorie spiskowe, co wyjdzie przy okazji rozdziału czwartego (tam pojawią się moje ukochane retrospekcje :D). Co do twoich przepuszczeń - polecam jeszcze raz przeanalizować moment, w którym opisałam pana z fotografii, ale nie mów nic na głos, proszę ^^
      Panna Blackmir jest postacią kluczową. Wszystko się dowiesz przy okazji kolejnych rozdziałów, bo damy radę prawda? ^^ Jakby tam chętnie posłuchała o twoich obstawieniach XD
      Bardzo fajną rzecz wygrzebał, znaczy się kolejne zdjęcie. Zobaczysz sama :D
      Powiem ci, że ja też czekam na ten moment. Ja KCEM już, żeby ich drogi się wreszcie skrzyżowały. ^^

      Usuń
  2. Wypiszę tylko błędy, a ładny komentarz zostawię pod najnowszym rozdziałem:
    "Byłbyś wstanie" -> w stanie
    " Zwłaszcza, że był facetem. Zwłaszcza, że był piratem. Zwłaszcza, że nie żył już od kliku miesięcy." - śliczne zdania, ale te przecinki pomiędzy "zwłaszcza" i "że" są niepotrzebne. ;)
    "Mruknął do Noaha" -> specjalistą nie jestem, ale myślę, że tego imienia się nie odmienia. Chyba że w mandze lub anime tak było, to zwracam honor. :D
    "łamanie młodzieńczych serce" -> serc
    "czego ten mężczyzna od niego oczekuje" -> oczekiwał
    "pozwolenie. — burknął" -> kropka zbędna
    "nie wygląda na szczęśliwą" -> wyglądała, zresztą w tym samym zdaniu powtarza się to słowo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za wypisanie błędów. Już poprawiłam ;*

      Usuń
  3. Kanako, wybacz, że znów nawaliłam z komentowaniem, po prostu nie sądziłam, że tak ciężko mi będę mieć tak mało czasu na cz6ytanie w spokoju. Jeśli nie zobaczysz dziś komentarzy ode mnie pod wszystkimi rozdziałami, to zabij mnie w najbardziej wymyślny sposób jaki ci tylko przyjdzie do głowy.
    Hmm... czy to się Smokerowi podoba, czy nie, wygląda na to, że jest na dobrej drodze do znalezienia Ace'a. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo jeśli ta Ofelia z pierwszego rozdziału i ta, o której tutaj mowa to ta sama osoba, to czy nie znajduje się tam gdzie Ace, to... Dobra, chyba za bardzo puściłam wodze fantazji albo za bardzo nie mogę się doczekać spotkania Smokera i Ace'a.
    Kolejną ciekawą sprawą jest kwestia tego co takiego właścicielka karczmy ukrywa w tym albumie, że zaniepokoiła się, kiedy Smoker ją o niego poprosił. Ciekawe czy sprawa dotyczy tylko jej, czy całej wioski.
    No nic, lecę dalej. ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezły kryminał się z tego robi. Śledztwo Smokera bardzo dobrze ukazałaś. Ta Ofelia, mimo iż OC, to mnie szczerze zainteresowała. A tym blond chłopakiem na pewno jest Sabo. W każdym razie Twój opis świetnie do niego pasuje. Rozwaliła mnie rozmowa Smokera z tą właścicielką baru. W mojej wyobraźni ten obrazek wyglądał dość komicznie. Zaraz biorę się za kolejny rozdział, bo historia wciągnęła mnie na nowo :D Smoker w Twoim wykonaniu wymiata.

    Po fragmencie z Ace'm już jestem pewna, że tamtą osobą jest Sabo, bo on i Luffy wiedzą tylko takie rzeczy o Płomiennej Pięści. Ace jak zwykle kozak :D W Twoim wykonaniu również wymiata ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejusiu, w głowie mam wizje, kto to może być ten cały As i kto uratował Ace'a! Ofelia jest dla mnie tajemniczą i ciekawą osobą. Jaką role tu odegra? Super historia. Podoba mi się nawiązanie do uczucia albo czegoś w tym stylu u Smokera. Porównania masz przednie.
    Van

    OdpowiedzUsuń