Czołem załogo!
Dziś pierwszy, debiutancki rozdział przygód naszych bohaterów. Jestem trochę
zdenerwowana, ale mam nadzieję, że szczęśliwie dobijemy do brzegu.
Nie mam chyba
nic mądrego do powiedzenia. Dodałam nową bohaterkę do zakładki
"załoga". Postanowiłam też o tej porze roku pobawić się w świętego
Mikołaja i jeśli ktoś odgadnie kim jest
mistrz zła, zostanie cukierka. Cieszycie się?
Rozdział
pragnę zadedykować wszystkim tym, którzy pokonali prolog i postanowili jeszcze
trochę poigrać z „ogniem i dymem”.
Na swoim miejscu
Tashigi
kochała katany.
Legendarne,
tanie, drogie, zardzewiałe, ostre, tępe – wszystkie, niezależnie od rodzaju
materiału, rąk rzemieślniczych i przeznaczenia.
Dawały jej
poczucie bezpieczeństwa, którego tak potrzebowała jako bezbronna i delikatna
kobieta.
Były czymś, co
z wiekiem przemijało, podobnie jak ludzie. Czasem niszczały, tępiały, strzępiły
się, aż w końcu stawały się bezwartościowe. Mimo że o tym wiedziała jak nikt,
nigdy nie wyrzuciła swojej pierwszej katany, którą dostała od prawnego opiekuna
na ósme urodziny. Od całonocnych i dniowych treningów przeszła do historii, ale
kobieta nadal miała ją ze sobą. Traktowała ten kawałek żelaza jak talizman
szczęścia.
Może dlatego
najbardziej ze wszystkich miejsc, na których stacjonował jej okręt, najbardziej
upodobała sobie rodzinne miasto swojego przełożonego. Longtown[1],
okrzyknięte miastem „końca i początków”, jeszcze przed dniem jej narodzin było
żywą legendą, ale ona, jako jedna z nielicznych, wiedziała, że kiedyś to miasto
słynęło z wyrobu mieczy.
Nie mogła
tylko zrozumieć, dlaczego tak często katany wpadały w ręce łaknących ludzkiej
krwi łowców głów i piratów. Z tego tytułu Tashigi, jak każdy, miała swoje
prywatne marzenie – pragnęła wyswobodzić katany spod tyranii niegodnych
właścicieli.
Poprawiła
okulary, opadające jej na czubek nosa i zawiesiła dłużej spojrzenie na liście
gończym, wiszącym na ścianie tuż nad jej biurkiem. Mocniej zacisnęła dłoń na
rękojeści. Były psi szermierz, Roronoa Zoro, wyglądał dokładnie tak samo jak
rok temu. Nie zmienił się nic, pomijając fakt, że słuch po nim zaginął.
Wiedziała, że jedyną przepustką, aby go odnaleźć, było znalezienie się na
odległych morzach Nowego Świata, dlatego przyjęła awans i zdecydowała się nadal
podążać krok w krok za Smokerem.
Gdy miesiąc
temu ostatni raz spojrzała na swój pokój, już nie jako właściciel a postronny
obserwator, w jej oczach zakręciła się łza. W głębi serca nie chciała stamtąd
wyjeżdżać na stałe, jednak miała poczucie obowiązku i wiedziała, że kiedyś musi
ruszyć się z tamtego miejsca, zwłaszcza że ich kariera na pierwszej połówce
Grand Line schyliła się ku końcowi, wraz z rozwiązaniem bitwy na Marineford.
W jej sercu
zagościła także nuta niepewności, fałszywej wiary w to, że bez Smokera u boku
nie będzie w stanie kontynuować swojej kariery w Marynarce Wojennej.
Z wachlarza
rozmyślań na ziemie sprowadziły ją z powrotem drzwi kajuty, otwierające się z
impetem. Tashigi podskoczyła w miejscu i położyła dłoń w okolicy serca.
Smoker nie
miał w zwyczaju pukać. Uważał, że ta czynność była przeznaczona dla ludzi
pokroju pokładowego majtka – słabego i niepewnego, święcie przekonanego, że
jego obecność w życiu załogi może przynieść więcej szkód niż pożytku. On nie
musiał się przejmować takimi błahostkami, więc, nie pomyślawszy nawet, że
świeżo upieczona kapitan może być zajęta, szarpnął za klamkę i pociągnął ją
jednym, płynnym ruchem. Z rozmachem otworzył drzwi, które uderzyły z hukiem o
ścianę.
Tashigi od
zawsze plątała mu się pod nogami i mimo że na początku nie był skory do wzięcia
żółtodzioba pod swoje skrzydła, uważając to za niepotrzebny balast i kłopot,
przyjął ją z otwartymi ramionami, skoro taka była wola admirała floty.
Wystarczyło kilka miesięcy, aby młoda, ale pełna zapału stażystka wkupiła się w
jego łaski. Tak zagospodarował w sercu nutkę sympatii do jej skromnej osoby.
Choć nigdy nie przyznałby się do tego otwarcie, zawsze traktował ją ulgowo –
nie wymagał od niej bezwzględnego posłuszeństwa, uważając, że ma swój rozum i
sama powinna oceniać co jest dobre, a co złe na podstawie swojego
światopoglądu. Dawał jej wolną rękę w niektórych dochodzeniach, trzymając
kciuki za jej sukces. Tylko czasem przyglądał się z pewnego dystansu jej
zmaganiom, nakierowując lub dając wskazówki gestami lub półsłówkami. Nigdy jednak
nie czynił tego otwarcie.
Od chwili, gdy
mianowanego go wiceadmirałem o wiele bardziej skupił się na swojej pracy i
przestał traktować Tashigi jak dziecko, ale swoją prawą rękę. Postanowił
wyrzucić z zakamarka umysłu wszystkie zwroty grzecznościowe, swój instynkt
ojcowski i inne dyrdymały, które mogły przeszkodzić mu w prawidłowym
funkcjonowaniu.
Nie, nie był
pracoholikiem. Uznał po prostu, że wszystkie nieporadne poufałości musi
zostawić daleko w tyle.
W jego życiu
zdarzyło się coś jeszcze, co całkowicie przewróciło jego system wartości do
góry nogami. Miał wrażenie, że kilka ważnych dla niego wspomnień rozpłynęło się
gdzieś na dnie szarych komórek, nieuchronnie rozmazując się na tle dalszych
wydarzeń.
Smoker nie
miał zamiaru się nad tym rozckliwiać, będąc pewnym, że czas wymaże wszystkie
rany i da ukojenie jego zszarganym nerwom i wyciągnie drzazgę, która utkwiła w
jego sercu.
Zlustrował
Tashigi surowo, zawieszając spojrzenie na delikatnie zaróżowianych policzkach
pani kapitan, która nerwowym ruchem schowała katanę do pochwy.
— Drugi z
kolei patrol nie wrócił— zagrzmiał tubalnym głosem, wkładając dwa cygara
pomiędzy zęby. Był zły. Nie mógł uwierzyć, że tak sprawnie wyszkolona grupa jak
G-5 nie mogła sprostać kaprysom mórz Nowego Świata. — Wyruszamy im na
spotkanie, Tashigi.
Mimo że
kontakt z dwoma patrolującymi oddziałami się urwał, miał niejasne wrażenie, że
najzwyczajniej zapomnieli o obowiązkach i postanowili uczcić samowolkę. Prawda
była taka, że gdyby Smoker nie wiedział, że te wyrzutki społeczne były
marynarzami, już dawno gniliby za kratami Impel Down[2].
— Tak jest! —
Zasalutowała, a okulary znów opadły jej na czubek nosa.
Smoker obrócił
się na pięcie. Kątem oka dostrzegł jak kobieta narzuca na ramiona płaszcz
kapitana marynarki wojennej. Mimo przerażającej pustki, która ogarnęła go
podczas ostatniego wielkiego starcia pomiędzy marynarką a piratami, miał
poczucie, że wszystko było na swoim miejscu.
Tashigi nie
mogła powiedzieć tego samego. Miała wrażenie, że od środowej wizyty tajemniczej
kobiety, Smoker wymaga od siebie zbyt wiele. Może powinna go o to wprost
zapytać? Z racji ich wieloletniej znajomości był zobowiązany odpowiedzieć.
*
— Tu jest
ciemno, jak w dupie! Nie widzę czubka własnego nosa — narzekał marynarz, przedzierający
się przez gąszcz krzewów. Zawył z bólu, gdy igła z bliżej niezidentyfikowanego
drzewa, wbiła się boleśnie w jego skroń.
— Ażeby cię szlag! — zaklął pod nosem.
— To dlatego,
że jesteś uparty jak osioł, Joe —
mruknął jego kompan, zaciskając mocno dłoń na latarce. — Mówiłem, żebyś
poczekał do świtu! — warknął, gdy noga ugrzęzła mu w błocie. Miał dość warunków
pracy jakie przysługiwały mu przez te cztery bite dni, od chwili, w której ich
nowy przełożony wydał werdykt, że ma zebrać kilka zaufanych ludzi i wybrać się
na patrol w okolice archipelagu wysp, graniczących od wschodu z Lacroix,
którymi Smoker był zainteresowany. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że wiceadmirał
popadł w naprawdę chorą fascynację. — Ambicje cię zżerają, czy co?
— Och, zamknij
się w końcu i rób swoje, LG — mruknął pod nosem Joe, ocierając z twarzy
kropelki krwi. — Przecież wiesz, no, że im wcześniej skończymy robotę, tym
prędzej będziemy mogli własnoręcznie zadbać o bezpieczeństwo naszej małej
Tashigi.
— Kapitan
Tashigi…. — mruknął drugi rozmówca, rozmarzając się na chwilę. — A wiesz Joe,
że ona… Oi, gdzie ty jesteś, Joe? No, Joe, nie strój sobie żartów!
LG wiedział jednak, że chorobliwa
fascynacja Smokera nie wzięła się znikąd. Okolica ta od dwóch miesięcy słynęła
z „rzeki trupów”, jak określił fachowo
jeden z mieszkańców portowej wioski, zwanej przez Światowy Rząd Fiore. Więc
było zrozumiałe, że nowy wiceadmirał chciał udowodnić wszystkim, że jego
nominacja nie była wzięta z powietrza, a miała swoje mocne grunty w jego
działaniach.
LG jednak nie było teraz do śmiechu i nie
miał ochoty udowadniać całemu światu, że jego pracodawca zajmował odpowiednie
dla siebie stanowisko. Gdy usłyszał za plecami trzask łamanej gałęzi, głos
ugrzązł mu w gardle i zacisnął kurczowo dłoń na rącze latarki. Obrócił się
szybko, przełykając głośno ślinę.
Wytrzeszczył
oczy w przerażeniu, dostrzegając szary cień rysujący się na pniach drzew.
Strach sparaliżował każdy mięsień żołnierza G-5.
*
Zgrzyt. Ktoś
mocno przycisnął kredę do zielonej tablicy, wpisując na niej kolejne nazwisko
niedbałym, koślawym pismem.
— Chyba
powinniśmy zmorzyć w końcu działania marynarki, prawda? Wysyłają same płotki.
Znudzony,
senny głos wypełnił pomieszczenie. Po chwili nastąpiło ziewnięcie i znów cisza.
Młody
mężczyzna, pochylający się nad kartkami papieru, nie czekał na odpowiedź.
Poderwał się z miejsca.
— Ofelio,
przygotuj nasze nowe show. Poproś tego pana od lewej, aby wybrał losowo numer
od dziewięć do dwadzieścia cztery.
Pojedyncze
klaśnięcie w dłoń sprawiło, że jeszcze przed chwilą jarzące się świece zgasły.
Wyszedł z pomieszczenia, w którym krzątała się pokojówka nazwana wcześniej
Ofelią. Zabrała ze stolika den-den-mushi, podniosła słuchawkę i przycisnęła ją
sobie do ucha.
— Proszę rozsiąść się wygodnie. Loża honorowa
należy dziś do pana z numerem trzy i pół. Dzisiejszym szczęśliwym losem okazały
się numery jeden, dwa, trzy, pięć, sześc, siedem, osiem, dwadzieścia pięć,
dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem, osiem i dziewięć. Reszcie życzę
powodzenia.
Powiedziała głosem
wypranym z emocji, głosem, który brzmiał jakby przepuszczono go przez
syntezator mowy, i odłożyła słuchawkę.
[1] Miejsce, w którym urodził się i zmarł Król Piratów, a
także rodzinna mieścina Smokera.
[2] Najpilniej strzeżone więzienie w uniwersum One Piece.
Jak zwykle wszystko tajemniczo opisane, siostrzyczko ;) Prolog czytałam dwa razy. Za pierwszym razem nie skumałam go w ogóle, ale o tym już wiesz. Teraz mniej więcej łapię o co chodzi, ale i tak nie będę nic pisać :) Poczekam na dalsze losy. W każdym bądź razie, co do ASa pik... Gdy czytałam to pierwszy raz miałam przed oczami banderę starej załogi Ace'a, która na dobrą sprawę nazywała się "Spade". Nie wiem co kombinujesz, ale co by to nie było, znając Ciebie, na pewno będzie ciekawe i zajebiście opisane. Tak więc pozwól, że tutaj urwę mój komentarz do prologu i przejdę do pierwszego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńDrugą połowę pierwszego rozdziału czytałam z rozdziawioną buzią ;) Niezły kryminał się z tego robi ^^ Jestem ciekawa o co w tym wszystkim chodzi i jak marynarze z tego wybrną. Ta scena końcowa również bardzo ciekawa. Jest późno, więc nie chce mi się zastanawiać o co chodzi. Poczekam na kolejny rozdział. Tashigi i Smokera przedstawiłaś tak jak należało ich przedstawić. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Znajdę Ci fragmenty mangi gdzie było o G-5, bo widzę, że Ci się przyda. A Admirał Vergo się pojawi?? Wiesz kto to, nie?? ;) Od postaci wymyślonych przez Ciebie, widzę, że się nie obejdzie ;) No i w sumie się nie dziwię, bo twórczą fabułę sobie wymyśliłaś. Czekam na kolejną notkę. Ta była naprawdę bardzo fajnie opisana, ale sporo błędów walnęłaś. Życzę weny i powodzenia w wymyślaniu dalszych losów bohaterów :D
Czy będzie tak zajebiście opisane jak mówisz? Mam po prostu nadzieję, że twoje słowa się spełnią i uda mi się to jako tako opisać. Mam nadzieję, że nie wyjdzie mi to jakoś szczególnie tragicznie. ;) Właściwie pikiem pije do "Sapde", a jakby inaczej, c'nie? Lubię takie chore nawiązania. Zresztą One Piece nie jest "zdrowym" anime, ne? :D
UsuńTo będzie takie wszystko, we wszystkim, chyba, ale z nachyleniem na kryminał właśnie. Lubię takie klimaty, przecież wiesz ;P Bardzo się cieszę, że udało mi się jakąś ująć te dwie postacie w linię ciągłą, bo o ile w kreacji Tashigi nie mam problemów, o tyle na Smokera uważam, aby czasem gdzieś nie poplątać i nie zgubić jego charakteru między wierszami. Nie. Verga nie planuję. Popsuje mi tylko cały smaczek napisanie, hihi. Tak zmierzam się z własnymi zachciankami, ale naprawdę nie pałam do niego ciepłym uczuciem, mimo że należał do "paczki" Dofusia. No niestety. Nie kanony też się pojawią. To nieuniknione, ale obiecuję, że nikt nie będzie mieć jakiś tam siostry i innych dziwnych krewnych z kanonicznych, o których Oda nie pisnął ni słówkiem w mandze.
Dzięki wielki, hihi :D
Jak szybko. o.o
OdpowiedzUsuńOstatnia scena świetna. Oczywiście powinnam zacząć od początku, ale ja najlepiej zapamiętałam tę ostatnią choć oczywiście niewiele zrozumiałam. Ofelia to zmyślona postać, tak? Mam tylko nadzieję, że dasz czytelnikom przeczytać na czym polega to "nowe show" (jakkolwiek brutalne by ono nie było *opętańczy chichot*). Zastanawiam się tylko, czemu w wymienionych numerach była tylko jedna połówka? (trzy i pół)
Nie znam Tashigi, ale przedstawiłaś ją bardzo fajnie. Trochę niepewną swojej nowej pozycji, skłonną do wzruszeń na widok starego pokoju, ale mam wrażenie, że twarda z niej kobieta. No i nie ukrywam, że jej przywiązanie do katan (katan... co najmniej dziwnie to brzmi, ale nic mi nie podkreśla, więc może jest dobrze) sprawiło, że polubiłam ją jeszcze bardziej. ;) Jej stosunki ze Smokerem też wydają się fajne, trochę na ludzie, trochę jakby po rodzicielsku.
Pierwszy rozdział, a ja mam wrażenie, że Ty już kogoś zabiłaś. Jak tak można? Przecież to tylko las! Albo AŻ las... jakby na to nie patrzeć. Tylko teraz zastanawiam się, czy to ma jakiś związek z tym, co się działo w ostatniej scenie.
I tak sobie o tym myślę, gdzie w tym wszystkim jest Ace?
To, co udało mi się wychwycić moim (nie)wprawnym okiem:
"tyrani" -> "tyranii"
"zwłaszcza, że" -> przecinek przed "że" jest niepotrzebny ;)
"wstanie" -> "w stanie"
"przekonanego że" -> tym razem brak przecinka przed "że"
"nakierowując lub dając wskazówki gestami lub półsłówkami" -> powtórzenie "lub"
"Od chwili, gdy został tytuł" -> myślę, że chodziło Ci o "dostał"
"kilka ważnych dla niego wspomnień, rozpłynęły się" -> "rozpłynęło się", nie wiem też czy ten przecinek jest potrzebny, ale w sumie sama gubię w swojej wiedzy. :D
"zszarganym nerwową" -> "nerwom"
"utkwiła jego sercu" -> zabrakło "w" ;)
"zawierzając" -> "zawieszając"
"o swoich obowiązkach i postanowili uczcić swoją samowolkę" -> powtórzenie - "swoich" i "swoją", ogólnie wydaje mi się, że zdanie mogłoby istnieć bez obydwóch tych słów
"Smoker, obrócił" -> przecinek raczej zbędny
"zaklną pod nosem" -> "zaklął" (?)
"cztery bity dni" -> "bite"
"pracodawco" -> "pracodawca"
"przycisną" -> "przycisnął"
"Ofeliom" -> "Ofelią"
"szczęść" -> "sześć"
Yyy, den-den-mushi? Chyba coś mnie ominęło. :D
W każdym razie, pozdrawiam serdecznie! Widzę, że ferie na razie układają się pomyślnie. ;)
PS. Nigdy okularów nie nosiłam (nawet przeciwsłonecznych), ale czy one przypadkiem nie opadają zamiast upadać na nos?
Mam dopalacze, to dlatego :D
UsuńOfelia to jak najbardziej zmyślona postać. Dziwna postać, ale to już przy innej okazji. Ano nowe show będzie, bo to nie jako jeden z punktów kulminacyjnych w opowiadaniu, więc nie bój żaby. :D
Ja mistrz zła nie szczędzi sobie żartów. Lubi liczby nieparzyste, a musiał nałożyć ograniczenie do 30, stąd 3 i 1/2.
Ona taka w istocie zawsze była, przywiązana do katana. Nie wiem czy ktoś w całym o OP wie tyle, co on o mieczach, a mam wrażenie, że tej kwestii to chodząca encyklopedia, mimo że czasem wspomagała się notatkami. ;)
Etto... no jakoś tak wyszło. Nie miej mi tego za złe, aczkolwiek co nie umiera nie żyje, prawda? ;) Ale milczę jak grób, bo mi cały mój półetatowy pomysł spali na panewce. XD
Ace będzie. Będzie dużo mojej drugiej męskiej postaci, serio, serio :D
Dzięki za wyłapanie błędów. Co ja bym bez ciebie zrobiła? No co?! :D
A tak, nie narzekam. Są bombastyczne. Póki co. XD
O, nie! Będę musiała na Ciebie donieść! :D
UsuńNie wiem, co myśleć, gdy przeczytałam "jeden z punktów kulminacyjnych", to, kurczaczek, ile ich będzie? Ofelia ma fajne imię, nic więcej powiedzieć nie mogę, ale będę po cichu trzymać za nią kciuki.
Nieparzyste lubisz? To zupełnie inaczej ode mnie. Ale to pewnie dlatego, że całe życie parzyste liczby się mnie czepiały, nawet numery w dzienniku zawsze miałam parzyste, hehe.
Tak, przeczytałam sobie o tym, ale ogólnie chciałam wyrazić swoje uznanie, ha.
"Jakoś tak wyszło" - dobre! Będę miała wymówkę, gdy mnie będą oskarżać o zbrodnię na ludzkości. Milcz, masz rację, już wolę żebyś milczała w komentarzu niż opowiadaniu.
A ja tam nie wiem, co byś beze mnie zrobiła... Ale myślę, że odpowiedzi jest dużo. ;D
Szkoda, że się kończą, no nie? Łączę się z Tobą w bólu, amen.
Co tu dużo pisać - akcja rozkręca się szybko i jest naprawdę fantastycznie. Zgodzę się z Ayo, że opowiadanie powoli staje się kryminałem. Swego czasu zaczytywałam się tylko w kryminałach, więc w porównaniu z innymi, jest naprawdę dobrze, bez zbędnego pierniczenia o niczym :3.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się niemal cały fragment o Tashigi i Smokerze. Bardzo ładnie opisałaś i panią kapitan i relacje między nimi. Część o katanach też mi się spodobała. Jednym słowem - świetnie się wczuwasz w postaci, z którymi ja bym miała niemałe problemy ^^.
Ostatnią scenę musiałam przeczytać kilka razy [i nie tylko przez fejsbuka XD] myślę jednak, że wycisnęłam z niej tyle, ile trzeba, tym bardziej znając już treść rozdziału II.
Jakoś krótki komentarz mi wyszedł, ale błędy wypisała Happy, a co do treści zastrzeżeń nie mam, więc :3!
Jestem pod wrażeniem opisu Tashigi. Chociaż jestem na takim etapie anime, że minęło trochę czasu odkąd się tam ostatnio pojawiła, to pewne jej cechy udało mi się zapamiętać, a ty te wszystkie cechy opisałaś w taki sposób, jakbyś miała przed oczami pierwowzór. Jej relacje ze Smokerem również bardzo ładnie opisane, ale tym razem cię nie pochwalę za zgodność z oryginałem, bo zwyczajnie nie pamiętam jak to było przedstawione w anime. ; P
OdpowiedzUsuńMożna powiedzieć, że od początku walisz z grubej rury. Tajemnicza napaść w złowieszczym lesie i jeszcze bardziej tajemnicze show nie wydają się być żadną igraszką, więc umieram z ciekawości, żeby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
Podoba mi się zarys tajemnicy, który jest obecny w tym rozdziale. Jest naprawdę groźnie i wydaje się, że niebezpieczeństwo czyha za każdym rogiem. Takie wydarzenia nie dzieją się przypadkiem, więc warto się tym zainteresowac.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie opisałaś Tashigi. Od kiedy ją poznałam w Loguetown przykuła moją uwagę (poza Smokerem ganiającym za Luffy jak opętany XD) ich relacja oraz jej ewolucja po wydarzeniach w Alabaście, chociaż wydaje mi się, że do teraz Smoker nadal się o nią martwi w sensie czysto rodzicielskim.
Ładnie napisane, podobają mi się płynne zdania opisujące stan rzeczy. Są niewymuszone, chociaż staranne i trafne. Nie bawisz się w zbędne opisy i działania, tylko konkretnie do celu. Nie mogę się doczekac, co będzie się działo dalej. Trochę szkoda, że jest jedynie pięc rozdziałów na chwilę obecną, bo czuję, że pochłonę je i pozostanie niedosyt.
Pozdrawiam,
Niebieska Myszka.