AS pik
Smoker
wymienił parę uwag z Tashigi, która już wcześniej zebrała kilka informacji o
jeziorze w celu rozeznania się w terenie, za co wiceadmirał był jej bardzo
wdzięczny, ale na niewiele się to zdało. Zbiornik wodny nie należał do nikogo,
co tłumaczyło, dlaczego ta okolica była tak zaniedbana. Ponadto, nikt nie
zauważył, aby kręcił się tu ktoś podejrzany.
—
Noah, zaczekaj mi tu — mruknął Smoker, usadawiając się wygodnie na korzeniu. —
Czego dowiedziałeś się o tej kobiecie? — zapytał spokojnie, zaciskając zęby na
cygarach. Kilka minut temu stwierdził, że wychodzeniem z siebie nikomu nic nie
udowodni, może co najwyżej mocno zszargać swój autorytet i splamić dobre imię,
dlatego też postanowił rozproszyć swoje uczucia w dymie i skupić się, tylko i
wyłącznie, na faktach. Liczył też na pomoc ze strony nieżyjącego mężczyzny,
który był aktualnie wydobywany z jeziora.
— Ano, więc… —
Mężczyzna podrapał się po kilkudniowym zaroście. — Nazywała się Blackmir
Ofelia, urodziła się na South Blue[1]
— przedstawił ją krótko, wręczając Smokerowi zdjęcie. Mężczyzna rzucił na nie
okiem. Był pewny jednej rzeczy – to z pewnością ta sama kobieta, która raczyła
mu złożyć wizytę tamtego dnia, mimo że na fotografii była młodsza i nie miała
blizny na szyi.
— Wygląda na to, że nie utrzymywała kontaktów z
mieszkańcami wioski — kontynuował żołnierz, wciskając dłonie do kieszeni, aby
powstrzymać ich drżenie.
— Skąd
wytrzasnąłeś to zdjęcie, skoro nigdy nie miała dobrych kontaktów z tubylcami? —
zapytał, unosząc brwi. Spojrzał na niego, mrużąc oczy. Wątpił, aby ktokolwiek
chciał trzymać czyjąś fotografię dla ozdoby, jeśli nie czuł do tej osoby choć
grama sympatii, nie wliczając w to oczywiście listów gończych.
— W karczmie
mają coś na wzór izby pamiątkowej. No, wie pan wiceadmirał, takie tam różne
imprezy, święta, festiwale i w ogóle.
— Rozumiem —
przytaknął tylko. — Skoro nie była piratem, dlaczego zapuściła się na Nowy
Świat? — pytał dalej. Najgorsze morze z wszystkich pięciu nie było bagatelą i
zwykłe szczęście nie wystarczało, aby na nim przeżyć; zwłaszcza komuś, kto nie
żeglował dwadzieścia cztery godziny na dobę.
— Dowiedziałem
się tylko tyle, że zakochała się po uszy w jakimś młodziaku i dlatego
postanowiła wyruszyć w morze.
— Byłbyś w
stanie poświęcić się tak dla swojej miłości? — wypalił nagle Smoker, wykazując
zainteresowanie tłem zdjęcia.
Wiceadmirał
nie był kochliwy, nie potrafiłby rzucić się za ukochaną osobą w ogień, a tym
bardziej poświęcić dla niej swojej dalszej kariery. Nie istniała także osoba, w
której mógłby na stałe ulokować swoje uczucia, zważywszy na fakt, że okropnie
bał się rozczarowań. Jego praca była niebezpieczna, zatem obecność Smokera w
czyimś życiu mogła tylko zaszkodzić, a on sam nie chciał mieć przysłowiowej
obroży wokół szyi, dlatego całkowicie oddał się pracy.
— A ten
mężczyzna, to kto? — zaciekawił się, kładąc wskazujący palec na jasnej
czuprynie, uchwyconej na fotografii.
Co prawda,
była jedna taka osoba, która w życiu Smokera naprawdę załomotała swoim
perswazyjnym myśleniem i zachowaniem, ale nigdy nie miał na jej temat ckliwych
myśli i nie traktował jej przyszłościowo. Zwłaszcza, że był facetem. Zwłaszcza,
że był piratem. Zwłaszcza, że nie żył już od kliku miesięcy.
— Nie wiem —
przyznał szczerze Noah, poprawiając przekrzywiony daszek swojej czapki. Jego głos przywołał Smokera do porządku. —
Zaginęła parę miesięcy temu. Dokładnie to jakieś pół roku. Po prostu nagle
przestała się pojawiać w mieszkaniu, w którym nocowała.
— Ta wioska
jest jakby na wpół wymarła — mówił wiceadmirał do siebie, drapiąc się po
podbródku i nadal przyglądając się fotografii.— Fiore była kiedyś stacjonowana
przez Moby Dicka[2]?
— Tak, prze
pana. Właściwie, to Białobrody ochraniał tę wyspę swoją banderą — uściślił. —
To wszystko brzmi jak z taniego kryminału, co nie? — Zaśmiał się nerwowo, gdy
Smoker znów pogrążył się swoich myślach.
— Wręcz
przeciwnie — odparł tylko i poklepał Noaha po plecach. Dopiero, gdy znów wstał,
aby pochodzić w kółko, uświadomił sobie, że zmarzł na kość i nie czuje prawie w
ogóle palców.
— Oficerze,
jest tak zimno, że nie czuję nóg — mruknął. — Zaprowadź mnie do karczmy.
— Tak jest!
*
Smoker
zmarszczył czoło. Karczma nie była szczytem marzeń, właściwie uważał, że było
to za mocne określenie na coś, co przedstawiało obraz zgliszczy. Pierwsze
wrażenie jednak nie spowodowało u niego żadnych odruchów wymiotnych, ani tym
bardziej zniesmaczenia, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej zaciekawił się
sprawą. Mruknął do Noaha, aby poczekał na zewnątrz i rozejrzał się po okolicy,
sam zaś śmiało otworzył drzwi – uważając jeszcze przy tym, aby przez przypadek
nie wyrwać ich zawiasów – i wszedł do środka.
— Dobry —
przywitał się. Pomieszczenie nie obfitowało w klientów, nie licząc czterech
gości na krzyż i otyłej kobiety, która krzątała się przy barze, wycierając
szklanki ścierką.
— Zapraszamy —
mruknęła bez entuzjazmu właścicielka, jak się domyślił, a kilku gości wymieniło
ze sobą parę zdań na temat wiceadmirała, który pojawił się nagle w zasięgu
wzroku. Nawet dosłyszał ciche „biały łowca”.
— Wiceadmirał
Marynarki Wojennej, Smoker — przedstawił się krótko, nie mając zamiaru spędzić
tu całego popołudnia. — Mam do pani kilka pytań — podjął, zaciągając się
cygarem. — Właściwie, bardzo interesuje mnie wasza izba pamięci — uściślił, gdy
kobieta z wrażenia upuściła szklankę.
— A jaka tam
znowu izba pamięci, co pan w ogóle mówi — odparła, wykazując przy tym o wiele
więcej entuzjazmu niż na samym początku. Szybko schyliła się pod bar, aby
pozbierać stłuczone szkło. — Taki skromny album ze zdjęciami, no, aby zachować
kilka miłych wspomnień. Teraz to tyle takich podejrzanych typów się tu kręci,
że głowa mała. — Syknęła z bólu, gdy odłamek szkła wbił się jej w palec i po
chwili zaczęła go delikatne ssać, wyrzucając pozostałości po szklance do kosza.
—
Podejrzanych? — zapytał zaciekawiony Smoker.
— Takich, co
nawet potrafią się przedstawić jako marynarze, uchlać się do nieprzytomności, a
później zniknąć i tyle ich człowiek widział — mruknęła z wyrzutem. — Nawet nie
uregulowali swoich rachunków za nocleg — narzekała, pochylając się nad szafką.
— Naprawdę? —
Żyłka na skroni Smokera zaczęła niebezpiecznie pulsować. Opis „uchlanych do
nieprzytomności” doskonale pasował do jego „wesołej” gromadki podwładnych.
— To nieważne
— mruknęła, machając nieporadnie ręką, w której trzymała album. — Proszę tutaj
popatrzeć — dodała, a jej twarz rozświetlił uśmiech. Smoker podszedł, nie mając
ochoty dalej drążyć tematu, co by nie nabawić się znów podniesionego ciśnienia.
Wiedział jedno – gdy ich tylko znajdzie, wpoi im, co przystoi, a co nie
przystoi żołnierzom Marynarki Wojennej. O ile będą jeszcze żywi.
Pani
właścicielka nie szczędziła Smokerowi długich opowieści na temat różnych
wydarzeń – czy kontemplacji drzew wiśni czy wiosennych fajerwerków. Wiele razy
nawet przepraszała, skarżąc się na to, że w
tak podeszłym wieku to i nawet pamięć zaczyna zawodzić. Wiceadmirał przytakiwał od czasu do czasu,
przytłoczony własnymi myślami. O ile wcześniej przypuszczał, że może czegoś się
dowie o Blackmir Ofelii, teraz zwątpił, choć nie miał ochoty jeszcze
rezygnować.
— Proszę się
zatrzymać — powiedział nagle, dostrzegając jasną czuprynę na zdjęciach. Smoker
otaksował go wzrokiem. Rysy twarzy miał ostre, nos orli, a oczy piwne i nieco
krzywy zgryz. Strzelał, że mógł mieć dwadzieścia dwa lata, góra trzy. Miał
wrażenie, że już gdzieś wcześniej widział tego człowieka, ale postanowił
wykorzystać dobroć pani właścicielki. —
A o nim pani coś wie?
Kobieta
pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się przepraszająco w kierunku
wiceadmirała, który znał już odpowiedź.
— Nie mam
pojęcia. Nietutejszy, to jakoś niespecjalnie mnie interesował. Pewnie podróżny
jakiś czy coś. Nie legitymuję swoich gości, jeśli płacą — wzruszyła ramionami.
Jak na gust
Smokera, mężczyzna wcale nie wyglądał na podróżnego w tym wysokim, granatowym
jak niebo nocą kapeluszu na głowie, białą chustą przewiązaną u szyi i
wytwornym, czarnym jesiennym płaszczem, zarzuconym na gołe ramiona.
Kobieta
mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, co Smoker zignorował. Był pewny, że
chciała jak najszybciej przejść do kolejnej historii, ale nie miał na to czasu.
— Miał coś
wspólnego z Blackmir Ofelią? — Mężczyzna pytał dalej.
— Ofelią? —
zdumiała się. — Ona to by wszystkich chciała zakuć w swoje kajdany i mieć na
posługi. Była bardzo ładną dziewczyną i uzdolnioną plastycznie, lecz strasznie
próżną. Nawet nie zdaje sobie pan sprawy, ilu było takich, którzy chętnie by
się za nią w ogień rzucili, ale byli też tacy, co wcale nie zwracali na nią
uwagi.
— To zdjęcie
zostało zrobione w pańskiej karczmie, prawda? — Wyciągnął pomięte zdjęcie
zaginionej i pokazał je kobiecie. Smoker nie oskarżałby panny Blackmir o
łamanie młodzieńczych serc. Na fotografii nie wyglądała na szczęśliwą – miała
zapuchnięte oczy, rozmazany makijaż, niezdrowo bladą cerę i zapadnięte
policzki, a blady uśmiech przypominał raczej jak niewyraźny grymas smutku,
niżeli szczęśliwości — obraz nędzy i rozpaczy.
— Tak. Kilka
dni później słuch o niej zaginął — przyznała. —
Strasznie płakała, chyba z dwie, a nawet trzy godziny łykała jedną kawę,
później podszedł do niej właśnie ten podróżny, ale zamienił z nią raptem kilka
słów i szybko stracił zainteresowanie.
— A może mi
pani teraz pokazać ten drugi album, mniej oficjalny, przeznaczony tylko dla
mieszkańców?
W oczach
kobiety zatliła się iskra niepokoju.
*
Ace, unosząc
ręce w obronnym geście, zamrugał parę razy, starając się przyzwyczaić
szczypiące oczy do światła. Miał wrażenie, że ktoś zrobił sobie z niego
wyjątkowo niesmaczny żart.
Portgas zdawał
sobie sprawę, że ten impas trwał za długo, a nie miał czasu stać jak słup soli
i zastanawiać się nad wszystkimi najmniejszymi szczegółami. W tej sytuacji
każda sekunda była cenna. Zacisnął zęby i znów uchylił powieki.
W pierwszej
chwili ciemne kontury obrazka namalowanego na ścianie wydawały się być tylko
złudzeniem, dlatego przetarł oczy, usiłując za wszelką cenę pozbyć się resztek
otępienia. Jednak, gdy zrobił to drugi, trzeci i czwarty raz, a efekt był taki
sam, ogarnęło go zrezygnowanie.
Dlaczego mam takie okropne uczucie deja vu?,pomyślał,
wpatrując się bezradnie w czarny liść na ścianie. Wszystko wróciło do niego z
taką siłą, że przez chwilę zastanawiał się, czy po prostu nie uciec, ale
ucieczka nigdy nie była w jego stylu.
Z
zadumy wyrwał go szelest i automatycznie skierował swój wzrok w tamtą
stronę.
— Nie
powinieneś być zdziwiony. Ten znak widnieje na twojej Jolly Roger[3],
prawda? Pływałeś pod nią kiedy miałeś wspaniałe marzenia, aby stać się
najsilniejszym i zdobyć One Piece[4] — mruknął cicho nieznajomy. Ace
nadal nie potrafił zidentyfikować, gdzie był. Rozglądał się dookoła, lecz
jedyne co widział to kamienne ściany, pochodnie, znak piku i swój własny cień.
— Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo ci kibicowałem, abyś dopiął swego, a gdy
postanowiłeś przyłączyć się do jednego z hegemonów, poczułem naprawdę mocne
ukłucie w sercu — dodał, jakby z wyrzutem. — Chciałem mieć cię tylko dla
siebie. Wierzyłem, że w końcu odnajdziesz mnie na tym bezkresnym wielkim
oceanie, ale poszedłeś w zaparte… Ace, dlaczego musisz być zawsze taki
nieprzewidywalny, co?
— Sorka, ale
za dużo gadasz i zgubiłem się w trzecim zdaniu — odparł wymownie, drapiąc się
po głowie. Nie miał ochoty rozmawiać o swoich życiowych decyzjach, których
nigdy nie żałował, nawet, gdy był już w objęciach śmierci. W tej chwili trudno
było mu przyjrzeć się tej sprawie na spokojnie, zwłaszcza, że nadal żył bitwą
nad Marineford i za wszelką cenę chciał tam wrócić albo przynajmniej odszukać
Luffy’ego, aby przekonać się na własne oczy, że żyje i nic mu nie jest. —
Chciałbym cię jednak o coś zapytać. Dlaczego sam nie wyszedłeś mi na spotkanie,
skoro chciałeś, abyśmy się w końcu spotkali?
— Właśnie to
zrobiłem — odparł, a Ace wyczuł w tym taką pewność siebie, że doznał zawrotów
głowy.
— Wybacz, ale
nie mogę marnować ani chwili więcej — mruknął, chociaż nie miał pewności, czego
ten mężczyzna od niego oczekiwał. Wywnioskował, że śledził jego piracką karierę
od początku, więc mógł się domyślić, że nie robił tego na próżno, ot, z braku
lepszego pomysłu na zabicie nudy.
— Ace,
naprawdę sądzisz, że dam ci tak po prostu odejść? — Usłyszał znów ten śmiech –
arogancki, pewny siebie. Portgas nabrał wrażenia, że nieznajomy próbuje mu
zasugerować, iż od dziś jest jego własnością, co go strasznie irytowało,
zważywszy na fakt, że nie był rzeczą i nie miał ochoty być niczyją zabawką.
— Wybacz, ale
nie mam zamiaru pytać o pozwolenie — burknął Płomienna Pięść. — Mam wolną
rękę. A tak w ogóle, to widziałeś kiedyś pirata, który podlega jakimkolwiek
regułom?
— Wiem, że
twoją życiową dewizą jest żyć tak, aby niczego nie żałować, Ace, ale wiesz, nie
wszystko idzie zawsze po naszej myśli. Poza tym, nie mam zamiaru cię
ograniczać. Ty potrzebujesz mnie, a ja ciebie.
Ace nie
wiedział, co powiedzieć. Milczał przez chwilę, wpatrując się w pik, czasem
rzucając ukradkowe spojrzenie na czarny cień, malujący się z każdą minutą coraz
wyraźniej na ścianie. Miał mętlik w głowie i starał się za wszelką cenę nie
wpaść w panikę. Nigdy nie powinien poddawać się rozpaczy, która nie prowadziła
do niczego dobrego, a raczej sprowadzała wszystko do przegranej, zwłaszcza w
takiej podbramkowej sytuacji.
— Nie mogę
tkwić w tym bagnie — mruknął pierwsze, co przyszło mu do głowy, choć wiedział,
że taka zabawa nie miała w ogóle sensu, zważywszy na fakt, że nieznajomy miał
przewagę – to było jego terytorium i właściwie nigdy nie twierdził, że był sam.
Jednak Ace pierwszy raz życiu nie miał czasu walczyć do ostatniej kropli potu i
narażać swojego karku. Chciał w tej chwili jak najprędzej zobaczyć Luffy’ego.
— Kagerou! — Z
ręki Ace’a wystrzelił podmuch ognia w kształcie wiru, przekształcając się po
chwili w pożogę, która mogła pożreć swoimi płomieniami nawet całe
pomieszczenie. Lubił to uczucie, gdy płomienie lizały jego ciało – czuł
przyjemne łaskotanie i ciepło wypełniające każdą komórkę ciała.
Pierwszy raz,
od chwili przebudzenia poczuł, że żyje.
*
—
Wiceadmirale, nasz zamordowany to pirat znany jako „Czarny korsarz” Blake.
Nagroda za głowę to osiemdziesiąt milionów beli.
— Jaka jest przyczyna zgonu, Tashigi?
— Trudno
określić. Na pewno miał skrępowane ręce, o czym świadczą ślady na nadgarstkach.
Wygląda na to, że ktoś położył ofiarę na czymś ostrym, nie wykluczam gwoździ, i
uderzał niesystematycznie tępym narzędziem — wyjaśniła. — Nie dowiemy się
niczego więcej, jeśli nie oddamy ciała do ekspertyzy.
— Morderstwo z
premedytacją — mruknął pod nosem Smoker, zaciągając się cygarem. — Zadzwoń do
głównej siedziby G-5 i nakaż, aby przyjechali po ciało.
— Denat miał
przy sobie jeszcze to — dodała Tashigi, wręczając Smokerowi foliowy worek. —
Ściskał ją tak mocno, że byliśmy zmuszeni zrobić kilka nacięć.
Wiceadmirał
otarł pot z czoła, przyglądając się przez chwilę zawartości folii i westchnął
głęboko, zaciągając się cygarami. Na początku ulokował swój wzrok na czarnym
„A”, a później przeniósł go na liść w kształcie grotu, znak pik.
— Karta AS? —
zaciekawił się, przyglądając się przez chwilę znaku spade. Zmarszczył czoło.
Wiedział, że karta nie znalazła się przypadkowo w rękach ofiary, choć bez
wątpienia mogła mieć coś wspólnego z hazardowymi machlojkami. — Według raportu
LG, ofiary miały w pięściach takie karty.
Smoker nie miał wątpliwości, że i za tym
zgonem stała osoba, która ukrywała się pod pseudonimem AS. Tylko dlaczego
wybrał akurat znak pik i dlaczego jej ofiarami byli sami piraci w przedziale od
pięćdziesięciu milionów beli w górę? Po chwili zmarszczka na jego czole
pogłębiła się, gdy grot drgnął lekko, jak igła kompasu, i wskazał wschód.
Miał to
potraktować jako zaproszenie do „zabawy”? Wieloletnie praktyki w zawodzie nauczyły
go rozwagi, ale Smoker nigdy nie należał do osób odznaczających się
cierpliwością, dlatego w miarę swoich możliwości postanowił wszystko
przyspieszyć.
— Wiatr w
żagle. Ruszamy na Lacroix — zagrzmiał w stronę pani kapitan i ludzi G-5.
Nie miał pojęcia dlaczego, ale gdy tylko obracał w dłoni pikowego ASa,
przed jego oczami zarysowała się sylwetka Portgasa D. Ace’a. Człowieka, który w
jednej chwili wywrócił jego życie do góry nogami.
PRZY
ROZDZIALE HAROWAŁA RAZEM ZE MNĄ
SARIN-CHAN!
[1][1] Świat One Piece jest podzielony na pięć mórz i
istnieje jeszcze to szóste, legendarne - All Blue. Możecie to podejrzeć tutaj.
[2]
Statek Białobrodego.
[3] Znak
towarowy każdego pirata. Czaszka z piszczelami na banderze, która jest symbolem
pirackiej załogi. Jolly Roger Ace’a wyglądała tak.
W świecie One Piece wielu piratów miało swoje znaki, a pływało pod Jolly
swojego kapitana. Dobry przykład to załoga Słomkowego Kapelusza.
[4]
Legendarny skarb, zostawiony przez pierwszego i jak na razie jedynego króla
piratów, Gol D. Rogera, znanego bardziej jako Gold Roger.
Aaach, jaka fajna strzałeczka na blogu *_* Ace, Ace!
OdpowiedzUsuńTen rozdział mogę podsumować tak - wszystkie drogi prowadzą do Lacroix, tak? Ace na pewno tam jest, a Smo... Czyżby poszukiwał osoby, która aktualnie więzi Ace'a? Matko, wychodzi Ci tak spójna i ciekawa fabuła, że aż miło, naprawdę. ^^ Nie mogę doczekać się rozdziału 4. I sprawdziły się moje przewidzenia co do ASa pik. Tylko, że nie robi tego Ace, tylko... Hmm, jego fan? XD Ktoś, z kim pływał, nim przyłączył się do Białobrodego? Amp.
Jedyne, na co teraz nie mam pomysłu, to postać Ofelii, ale poczekam, aż się wyjaśni. :3 Bo jak na razie moje obstawienia mogą wydawać się śmieszne. XD
Co Smo wygrzebał w tym drugim albumie dla miejscowych? Strasznie mnie to intryguje.
Ta, no i nie, żebym wyszła na napaloną yaoistkę, ale... Bardzo, bardzo czekam na spotkanie głównych postaci. Serio. *_*
Ukradłam ją i jestem z tego dumna, bo Ace, serio :D
UsuńOczywiście, w końcu akcja (w głównej mierze) ma się rozgrywać na tej wyspie, prawda? Nie mogło być inaczej! Nie powiem nic więcej, aczkolwiek Smoker na bank nie próżnuje i nadal kalkuje w swojej głowie różne teorie spiskowe, co wyjdzie przy okazji rozdziału czwartego (tam pojawią się moje ukochane retrospekcje :D). Co do twoich przepuszczeń - polecam jeszcze raz przeanalizować moment, w którym opisałam pana z fotografii, ale nie mów nic na głos, proszę ^^
Panna Blackmir jest postacią kluczową. Wszystko się dowiesz przy okazji kolejnych rozdziałów, bo damy radę prawda? ^^ Jakby tam chętnie posłuchała o twoich obstawieniach XD
Bardzo fajną rzecz wygrzebał, znaczy się kolejne zdjęcie. Zobaczysz sama :D
Powiem ci, że ja też czekam na ten moment. Ja KCEM już, żeby ich drogi się wreszcie skrzyżowały. ^^
Wypiszę tylko błędy, a ładny komentarz zostawię pod najnowszym rozdziałem:
OdpowiedzUsuń"Byłbyś wstanie" -> w stanie
" Zwłaszcza, że był facetem. Zwłaszcza, że był piratem. Zwłaszcza, że nie żył już od kliku miesięcy." - śliczne zdania, ale te przecinki pomiędzy "zwłaszcza" i "że" są niepotrzebne. ;)
"Mruknął do Noaha" -> specjalistą nie jestem, ale myślę, że tego imienia się nie odmienia. Chyba że w mandze lub anime tak było, to zwracam honor. :D
"łamanie młodzieńczych serce" -> serc
"czego ten mężczyzna od niego oczekuje" -> oczekiwał
"pozwolenie. — burknął" -> kropka zbędna
"nie wygląda na szczęśliwą" -> wyglądała, zresztą w tym samym zdaniu powtarza się to słowo
Dzięki wielkie za wypisanie błędów. Już poprawiłam ;*
UsuńKanako, wybacz, że znów nawaliłam z komentowaniem, po prostu nie sądziłam, że tak ciężko mi będę mieć tak mało czasu na cz6ytanie w spokoju. Jeśli nie zobaczysz dziś komentarzy ode mnie pod wszystkimi rozdziałami, to zabij mnie w najbardziej wymyślny sposób jaki ci tylko przyjdzie do głowy.
OdpowiedzUsuńHmm... czy to się Smokerowi podoba, czy nie, wygląda na to, że jest na dobrej drodze do znalezienia Ace'a. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo jeśli ta Ofelia z pierwszego rozdziału i ta, o której tutaj mowa to ta sama osoba, to czy nie znajduje się tam gdzie Ace, to... Dobra, chyba za bardzo puściłam wodze fantazji albo za bardzo nie mogę się doczekać spotkania Smokera i Ace'a.
Kolejną ciekawą sprawą jest kwestia tego co takiego właścicielka karczmy ukrywa w tym albumie, że zaniepokoiła się, kiedy Smoker ją o niego poprosił. Ciekawe czy sprawa dotyczy tylko jej, czy całej wioski.
No nic, lecę dalej. ; )
Niezły kryminał się z tego robi. Śledztwo Smokera bardzo dobrze ukazałaś. Ta Ofelia, mimo iż OC, to mnie szczerze zainteresowała. A tym blond chłopakiem na pewno jest Sabo. W każdym razie Twój opis świetnie do niego pasuje. Rozwaliła mnie rozmowa Smokera z tą właścicielką baru. W mojej wyobraźni ten obrazek wyglądał dość komicznie. Zaraz biorę się za kolejny rozdział, bo historia wciągnęła mnie na nowo :D Smoker w Twoim wykonaniu wymiata.
OdpowiedzUsuńPo fragmencie z Ace'm już jestem pewna, że tamtą osobą jest Sabo, bo on i Luffy wiedzą tylko takie rzeczy o Płomiennej Pięści. Ace jak zwykle kozak :D W Twoim wykonaniu również wymiata ;)
Jejusiu, w głowie mam wizje, kto to może być ten cały As i kto uratował Ace'a! Ofelia jest dla mnie tajemniczą i ciekawą osobą. Jaką role tu odegra? Super historia. Podoba mi się nawiązanie do uczucia albo czegoś w tym stylu u Smokera. Porównania masz przednie.
OdpowiedzUsuńVan