Witajcie
ponownie! Tak, to znów ja. Rozdział też dość króciutki, następny będzie trochę
dłuższy, bo przyspieszyłam trochę zabieg śledztwa w Fiore, bo ileż można
ciągnąć kota z ogon, prawda? Mistrza zła poznamy prawdopodobnie w szóstym
rozdziale, ewentualnie wcześniej, bo opowiadanie skupiać się będzie przede
wszystkim na uczuciu. ;)
Rozdział
pragnę zadedykować Sarin-chan, za poświęcenie i czas jaki włożyła w poprawę
błędów i w ogóle za to, że jest. Dziękuję śliczna ;*
Ostatni krzyk nadziei
Powietrze
było nasączone najróżniejszymi zapachami - pachniało krwią, ogniem, pleśnią i
morską wodą, choć równie dobrze mógł to być zwykły wybryk wyobraźni jego zmęczonego
organizmu, zmieszanego ze sprzecznymi emocjami, które w nim odżyły. Jedyne, co
słyszał, to swój przyspieszony oddech i krople deszczu uderzające o ściany,
choć nie wykluczał, że był to po prostu niedokręcony kran.
Ace
nie widział, gdzie jest, nie miał też zielonego pojęcia, jak znalazł się w tej
zatęchłej dziurze. Ostatnie, co zapamiętał, to swojego młodszego braciszka,
który tak mocno go ściskał, że aż czuł, jak paznokcie wrzynają mu się w skórę i
ból, który przeszył na wskroś jego ciało, z powodu utraty serca, wątroby i
innych ważnych organów, wypalonych przez admirała Marynarki, Akainu[2].
Gdy
tylko o tym pomyślał, ręka mimowolnie musnęła miejsca, gdzie powinna znajdować
się jego największa duma, znamię Białobrodego[3], ale gdy zamiast
gładkiej skóry napotkał coś chropowatego i nieprzyjemnego w dotyku, przełknął
głośno ślinę, a na jego twarz wypłynął niewyraźny grymas.
Czy
nie powinien być martwy? Ace nie wierzył w życie po życiu, nie wierzył także w
Niebo, więc niemałym zaskoczeniem było to, jak się obudził. Był pewny, że
umiera – łzy, pot, przeraźliwe krzyki Monkeya były na to wystarczającym
dowodem. Nie wspominając już o tym, jak bardzo okropnie czuł się, gdy lekarz
oznajmił, że jego życie jest już z góry skazane na porażkę. Może trafił do
najgłębszych czeluści Piekła, ale dlaczego jedyną rzeczą, której teraz pragnął,
było ciepło drugiej osoby?
Portgasa
D. Ace’a nikt nie nauczył miłości. Wszystko zostało zduszone w zarodku, gdy
jego młoda matka powołała go do życia, tym samym sprowadzając na siebie śmierć
– to była pierwsza i ostatnia lekcja miłości, jakiej doświadczył na swojej
skórze. Mimo wszystko, był matce bardzo wdzięczny, gdy mógł przyjąć jej
nazwisko i pływać po morzach całego świata.
Jeszcze
jako dziecko przejawiał skłonności sadystyczne i nie sądził, że w życiu
spotkają go jakiekolwiek przyjemności. Był przekonany, że nigdy nie ulokuje w
nikim swoich uczuć. Gdziekolwiek usłyszał wzmiankę o swoim zmarłym ojcu,
najgorszym kryminaliście, który chodził kiedykolwiek po ziemi, zalewała go krew
i tracił nad sobą panowanie.
Pamiętał
jak wielokrotnie mówił dziadkowi Garpowi[4], że gdyby miał w sobie
więcej siły, nikt by go nie powstrzymał od zabicia pijanych piratów, którzy
debatowali przy gorzale i kuflach piwa nad losem domniemanego dziecka zmarłego
Króla Piratów. Właściwie, tylko niewielka garstka osób wiedziała, że krew
demona przetrwała.
W
jego egzystencji był także moment przełomowy - poznał Sabo[5],
a później Luffy’ego, którzy w jego życie wnieśli radość i blask rozświetlający
drogę. W sercu Ace’a narodziła się nadzieja i, mimo że był z natury
samotnikiem, nie chciał umierać sam. Nie chciał żyć w nienawiści do świata oraz
samego siebie, choć wiedział, że miał do tego odpowiednie perspektywy. Nauczył
się marzyć i nawet nie miał pojęcia, kiedy stał się takim maniakalnym
optymistą.
To wszystko przez ciebie, Luffy,
pomyślał i wykrzywił usta w coś na kształt uśmiechu na samo wspomnienie swojego
szalonego brata, który zawsze pakował się największe tarapaty.
—
Lu-luffy! — ponowił krzyk. Tak strasznie chciał go zobaczyć żywego i zdrowego,
zwłaszcza, że ostatnim razem przelał tyle gorzkich łez. Chciał go przycisnąć do
piersi i powiedzieć, że zgodnie z obietnicą nigdy nie umrze, bo nie może
zostawić na pastwę losu takiego chodzącego kłopotu, jakim był Słomiany
Kapelusz.
—
Szkoda twojego gardła, nie ma go tutaj. Właściwie to słuch o nim zaginął jakieś
pół roku temu. — Nie znał tego głosu, ale miał wrażenie, że te słowa były
wypowiedziane na w pół drwiąco i na w pół poważnie. Zacisnął dłonie w pięści i
zaczął szukać wzrokiem swojego rozmówcy. Niestety, jedyną rzeczą, którą
odnalazł, była ciemność.
Nie
dopuścił do siebie ewentualnej możliwości braku dostępu do brata, upierając się
przy myśli, że za chwilę usłyszy charakterystyczny chichot Luffy’ego. Chciał
coś powiedzieć, ale poczuł, jak słowa uwięzły mu w gardle. Spróbował
podnieść się na łokciach, lecz zrezygnował z tego frywolnego czynu, gdy
przeszywający na wskroś ból rozłożył go na łopatki. Upadł na coś twardego, nie
kryjąc cichego jęku boleści.
—
Ace, nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że żyjesz. — Nieznajomy
kontynuował, gdy Ace kolejny już raz postanowił się wykaraskać z bezsilności.
Całkowicie nadaremno. Miał za to wrażenie, że jego ciało oplotły niewidzialne
sznury i jedyne, co mógł, to wierzgać nogami i się wiercić. — Szczerze
powiedziawszy, miałem sporo wątpliwości, czy uda mi się pozbierać cię do kupy i
chyba tylko dzięki wspaniałomyślnej Ofelii, która zaoferowała swoje serce, udało
mi się postawić cię na nogi. Zawsze podziwiałem twoją silną wolę życia, wiesz,
Ace?
—
Kim jesteś? — warknął przez zaciśnięte zęby, zmuszając swoje ciało do
fizycznego wysiłku. Podniósł się na nogi, opierając lewą dłonią o ścianę i
postarał się o skupienie swoich myśli na potencjalnym wrogu, który bez
skrupułów zagrał na jego nerwach. Jeszcze nigdy nie czuł się tak zagubiony i…
samotny. Jedyna myśl, która go nawiedziła to:
Poruszę Niebo i Piekło, aby udowodnić, że
się mylisz.
Miał
też nieodparte wrażenie, że ów osoba znała go na tyle dobrze, by bez problemu
dotknąć jego najsłabszych punktów. Gdyby tylko wiedział, kto kryje się w
płachcie ciemności, może byłby w stanie odbić piłeczkę.
—
Kim jestem? — Nieznajomy zaśmiał się perliście. — Twoim ostatnim krzykiem
nadziei, Ace.
Zaklaskał
w dłonie i pokój wypełnił się tak bardzo oślepiającym światłem, że Ace musiał
na powrót zamknąć oczy.
*
Smoker
kolejny raz tego dnia zazgrzytał zębami ze złości, gdy usiadł na zamarzniętym
konarze.
—
Jak zwykle nikt nic nie widział i nic nie słyszał — prychnął pod nosem do
młodej pani kapitan, która podeszła bliżej częściowo oblodzonego jeziora.
Złożyli służbową wizytę mieścinie Fiore, ale nie było śladu po wysłanych dwóch
patrolach - z tego też powodu Smoker czuł irytację. Chodzili od drzwi do drzwi,
zadając standardowe pytania mieszkańcom, ale nikt nie powiedział nic więcej
poza tym, że od czasu do czasu zjeżdżają się tutaj piraci z różnych krańców
świata, z czego wiceadmirał doskonale zdawał sobie sprawę. Dlatego właśnie
wysłał ekipę G-5, która zawiodła. — Śmierdzi mi to przekrętem na kilometr
— dodał jeszcze, wciskając w zęby kolejne dwie fajki.
Smoker
z reguły kopcił jak lokomotywa z bajki Tuwima, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło
mu się tak obsesyjnie zaciskać zębów na pecie i na tak długo zatrzymywać dymu w
ustach. Kilka razy się przez to zachłysnął, jednak całkowicie o to nie dbał,
mając wrażenie, że kilka spraw, zwłaszcza te kręcące się wokół „rzeki trupów”,
wymknęło mu się spod kontroli.
—
Wiceadmirale Smo. — Żołnierz stanął tuż przed nim, salutując i starając się
jednocześnie powstrzymać grymas, gdy Smoker wydmuchał mu prosto w twarz
śmierdzący dym. — Sprawdziliśmy tę kobietę. No, wie pan, tę, która złożyła panu
nieoczekiwaną wizytę piątego… — uściślił. — Wiem, że to może wydać się
nieprawdopodobne, ale ona…
—
Smoker-san, cholera jasna, wiceadmirale! — Tashigi pochylała się na brzegiem
jeziora tak bardzo, że w każdej chwili mogła uderzyć głową o twardy lód. Smoker
przestał słuchać oficera, poruszony faktem, że kobieta zdobyła się na taki
poufały gest jak przekleństwo, bo rzadko mógł od niej usłyszeć coś podobnego.
Tashigi
była naprawdę grzeczną dziewczynką.
—
Co jest? — zacharczał, zrywając się na równe nogi i podchodząc do swojej
podwładnej tak blisko, że bez problemu mógłby ją strącić do lodowatej
wody. Pierwsze, co rzuciło się mu w oczy to wystający skrawek materiału z
lodu, a gdy nachylił się jeszcze trochę, dostrzegł siną twarz, wyglądającą,
jakby wyciągnięto ją żywcem z horroru o zombie. Mężczyzna, jak wykalkulował na
oko wiceadmirał, mógł mieć dwadzieścia pięć lat góra; ewentualnie plus albo
minus dwa, lecz nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
—
Macie go wyciągnąć, zidentyfikować i określić przyczynę zgonu — warknął do
swoich podwładnych, którzy jak zwykle nie zdawali sobie sprawy ze swojego
położenia i powagi sytuacji, rzucając się śnieżkami jak dzieci na placu zabaw.
— Już, natychmiast!
Ludzie
wokół zaczęli się krzątać, Tashigi wyraźnie coś do niego szeptała podminowanym
głosem, ale nie zwracał na to uwagi, zatrzymując wzrok na zaciśniętej dłoni
trupa.
Przeklęte
Lacroix!
PRZY ROZDZIALE HAROWAŁA RAZEM ZE MNĄ
SARIN-CHAN!
[1][1] Monkey D. Luffy, główny bohater mangi i
anime. Przyszywany brat Ace’a.
[1][2] W oryginalne Ace został zabity na polu
bitwy w Marineford z rąk Akainu, który włada Mag-magmowocem, z tej przyczyny
zwanym człowiekiem-magmą (Magu Magu no Mi).
[1][3] Jeden z czterech Wielkich Imperatorów
na Nowym Świecie. Pirat z epoki Gol D. Rogera. Dla Ace’a wzór do naśladowania.
Przyłączył się do jego załogi, a później został kapitanem drugiej floty.
Białobrody, a właściwie Edward Newgate, został zamordowany podczas
wielkiej bitwy w Marineford przez Czarnobrodego i jego kamratów.
[1][4] Wiceadmirał floty, Monkey D.
Garp, zgodnie z prośbą Gol D. Rogera, przyjął Ace’a jak swojego wnuka i oddał
pod opiekę górskich bandytów.
[1][5] Chłopiec pochodzący ze szlacheckiej
rodziny. Nie chciał jednak żyć wedle narzuconych z góry zasad. Uciekł z domu,
aby stać się piratem. Nie wiadomo, jak potoczył się jego los. Są dwie opcje –
umarł zastrzelony przez Tenryuubito albo został uratowany przez ojca Luffy’ego,
Dragona. Nadal czekam na to, by Oda-sensei poruszył tę kwestię w mandze.
Kryminału ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńNo, się naharowałam, a i tak potem znajduję błędy... Następnym razem zamknę się w pokoju i włożę stopery w uszy, i będę czytała aż zapamiętam oddzielnie każde słowo tekstu XD.
Hmm, powiem szczerze, że ostatnio u Smokera dzieje się więcej i czyta mi się o wiele lepiej, niż u innych postaci, chociaż wiem, że tamte też są potrzebne dla fabuły. Ta "rzeka trupów" i mnie nieźle zaintrygowała, tak jak i reszta Lacroix, więc nie dziwię się, że i Smoker ma jakąś dziwną fazę na to miejsce XD. No i co ten trup trzymał w tej zaciśniętej dłoni? Matko, tyle zagadek *_*
ACE'OWI UDAŁO SIĘ PRZEŻYĆ [no musiał w końcu ]! Matko, nawet nie wiesz, jak jestem ciekawa, co z nim zrobili i kto się nim zajął. Mam kilka podejrzeń, ale raczej nie są one zbyt trafne XD. No i co się dalej z Ace'm stanie... Szkoda, że nie ma Słomianych w opowiadaniu, ale na razie nie są potrzebni, bo i tak się dużo dzieje, o.
"-Kim jesteś?
-Twoim ostatnim krzykiem nadzieji, Ace"
Tak, to było naprawdę mocne.
Jestem ciekawa ciągu dalszego, a zwłaszcza "rzeki trupów" ^^! I jestem pod wrażeniem pomysłu. Czekam na następną notkę, oby jeszcze lepiej poprawioną [o ironio xD]!
Jakoś zawsze marzył mi się kryminał w uniwersum OP, chociaż WB zakrawał o taki delikatny, prawda? ;)
UsuńTo nic, kochana, zawsze możesz mi wysłać magiczną listę na gg i viole! Nikt nie jest alfą i megą, a to że jesteśmy T Y L K O ludźmi mówi samo przez się, prawda? I tak jestem ci cholernie wdzięczna za to, co zrobiłaś dla rozdziału drugiego i będzie robić dla kolejnych. Kocham cię normalnie <33 Proszę, tylko go nie recytuj przed snem ;P
Smoker to ta część, która ma odgadywać zagadki. No cóż, stwierdziłam, że Marynarka w świecie OP pełni właśnie rolę wszystkich tych detektywów, policjantów, zwłaszcza, że Smoker, który był ciekawski, prawda? A kto by się przejmował swoimi ludźmi jak nie on? :D
Ace jest przez pro w końcu, prawda? Jakie to podejrzenie? Znaczy myślę, że kolejny rozdział powinien rozwinąć twoje wszystkie "za" i "przeciw", bo chyba jasno dałam do zrozumienia, kto się tam po tej Lacroix rządzi xD Jakby jeszcze te słomkowe dzieciaczki wcisnęła, to by się większy bałaganik zrobił i tyle by z tego dobrego było, nie sądzisz? :D
Cieszę się, że się podobało. ^^
Kto jak kto, ale Ty naprawdę umiesz zaciekawić swoim dziełem ;) Bardzo dobra robota ^^
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba zachowanie bohaterów, myślę, że jest bardzo, bardzo blisko oryginałowi. Pogratulować. Jak i zachowanie Ace i również Smokera odpowiadają swoim mangowym odpowiednikom. A już zwłaszcza jestem zachwycona Smokerem w Twoim opowiadaniu ;)
Hihihi, więc Ace żyje ^^ Bardzo jestem ciekawa, co Ci dziwni ludzie, ta cała Ofelia i ten gościu, zrobili, że udało im się go odratować. No i co w związku z tym dzieje się na tym całym Lacroix. Ciekawa jestem, czy Ace'a tam będą więzić, czy im się jakoś sprytnie wymknie. Mam nadzieję, że niedługo dowiemy się chociaż małej cząstki z tego ;)
Hahaha, Smoker jak zwykle chodzi wkurzony i naburmuszony, ale w sumie się gościowi nie dziwię. Niezła sprawę ma do rozgryźnięcia, nie ma co :D Ciekawa jestem tożsamości tego gościa co go Tashigi w jeziorze przyuważyła. Może to jakiś element tej całej układanki? No i te zniknięcia... Smoker na pewno coś wymyśli, o to się nie martwię. Skoro napisałaś, że w następnej notce śledztwo się posunie do przodu, to wygląda na to, że czeka nas niezła akcja ^^
Jeszcze wracając do pana Wiceadmirała, to bardzo spodobał mi się ten tekst: "Smoker z reguły kopcił jak lokomotywa z bajki Brzechwy" :D Normalnie ryłam się jak koza do sera xD
Gome, ale muszę się tego przyczepić ;P W sumie oryginalnego tłumaczenia nie znamy, ale powinien być "mag-magowoc", a nie "mag-magoowoc" ;) Tak poprawnie w sumie u nas się przyjęło, jeśli chodzi o tłumaczenie.
No, to teraz zacieramy łapki i czekamy na ciąg dalszy ;) Coś czuję, że będzie się działo ^^ Acha, zachowanie Tashigi też mi się bardzo podoba, jak i G-5 ;) Do następnego!
Ayo, to nie dzieło, to fanfick, bakayaro :D
UsuńCieszę się. Naprawdę boję się, że w pewnym momencie przesadzę i zrobię ze Smokera jakąś ciotę, a z Ace'a męski odpowiednik Marysi Zuzanny. To mnie naprawdę męczy. Nawet nie wiesz ile czasem się zastanawiam nad ich dialogami, żeby coś przez przypadek inteligentnie nie spartolić.
Właściwie to z tym Ace'm to będzie przekręt stulecia. Mocno pofolguje, ale co tam. Powiada się, że w świecie wykreowanym przez Odę wszystko jest możliwe, prawda? :D Choć mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do dziwnych zmartwychwstań i tym podobnych rzeczy, bo chyba tego nie wytrzymam. :D
Smoker chyba zawsze pakował się w największe bagno. Właściwe jest człowiekiem bardzo zaangażowanym w swoją pracę, dlatego nawet się nie dziwię, że chce rozgryźć Lacroix i dowieść, co się tam wyrabia, chociaż pewnie już mu coś w głowie świta. Jak to jemu. :D
Dzięki. Poprawię to dziś. ;)
Ciąg dalszy najprawdopodobniej jutro. :D
Zdrówko ;*
Ace umrze?!
OdpowiedzUsuńNo wiesz co... jak mogłaś mi zrobić takiego spoilera?!
Żartuję, już od dawna wiedziałam co się z nim stanie, bo sama sobie popsułam element zaskoczenia przez oglądanie AMVek i fan artów, więc sama jestem sobie winna.
Przez to, że Thriller Bark arc mnie tak strasznie wkurza i nie mogę przez to przebrnąć, nie mam pojęcia jak wiele z prawdy zawiera opis Ace'a, ale biorąc pod uwagę Tashigi, pewnie jest w 100% zgodny z mangą.
Więc wygląda na to, że Ace ma coś wspólnego z tym całym show, o którym była mowa w poprzednim rozdziale, tylko teraz pytanie czy to dobrze, czy nie? No i właściwie w jakim celu uratowano mu życie? Na pewno "Tajemniczy Jegomość" ma w tym jakiś niefajny cel, bo szczerze wątpię, że to miała być bezinteresowna pomoc bliźniemu.
Zawsze byłam pełna podziwu, że Smokerowi płuca nie wysiadły, skoro tyle kopci... chociaż to pewnie dzięki szatańskiemu owocowi. A biorąc pod uwagę ceny papierosów (czy w może raczej cygar, nie pamiętam co on tam palił), jeszcze bardziej podziwiam jego zdolności ekonomiczne i to, że nie zbankrutował. ; P
Nie był w najlepszym nastroju zanim Tashigi odkryła trupa, więc pod koniec rozdziału musiał być naprawdę wkurzony i nie chciałabym się znaleźć na miejscu jego podwładnych... ; P
Och, jak ja bym chciała żeby Ace'a w rzeczywistości też tak uratowali.... :( Bardzo mnie ciekawi ta postać, dzięki której nasz Płomyczek stanie na nogi. No i ciekawi mnie co robi Smoker i co odkryją. Super rozwijasz akcję. Czyta się to jak książkę.
OdpowiedzUsuń"kopcił jak lokomotywa z bajki Tuwima" dobre stwierdzenie xD
Van