—
Dyskryminujesz nasz związek — odparł, ewakuując się przed jego silnymi
ramionami na drugi koniec łóżka. Zabarykadował się kołdrą po samą szyję i
zamknął oczy, napawając się ziołowym szampanem, którym pachnęła poduszka.
Shanks
podrapał się prawą ręką po dwudniowym zaroście, przeczesując palcem lewej
czarne włosy rozsypane na przedwczorajszej pościeli.
— Ace —
wymruczał cichutko wprost w odsłonięte ucho właściciela tejże imienia, muskając
ustami jego płatek. Wykrzywił usta w tryumfalnym uśmiechu, gdy chłopak zerknął
na niego spode łba, marszcząc zgrabny nos.
— To już
słyszałem — odburknął, wbijając w mężczyznę oskarżycielskie spojrzenie.
— No nie bądź
dzieckiem — odparł, przewracając oczami. — Tyle razy już to przerabialiśmy —
zarzucił, pochylając się nad roznegliżowanym nicponiem.
— Zgadza się
— przytaknął żywiołowo, robiąc taktyczny
unik przez rozgrzanymi ustami trzydziestoparolatka. — I nic do ciebie nie
dotarło. Jak groch o ścianę.
Shanks
westchnął w geście kapitulacji, upadając bezwładnie na poduszkę. Wykrzywił usta
w karykaturze dogorywającego uśmiechu. Jak groch o ścianę. Tym porównaniem mógł
w łatwy sposób opisać stosunek Portgasa do życia. Nic do niego nie docierało.
Żaden sensowny argument. Żył w swoim idealizowanym świecie, daleko od
rzeczywistości, idąc w zaparte. Akagami zachodził w głowę dlaczego wpakował się
w nielegalny romans, mimo że świeży rozsądek zapobiegawczo nakazywał zaprzestać
jakichkolwiek konfrontacji z wychowankiem, ale nic nie przychodziło mu do
głowy. Ace był zaprzeczeniem wszystkiego.
— Czego ode
mnie oczekujesz? — zapytał, przerywając zbawienną ciszę, która zapanowała w
skromnie urządzonej sypiali. Obawiał się, że pod ciężarem spokoju w Ace’sie
uaktywnią się jego skłonności do narkolepsji i nici z poważnej rozmowy, którą
prędzej czy później musiał z nim odbyć, nie zważając na uszczerbki zdrowotne. Portgas
na jego nieszczęście ze swoją infantylnością był mistrzem wymigiwania się od
trudnych tematów.
— Zadość
uczynienia — oświadczył hardo, siadając po turecku na łóżku i krzyżując ręce na
klatce piersiowej. Przygryzł wargę, ledwo hamując się od objęcia ustami
przeżytych odpowiedniczek mężczyzny. Uwielbiał go. Za wszystko. Nawet za skłonności pedofilskie. Za czerwone, zmierzwione, sięgające z kark włosy
skryte zazwyczaj za rondem kapelusza i potrójną bliznę przechodząca przez prawą
powiekę. Zwłaszcza ją. Dodawała mu nutkę tajemniczości, którą dawkował
powolutku od początku trwania ich związku. A Ace lubił rozwiązywać zagadki,
więc uznał to za dodatkowy bonus trafnej decyzji.
Przybliżył
się do niego na wyciągnięcie ręki i musnął opuszkiem palca nieprzyjemny w
dotyku zarost, czując chłodny oddech na podbródku.
— O nic więcej — szepnął mu wprost do
rozchylony warg, oblizując koniuszkiem języka swoje spierzchnięte po nocy
odpowiedniczki.
— O raz za dużo — rzucił mężczyzna jakby od
niechcenia, karcąc się za słabą wolę. Nie miał wątpliwości, że za chwile
ulegnie. Nigdy nie mógł wyposażyć się po zęby w skuteczną odporność na tanie
zagrywki dzieciaka.
— Nie wiesz co tracisz — podsunął Portgas,
pocierając nosem o jego nos.
— Nie — przyznał — ale pewnie za chwilę mi
powiesz — stwierdził, wkładając ręce do kieszeni, coby nie zagalopować się za
bardzo i nie zgarnąć do siebie pozbawionego ubrań ciała swojego największego
utrapienia.
— Mhm — przytaknął Portgas, zaplątując swoje
palce o szorstkie palce nauczyciela. — Myślę, że nie muszę. — Uśmiechnął się
łobuzersko, interesując się bliznami Shanksa. Musnął go w zamkniętą powiekę,
wywołując u niego niekontrolowane, acz przyjemne dreszcz.
— Chyba muszę zmienić trochę wersję wydarzeń.
— Akagami przełknął bezdźwięcznie ślinę, kiedy usta Ace’a skonfrontowały się z
jego szyją. Przyznał mu w duchu racje. Dobrze wiedział, co traci.
— Tak…? — zaciekawił się, molestując językiem
odsłonięty obojczyk wychowawcy.
— Po
intensywnej burzy mózgu — Shanks, czując na pasku od spodni zaciskającą się
rękę piegowatego, o mały włos nie zapomniał o oddychaniu — zgadzamsięnawszystko
— powiedział na jednym wydechu, spuszczając wzrok na tatuaż swojego kochanka.
— Możesz powiedzieć to wyraźniej? — podsunął,
łapiąc w dłoń podbródek mężczyzny. — Albo nie, mam lepszy pomysł — uśmiechnął
się złowróżbnie, zmuszając Shanksa do niechcianego kontaktu wzrokowego. Duże,
czarne jak węgiel oczy były uzależniające. Wystarczało tylko jedno słowa, a
Akagami pod presją uległby im całkowicie. Nawet nie chciał wiedzieć jaki obraz
wykreowała bezkształtna wyobraźnia wychowanka.
— Jaki? — ponaglił, muskając w przelocie
dobrze wykrojone wargi chłopaka. Ace przerażał go swoją naiwnością.
— Chcę mieć to na piśmie — odpowiedział,
trzymając go jeszcze parę chwil w niepewności. Shanks zmarszczył w akcie
dezaprobaty brwi.
— No co?
— Niech będzie — zgodził się, kalkulując, że
może poczerpać cień chorej satysfakcji z błędów ortograficznych swojego gorącego
temperamentu.
— Ha, to od dziś śpisz po lewej stronie —
oświadczył zadowolony z siebie Portgas, wyplątując się z pościeli.
— Tylko tyle? — Shanks uniósł brwi, wymijając
się o milimetr z plecami chłopaka.
— Reszta zaoferuję ci później — zapewnił Portgas
z niebezpiecznym błyskiem w oku, zmykając się w łazience.
Och, no tak, wczoraj przestał być oficjalnie
nauczycielem, gdy Ace zapragnął demonstrować publicznie ich związek, więc
teoretycznie nie miał nic do stracenia.
To tak bardzo Aceowate, że chodzi i drze się, że Shanks jest jego dupą, że nie można się na niego gniewać. Czerwonowłosy powinien wypinać dumnie klatę, a nie się fochać po kątach. Komu potrzeba praca, jak ma Ace'a, który pewnie przejadał całą jego pensję ^^
OdpowiedzUsuńWg, jak zabierasz się za fochy i nastroje Ace'a to jam umieram szczęśliwa, to takie duże dziecko, tylko że ocieka seksem, no ale tym bardziej zajebiście.
Wyseksij mi ich, bom czekam niecierpliwie na ten moment. Yep, Piegu zbok.
P.S nie miałam tego w korekcie :D