Uwaga,
arsenał dzikich absurdów; ficzek nie ma nic wspólnego z kanonem.
Hanamiya nie
lubi wracać do rodzinnego domu, zbyt przerażony perspektywą słodkiej, sielankowej
atmosfery, która tak bardzo do nich nie pasuje. Mimo że to wszystko dla osób
trzecich wygląda prawie tak samo dobrze jak filmie, tak naprawdę nic nie jest
prawdziwe; wszystko zostało wyćwiczone do perfekcji przez trud codziennych
doświadczeń, jest fałszywe i sztuczne. Nawet zwyczajne słowa takie jak: „jak
się spało?” i „jakie masz plany na dziś?” brzmią z ust członków rodziny jak
prawdziwa klątwa.
Makoto nie ma
ochoty na wspólne śniadanie, ale nie ma też wyjścia. Matka kocha utrzymywać
iluzje, że wszystko jest dobrze, tak jak powinno być, dlatego jest zmuszony
opuścić swoją książkę i zwlec się z łóżka o równej ósmej, zbawiony przez jej
głośny krzyk „śniadanie na stole” i zapach przypalonych jajek, który sprawia,
że kolacja podchodzi mu do gardła.
Hanamiya
Nezuko posiada dwie lewe ręce i nie jest obdarzona takim talentem kulinarnym
jakim grzeszyła jej świętej pamięci matka; właściwie jest kompletnym inwalidą i
łamagą, jeśli chodzi o prace domowe. Makoto jest przekonany, że jedyne, co
potrafi, to grać na nerwach wszystkim dookoła i uprawiać ikebanę w kwiaciarni
swojej przyjaciółki. Musi przyznać, że układanie kwiatów to jej konik, ma do
tego prawdziwą smykałkę, nigdy nie widział piękniejszych wiązanek, wianków i
stroików, ale na tym kończy się jej ograniczony wianuszek uzdolnień.
Na
nieszczęście jej syna, natura obdarzyła ją jeszcze jedną ponadprzeciętną
umiejętnością, kocha dramatyzować i wszędzie doszukuje się miłosnych spisków.
Uważa, że całe życie to film romantyczny, ale pozbawiony gościa honorowego —
miłości.
Hanamiya
Nezuka jest kobietą chłodną, kochającą pieniądze i łatwy tryb życia, dlatego
postanawia na siłę uszczęśliwić własną córkę i znaleźć jej dobrego kandydata na
męża — bogatego i przystojnego, z dobrym nazwiskiem i pokaźnym kontem bankowym. Wszak jej córka ma już grubo
po dwudziestce i zbliża się coraz bardziej do trzydziestki! Nie chce, aby
znajomy mówili o niej jak o starej pannie. To jest największa tragedia jaka
spotka ją w życiu.
Z szerokim
uśmiechem na ustach oznajmia wszystkim członkom rodziny, że wystawia przyjęcie
i zapraszana na nie swoich przyjaciół, którzy posiadają synów w podobnym wieku,
co jej ukochana córeczka i wiele
perspektyw na przyszłość.
Hanamiya nie podziela jej entuzjazmu, ba, jest
gotowy postawić zniczyk na drogę każdemu, kto zdecyduje się zawrzeć związek
małżeński z Tsukomi. Ale jego optymizm
nikogo nie zraża, wręcz przeciwnie, matka od rana krzątała się po kuchni, nucąc
pod nosem ociekające lukrem piosenki.
— Kochanie,
weźmiesz na wieczór urlop, prawda? — szczebiota wesoło w stronę męża,
popijającego poranną kawę.
— Oczywiście —
zapewnia mężczyzna. W nagrodę zostaje całusa w policzek i kolejne przypalone
jajko.
— Szczerze
wątpię, że to przyniesie jakiś skutek.
Makoto dzieli
się na głos swoimi skrzywionym poczuciem humoru. Nie wie czy chodzi o genialny
plan rodzicielki, czy rzekomy urlop ojca, który nie może poradzić sobie z
bezczynnością i haruje od światu do nocy dwadzieścia cztery godziny na dobę
siedem dni w tygodniu, jak przystało na podręcznikowego pracoholika.
Optymistycznie zakłada, że chodzi o jedno i drugie.
— Och — wzdycha
matka, doprawiając sałatkę owocową. — Nic się nie stanie jak chociaż raz się
uśmiechniesz, Makoto – mówi, grożąc mu nożem, który przez „czysty” przypadek
znajduje się w jej ręce.
— Insynuujesz
coś, braciszku?
Do rozmowy
wytrąca się pochłonięta smarowaniem kromki chleba Tuskomi, najstarsza latorośl
państwa Hanamiya.
— A i owszem —
mówi Makoto, całkowicie ignorując słowa matki.
— Odkąd tylko cię zobaczyłem — dodaje. Przygląda się podejrzliwie jajku
na talerzu; nie ma ochoty paść ofiarom kulinarnych eksperymentów Nezuko,
dlatego zapobiegawczo odkłada naczynie na bok i
sięga po dżem zakupiony w sklepie.
— Uroczy jak
zawsze — komentuje Tsukomi. — Możesz podać mi cukier? — prosi z nienagannym
uśmiechem na ustach, wyćwiczonym przed lustrem.
— Z twoich ust
brzmi to jak komplement — odgryza się jej i odkłada cukier tak, aby nie mogła
go dosięgnąć. Jest zbyt wygodna, aby ruszyć swój tyłek i sama go sobie
przynieś.
— Dupek.
— Dziwka.
Każda osoba
mieszkająca chociaż tydzień pod tym dachem, nawet pies przywiązany do budy, wie
doskonale, że Tsukomi zmienia facetów jak rękawiczki.
– Oi, nie
używaj takich ciężkich obelg, mysiu-pysiu, bo jeszcze pomyślę, że korzystałeś z
usług prostytutek — przegaduje, siląc się na spokojny i opanowany ton, ale jest
fatalną aktorką; Makoto nie może wyjść z podziwu, jakim prawem rodzice wierzą w
każde jej słowo.
— Zobaczyłem
cię pod latarnią i mi się odechciało — odgryza się, mieszając łyżeczką w kawie,
wyraźnie znudzony tradycyjną wymianą zdań na poziomie zerówki.
Jego słowa
natychmiast spotkają się z karcącym spojrzenie matki, która od dawna woli
przymykać oko na wybryki swojej jedynej córki, traktując jej zachowanie jak
temat tabu. Makoto musi przyznać, że to bardzo miło z jej strony, bo nie zawsze
jest taka subtelna.
Siostra zawiesza się bez skrupułów na ramieniu
zmordowanego ojca, skupionego na lekturze gazety.
— Tatku,
Makoto krzywo na mnie patrzy — krzywi się, formując z ust dzióbek, aby jeszcze
bardziej podkreślić swoją tragedię. Jest jak dziecko, któremu zbyt szybko
kazano dorosnąć; przerośnięty bachor, który nie potrafi egzystować bez wsparcia
najbliższych. Umie strzelać fochy na wszystko, nawet na deszcz, który zmyje jej
precyzyjny makijaż. Uważa, że gdziekolwiek by nie poszła, wszyscy patrzą tylko
na nią i poświęcanej jej osobie każdą bezcenną sekundę życia, dlatego ciężko
jest jej chwycić się za konkretną pracę; boi się, że jej głupota będzie na
językach wszystkich.
— Synu, wyjdź.
Cierpiętnicze
spojrzenie ojca, mówiące, że też należy mu się chwila wytchnienia, wystarcza.
Hanamiya nie ma zamiaru iść za przykładem swojej starszej siostrzyczki, każde
słowo sprzeciwu adresowane przez niego w stronę głowy rodziny działa na
mężczyznę jak płachta na byka.
— Już. —
Makoto podnosi się niechętnie ze stołu i wysyła w stronę siostry mordercze spojrzenie.
Kobieta pokazuje mu z premedytacją język.
— Przygotuj
się wieczorem na partyjkę — informuje go mężczyzna.
— Dobrze —
przytakuje.
Ojciec kocha
karutę, ale ani siostra, ani matka nie są dla niego przeciwnikiem, dlatego zadręcza
nią Makoto. Hanamiya nie lubi grać z nimi w tę karciankę, bo zawsze przegrywa
kilkoma kartami. Zresztą nic dziwnego. Ojciec ma rangę A i w młodości startował
o tytuł mejin.
— Tatku, mogę
zrobić wyjątek i poczytać wam poematy — proponuje zadowolona z siebie Tsukomi z
zapałem w oczach.
— Tsu-chan,
przecież nawet sąsiedzi wiedzą, że czytanie nie jest twoją mocną stroną —
przypomina jej cierpliwie Makoto na odchodnym, nie mogąc przeboleć faktu, że
został odprawiony z pustym brzuchem.
— Synu, co ty
tu jeszcze robisz?
Hanamiya uśmiecha
się pod nosem. Nawet jeśli musi zniżać się do poziom ameby, każda metoda jest
dobra, aby dopiec ukochanej siostrzyce.
*
— Przyjedź do
domu na oban — marudzi matka od godziny, karząc mu za karę ślęczeć przed
lustrem i ćwiczyć mimikę twarzy.
— Nie ma mowy.
Jadę do Fukuoki — sprzeciwia się ostrym tonem.
— Zaś? — Na
czole Tuskomi pojawia się zmarszczka. Okręca się ze zadowoleniem wokół własnej
osi i z zachwytem przegląda się w wielkim lustrze; wszyscy w dzieciństwie
traktowali ją jak księżniczkę, więc nabrała fałszywego przeświadczenia, że
faktycznie nią jest; pobłażliwość głowy rodziny wcale nie pomaga wyleczyć choroby,
lenistwa.
— Mówi się
znów, kochanie — upomina ją cierpliwie Nezuko, zgarniając do ręki grzebień.
Makoto wie, że nie ma już żadnych argumentów; nie może mu zabronić zostać w
internacie, zwłaszcza że finansuje go stypendium, a nie rodzinny budżet. — I na miłością boską usiąść na tyłku, bo chcę
zapleść ci włosy — dodaje, gdy ADHD znów uaktywnia się u młodej kobiety.
— Ale to
strasznie daleko — zaczyna swoją starą śpiewkę „trzydziecha na karku”. Hanamiya
wyczuwa w jej glosie nutkę zazdrości, ale tym razem woli nie komentować tego w
żaden sposób. Po prostu wyciąga książkę, którą przygotował sobie na tę okazję i
zaczyna czytać z nudzonym wyrazem twarzy.
— Jemu nie
przegadasz — skarży się matka, szarpiąc gwałtownie za gęste kosmyki. — On i tak
wie swoje.
— Auć! — wyje
z bólu Tsukomi, jakby obcierali ją ze skóry i patrzy na matkę z wyrzutem.
— Przepraszam,
przepraszam — mówi kobieta, spinając córce włosy spinką.
— Zmarli
wszędzie tacy sami — kontynuuje rozmowę dziewczyna, patrząc krytycznie na swoją
fryzurę.
— Skoro już
udowodniłaś przed samą sobą, że nie masz scentrowanego oka, mogę to zdjąć, tak?
— wtrąca się nagle Hanamiya; nie chce znów tłumaczyć, dlaczego Fukuoka, a nie
Kioto, bo wie doskonale, że żadna tego nie zrozumie, a argument Tsukomi jest
wyssany z palcem. Skoro zmarli wszędzie tacy sami, to jak różnica, gdzie spędzi
oban.
— Skarbie,
wyrażaj się — upomina go pani Hanamiya z groźnym błyskiem w oku. — I absolutnie
tego nie zdejmuj — dodaje z politowaniem.
Zielona yukata
z wizerunkiem kwiatów stanowczo niszczy jego reputacje, ale Nezuko ma słabość
do tradycyjnych strojów i zawsze szuka tylko pretekstu, aby wcisnąć go w nowy
produkt; na każdą okazję jest inna i Makoto zastanawia się, czy jego matka nie
ma co robić z pieniędzmi.
— Z czego
zacieszasz jak upośledzone dziecko? — syczy na swoją siostrę, która obserwuje
go z głębokim uśmiech na twarzy.
— Wyglądasz
rozkosznie, Mako-chan. Schrupałabym — śmieje się, zezując na nożyczki, które
znikąd znalazły się w prawej ręce Makoto.
— Tak tylko żartowałam, idioto. Nigdy nie włożyłabym do ust czegoś o
nieznanym pochodzeniu — dodaje.
Tsukomi jest
przekonana, że Makoto został podmieniony w szpitalu, a Makoto nie miałby nic
przeciwko. Ta informacja uradowałaby mu życie. To byłby prawdziwy cud. Naprawdę.
Miło czasem udawać, że jego rodzina jest normalna i nie udaje rodziny, tylko
faktycznie nią jest.
— Trzymaj się,
mysiu-pysiu, i patrz po nogi — ostrzega go złośliwie „trzydziecha na karku” i
wychodzi z pomieszczenia, z zamiarem zarażenia każdego, kogo spotka na swojej
drodze chorym, nieuzasadnionym optymizm.
Hanamiya ma
dobre intencje. Dopłaci każdemu, kto zdecyduje się na ślub z Tsukomi; to wyczyn
na równi z samobójstwem.
—Baaaaka —
mamrocze pod nosem. — Ty jesteś upośledzonym dzieckiem.
*
Lekkie
wprowadzenie w ruch. Trzy kroki w tył. Drybling między nogami. Unik. Zmiana
rąk.
Hanamiya
konsekwentnie udaje, że nie słyszy gwaru rozmów, głośnych śmiechów i muzyki,
dochodzących z ogrodu, starając się swoją całą uwagę skupić na pomarańczowej
piłce, którą kozłuje lewą ręką.
Charakterystyczny
pisk podeszew. Krople potu na twarzy. Zwód. Przeniesienie ciężaru ciała na
pięty.
Makoto nie
lubi ludzi, brzydzi się nimi, woli traktować ich jak zabawki, niszczyć,
poniewierać i w najgorszym wypadku udawać, że jest sam, traktować jak
powietrze, zaprzeczać, że istnieją. Nie znosi obcego dotyku, rozmów, które są
całkiem na innym poziomie niż by sobie tego życzył i nieśmiesznych dowcipów.
Wyprostowanie
ramion. Półkulisty ruch nadgarstka. Głębi dech. Głośne bicie serce.
Nie posiada
wyrzutów sumienia, ani poczucia winy, nie czuje się odpowiedzialny za nikogo,
nie jest w stanie wykazać ani odrobiny troski i czułości w kierunku drugiego
człowieka. Uwielbia manipulować ludźmi, oblepiać ich swoją lepką, nierozerwalną
siecią, wykorzystywać do własnych celów.
Oderwanie nóg
od podłoża. Odchylenie ciała. Zamach. Głuche uderzenie piłki o tarcze. Świst
siatki.
Hanamiya
Makoto jest socjopatą; nie odczuwa bólu i wstydu, nie potrafi przywiązać się
drugiego człowieka, nie odczuwa miłości, nie zna definicji zaufania i nie
reaguje na cierpienie innych. Jest zepsuty. Jest…
Piłka przeżywa
spotkanie pierwszego stopnia z płaską nawierzchnią w akompaniamencie głośnego
szelestu i mlaskania. Makoto przenosi wzrok z piłki na małą dziewczynkę i marszy
brwi z niezadowolenia.
Smarkula ogląda
jego poczynania spod przymrużonych oczu, bez cienia zainteresowania, zajadając
ze smakiem czekoladę. Pozbawioną cukru, gorzką, roztopioną przez skwar słońca.
Wykrzywia usta w ironicznym uśmiechu; Hanamiya ma wrażenie, że zna skądś ten
uśmiech.
— Śmiesznie
wyglądasz w tej yukacie — komentuje bezczelnie z rozbawieniem, oblizując palce
oblepione czekoladą, jego, KURWA, czekoladą.
— Nikt cię nie
nauczył, że nie powinno się jeść czyjeś czekolady? — pyta Hanamiya z rezerwą,
marszcząc krzaczaste brwi; dzieci nienawidzi najbardziej. Małe potwory, maskujące
się maślanymi oczętami, wysysające z ludzi ostatnie pokłady cierpliwości.
— W ogóle do
ciebie nie pasuje — mówi dziewczynka, nie przejmując się jego słowami. Oblizuje
brudne pobrudzone wargi z lubieżnością, której nie powstydziłby się rasowy
gwałciciel.
Hanamiya
śmieje się na głos; ma wrażenie, że ta mała nie traktuje go jak kogoś obcego i
nie może tego przeboleć; nawet dzieci z sąsiedztwa uciekają przed nim gdzie
pieprz rośnie; doprowadza ich do łez, niszczy je, terroryzuje. „Wariat, psychol,
potwór”, drą się w niebogłosy. Żadne nie chce stanąć z nim twarzą twarz, mimo
że nie jedno próbowało.
— Możesz zjeść
sobie resztę — proponuje z łaską, podchodząc do niego. Wręcza mu do ręki puste
opakowanie. Nie czuje ani strachu, ani rezerwy, tylko bezgraniczną niechęć. —
Mam pięć lat — tłumaczy — pięcioletniego dziecka nie częstuje się gorzką
czekoladę. Blee – dodaje i tupie nóżką, aby zademonstrować swój foch.
Wygląda na
pięć lat, ale zachowuje się jak osoba dorosła, dlatego Hanamiya postanawia
potraktować ją jak robaka.
— Nie bądź
śmieszna — mówi — tylko gorzka czekolada jest w stanie wyciągnąć z ciebie sto
procent potencjału.
— Mam pięć lat
— powtarza jak mantrę. — Mam pięć lat i o wiele szersze horyzonty niż ty,
Hanamiya — odpowiada, unosząc dumnie głowę. — Muszę już iść, rodzice zaczną się
martwić
Makoto
odprowadza ją wzorkiem, wykrzywiając kącik ust do góry. Ta dziewczynka jest
inna. Jest taka jak on. Wyjątkowa.
Zniszczyć.
Zmiażdżyć. Doprowadzić do łez. Pozbawiać wszelkich nadziei. Załamać.
Nie może
myśleć niż o niczym innym.
*
— Cóż za miła
niespodzianka.
„Tylko jego tu
brakowało”, myśli Makoto; nie musi nawet patrzyć do kogo należy ten głos,
przesiąknięty do szpiku kości cynizmem. Jest zdziwiony, że Imayoshi we własnej
osobie pokazuje się na przyjęciu zorganizowanym przez jego matkę, ale nie daje
tego po sobie poznać.
— Piekielnie
miła niespodzianka — zapewnia. Nie licząc tego, że włosy urosły mu o klika
centymetrów i zmienił oprawki okularów, Shouichi wygląda dokładnie tak samo jak
rok temu z kawałkiem, gdy widzieli się po raz ostatni. Nadal emanowała od niego
nieprzymuszona aura psychopaty.
Hanamiya nie
ma ani cienia wątpliwości, że jego senpai z gimnazjum dokładnie zaplanował to
spotkanie.
— Lubisz
kwiaty, prawda, Hanamiya? — zagaduje ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do ust
i zaplątuje we włosy Makoto kwiat; kwiat wyglądający podejrzenie znajomo.
Imayoshi robi kilka kroków w tył i ogląda swoje dzieło. — Od razu lepiej — mówi
sam do siebie.
— Jak diabli —
gwarantuje po chwili Hanamiya. Nie może uwierzyć, że jego matka ma coś
wspólnego z rodziną Imayoshich; to musi być ciężki żart, horror, terror, error,
cokolwiek kończące się na „RROR”. —
Dlaczego mam wrażenie, że zabrałeś go z ogrodu? — pyta z udawaną uprzejmością.
Nezuko dba o
swój ogród bardziej niż kiedykolwiek dbała o swoje dzieci. Zna każdą grządkę,
każdy kwiat ma swoje imię. Jest chora, gdy ktokolwiek w nie ingeruje, krzyczy
nawet na padający deszcz, który niszczy jej trud.
— Są naprawdę
ładne. Nie mogłem się powstrzymać — mówi
spokojnie okularnik, nie świadom zagrożenia. —
Czyżby należały do twojej siostry? — pyta z rozbawieniem.
— Moja siostra
jest za głupia — odpowiada automatycznie Makoto. Tsukomi nawet nie potrafi napisać
poprawnie słowa „bara”. Nigdy nie posądziłby ją o popełnienie takiej rzeczy,
jak hodowla czegokolwiek oprócz swojego tyłka.
— Naprawdę? —
Na twarzy Imayoshiego pojawia się uprzejme zaciekawienia, zarezerwowane dla
osoby, która widziała już wszystko. — Musisz bardzo kochać swoją siostrę — znów
częstuje go ironią, która tylko denerwuje Makoto.
— Żartowałem,
idioto. Jest cholernie inteligenta. Potrafi znaleźć usprawiedliwienie na
wszystko — mówi z przekąsem. Nie lubi Imayoshiego za to, że nie może odgadnąć
co myśli. Przypomina mu książkę, której autor nie mógł dokończyć z powodu
śmierci; kompletne marnotrawstwo. Imayoshi został stworzony tylko w połowie,
tylko w połowie jest człowiekiem.
— Zatańczymy?
— proponuje Shouichi, ofiarując mu swoją rękę. — Ranisz — ironizuje, gdy
Hanamiya ją odtrąca.
— Przez
grzeczność odmówię.
— Świetnie —
oznajmia wesoło Imayoshi, przywołując na usta ironiczny uśmiech. — Zaprowadź
mnie do łazienki — dodaje z niezdrowym błyskiem w oku.
— Mogę wiedzieć
po co? — Makoto unosi brew, ma złe przeczucia.
— Mam ci wytłumaczyć
do czego służy toaleta? — zapytuje uprzejmie kapitan, przybliżając się na
niebezpiecznie bliską odległość.
— Spasuje —
decyduje szybko pierwszoklasista; woli darować sobie wykład okularnika, bo dobrze
zdaje sobie sprawę, co zaraz usłyszy. Zrywa błyskawicznie kwiat z włosów i
niszczy go w dłoni. — Chodź. Zaprowadzę cię.
Imayoshi
uśmiecha się pod nosem. Rion się nie zna. Yukata pasuje do Hanamiyi doskonale.
*
Imayoshi
uśmiecha się pod nosem i z trudem przekracza próg przestronnego, surowo
urządzonego pokoju. „Minimalizm pełną gębą”, komentuje w myślach, gdy zatrzymuje
spojrzenie na ścianie potraktowanej jasnoniebieska farbą. W pokoju panuje
najprawdziwszy chłód, którego nie powstydziłoby się Hokkaido w lecie.
Rozgląda się z
uprzejmym zainteresowaniem. Jest pod wrażeniem, pierwszy raz widzi tyle książek
w jednym miejscu; nawet biblioteka w jego rodzinnej miejscowości nie jest aż
tak dobrze wyposażona. Książki pokrywają szczelnie prawie każdy centymetr
kwadratowy pomieszczenia. Gdziekolwiek by nie spojrzy. Są wszędzie. Na łóżku,
na biurku, na czterech potężnych regałach i obrotowym krześle. Przez chwilę
zastanawia się, czy Hanamiya jest w stanie funkcjonować swobodnie w tak
zagraconym pokoju, ale na widok sprawnie manewrującego kouhaia pośród sterty
powieści, nie ma już żadnych wątpliwości; takie otoczenie to dla niego istny
raj.
Uśmiecha się
pod nosem. Dałby sobie rękę uciąć, że Makoto przechowuje książki nawet w szafie
na ubrania, w biurku i pod łóżkiem. Nie musi nawet pytać, czy przeczytał je
wszystkie, zna odpowiedź na to pytanie.
— Obrabowałeś
bibliotekę? — pyta złośliwie.
Hanamiya przez
chwilę naprawdę żałuje, że zaprosił Imayoshiego do swojego pokoju; kapitan z
zaciekawieniem zabiera do ręki jedną z lektur porzuconych na ziemi i nie może
się nie roześmiać na widok tytułu. Makoto szybko zagaduje, że Shouichi dopatrzył
się książek z okresu, gdy jeszcze ledwo tworzył zdania.
— To nie ma
żadnego znaczenia.
Jego ton jest
opryskliwy; nie lubi rozmawiać o swojej pasji i tłumaczyć, w jaki sposób tyle
książek zasiliło jego domową bibliotekę. Niektóre są naprawdę stare; znalazłby
się nawet przed wojenne egzemplarze, które uratował przed zniszczeniem, gdy
właściciele miejscowego antykwariatu postanowili zamknąć biznes z powodu małego
zapotrzebowania na literaturę powszechną.
Imayoshi przez
dłuższą chwilę nic nie odpowiada. Przegląda „Opowieści braci Grimm”, skupiając się
na uwagach nabazgranych na marginesie; pismo jest niezgrabne i dziecięce, nie
ma wątpliwości, że autorem dopisków jest Makoto, bez problemu poznaje
charakterystyczny ogonek w znaku „na”.
— A podobno ludzie
się zmieniają — komentuje i chichocze; Makoto wypomina korektorowi ten sam błąd
ortograficzny w dwóch miejscach, który zawsze wytykał Shouichiemu.
Hanamiya go
nie słucha; dostaje się bez problemu do walizki i grzebie w niej w poszukiwaniu
ulubionej koszulki; nie ma zamiaru się rozpakowywać, planuje wyjechać za dwa
góra trzy dni, aby nie brać udziału w kolejnym pomyśle swojej matki. Ma
wrażenie, że dopadł ją upierdliwy kryzys wieku średniego, chociaż po dłuższym
zastanowieniu dochodzi do wniosku, że nadal jest pod wpływem zachcianek
ciążowych; Tsukomi na pewno odziedziczyła po niej wąskie horyzonty i nie zbyt
błyskotliwy umysł.
Z ulgą
rozwiązuje pas obi, nie może już znieść tego, jak opina się boleśnie w pasie,
ograniczając mu ruchy. Mimowolnie się uśmiecha.
— Nie spodziewałem się takiej gościnności — słyszy
głęboki szept tuż przy swoim uchu i momentalnie się wzdryga. — Nie przeszkadzaj
sobie. Darmowy striptiz zawsze w cennie — zapewnia Imayoshi
Czując na szyi
świszczący oddech i pocałunek, Hanamiya nie może sobie darować, że zapomina o
jego obecności i opuszcza gardę, to całkowicie nie w jego stylu; z drugiej zaś
strony tylko w tym pomieszczeniu czuje się tak naprawdę wolny i, badając w nim,
zapomina o całym otaczającym go wszechświecie. To jeden z wielu przyczyn, dla
których rzadko pokazuje się w domu; nie chce być bezbronny jak dziecko.
— Ktoś w
każdej chwili może nas nakryć — upomina Shuichiego, który postanawia zabawić
się jego szyją; ssa i liże jego skórę na zmianę, dekorując ją kilkoma malinkami.
— Szaaa —
kładzie palec wskazujący na wysuszonych wargach Makoto. Uśmiech, wykrzywiający
jego twarz, jest dwa razy gorszy od standardowego. Hanamiya nie ma wątpliwości,
że Imayoshi przekazuje nim swoje emocje; żądze i pożądanie. — Nie damy rady
ukrywać naszej miłości przed całym światem — dodaje po chwili i chichocze,
skradając Hanamiyi pierwszy pocałunek tego dnia.
— Mów za
siebie — syczy w odpowiedzi, próbując odciągnąć od siebie napastliwie ręce
Shouichiego, które zaczynają niebezpiecznie zbliżać się do jego pośladków.
— Ranisz. —
Imayoshi daje mu klapsa w tyłek, zaciskając dłoń na jego pośladkach. —
Wspólnota małżeńska do czegoś zobowiązuje — wypomina żartobliwie, z
rozbawieniem przypatrując się jak twarz Makoto staje się cała czerwona ze
złości.
— Przestań
pieprzyć — warczy jak rottweiler — i…
— Pieprz? —
wtrąca się Imayoshi sugestywnie unosząc brew; lubi doprowadzać Hanamiyę do
takiego stanu, to pobudza go jeszcze bardziej.
— Nieważne —
mamrocze pod nosem wyprowadzony z równowagi pierwszoklasista. — Weź się do roboty. Chcę
mieć to za sobą — upomina. Makoto nienawidzi gier wstępnych; nie ma w nich nic
wyniosłego, są tylko pretekstem, aby przedłużyć to co nieuniknione.
— Powinniśmy
się częściej spotykać w twoim domu — proponuje Shouichi, pozbywając się yukaty
z ramion kouhaia. Makoto jest tak ugodowy, że aż miło podotykać.
— Pocałuj
mnie, idioto, a nie gadaj.
Nie musi mu
tego powtarzać dwa razy; całuje go brutalnie, wgryzając się w jego dolną wargę.
Hanamiya jest strasznie spięty. Nie spodziewał się, że aż takim respektem darzy
rodzinę, zważywszy na to, jak rzadko
składa im wizyty.
Makoto,
słysząc szmer na korytarzu, błyskawicznie odkleja się od Imayoshiego, dając mu
do rozumienia, że powinni ewakuować się ze swoimi uczuciami do mniej widocznego
miejsca, łazienki. Shouichi bardzo chętnie przystaje na tę propozycję.
Hanamiya nie
powinien mu na to wszystko pozawalać. Jak przez mgle pamięta ich związek w
gimnazjum, był ulotny i niebezpieczny. Za każdym razem, gdy czuł na skórze
dotyk Imayoshiego potwornie bal się, że wyhoduje sobie niepotrzebne
przywiązanie. Uciekał i chował się po kątach przed elektryzującym, przepełnionym
dominacją i pewnością siebie głosem Shouichiego.
Nie rozumie,
dlaczego padł ofiarom silnych ramion okularnika; przecież nie wyróżnia się
niczym. Jego wygląd jest przeciętny — czarne włosy, ciemne oczy, ironiczny
uśmiech czający się w kącikach ust i wieczny optymizm rodem z najgorszego
koszmaru. Makoto jeszcze z nikim nie czuł się tak emocjonalnie związany, nie
wspominając o własnym hobby, książkach.
Gdy Imayoshi
skończył gimnazjum, w sercu Makoto pojawiła się niezidentyfikowana pustka,
przez romantyków nazywana tęsknotą; trwał w zawieszaniu. Nie chciał, aby
persona czarnego charakteru zawładnęła jego myślami, dlatego bez uporu wybrał
drogę izolacji. Całkowicie odciął się od kapitana, zmienił numer telefonu i
adres email. Gdy myślał, że pokonał przywiązanie, na scenę wkroczył strach,
pochłonął jego ego i źródło tożsamości, przejął kontrolę nad każdym mięśniem,
rozpalając w nim rozpaczliwą potrzebą bliskości drugiego człowieka; książki
przestały być dla niego ucieczką od bólu, który narastał za każdym przeczytanym
słowem, smak gorzkiej czekolady nie zaspokoił jego apetytu, pragnął ciepła. Stał się zwykłym śmiertelnikiem,
nieodpornym na ból. Odniósł wrażenie, że jakąś cząstka jego samego, wyparowała.
Z uporem maniaka szedł do przodu. Zaciskał dłonie w pięść i nie rozglądał się
za siebie, bojąc się, że uczucie, które w sobie tłamsił, zaatakuje z dwojoną
siłą.
Miał wrażenie,
że nogi same poprowadzą go do Tokio, pod samą bramę Touou. Ale na szczęści nic
takiego nie się wydarzyło. Bez problemu zaadoptował się w nowym otoczeniu; Kirisaki
Daiichi było strzałem w dziesiątkę, spełniało jego najśmielsze oczekiwania,
wreszcie mógł się intelektualnie wykazać i skonfrontować z osobami podobnymi do
siebie; obdarzonymi ponad przeciętnym intelektem i specyficznym sposobem
widzenia.
Shouichi
zauważa, że Makoto się wyłączył. Popycha go brutalnie na drzwi i wpija się w
jego wargi jak rasowa pijawka. Nadal nie wyrobił sobie delikatnych manier;
sadyzm szybko przejmuje nad nim kontrole.
— Grubo się
mylisz, jeśli myślisz, że ujdzie ci to płazem — szepce z paskudnym uśmiechem na
ustach, wkładając dłoń pod cienką warstwę materiału.
Dotyka długimi
palcami brzucha Hanamiyi. Robi to ostrożnie, zatrzymując się na każdym napiętym
mięśniu. Nie ma wątpliwości, że Hanamiya nie próżnował przez ostatni rok.
Kaloryfer wyrzeźbiony w skórze jest imponujący.
— Sio, zboczeńcu,
sio — syczy właściciel łazienki, zaniepokojony swoim stanem emocjonalnym.
Imayoshi
językiem wodzi po jego żuchwie, dłoń lokując coraz niżej i niżej.
— Żal
przepuścić taką okazję i zmarnować potencjał twojej wanny, nie uważasz? — pyta
z dozą specyficznej złośliwości w glosie; Hanamiya jest mistrzem prowokacji.
„Tęskniłem,
kurewsko tęskniłem”, myśli Makoto, ale nie dzieli się tym z rozochoconym Shouichim.
Okularnik
doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ciało Hanamiyi zdradza go bez konieczności
używania słów, drży nawet pod wpływem najdelikatniejszego dotyku. Na oślep
rozkręca kurek z wodą. Zimna czy ciepła — nie ma to żadnego znaczenia. Napawa
się słodkim zapachem balsamu, który wtarł w swoją skórę mol książkowy i wzdycha
z aprobatą.
— Wiśnia? — pyta
profilaktycznie. Mruży jeszcze bardziej oczy i chichocze na widok zdezorientowanej
miny Makoto, który bez ostrzeżenia ląduje w wannie, uderzając głową o ścianę.
Wie, że matka
nie daruje mu tego, że zmoczył yukatę, na której kupno zmarnowało dużo czasu i jeszcze
więcej energii, ale całkowicie o to nie dba. Bliskość kapitana jest teraz
najważniejsza; chce to uczucie dobrze zapamiętać, zatrzymać tak długo jak się
tylko da.
W dali słyszy
delikatne tony muzyki klasycznej, ale ma wrażenie, że dźwięk dochodzi do nich zza
wysokiego muru. Całkowicie zapomina, że w każdej chwili mogą zostać przyłapani,
skupia się na dotyku swojej publicznej zmory.
— Senpai —
mamrocze przez zaciśnięte zęby, gdy Imayoshi z trudem dostaje się do jego
dolnych partii i zaciska dłoń na twardym penisie kochanka.
— Lepiej nic nie mów — uspokaja go Shouichi,
składając na ustach Hanamiyi łapczywe pocałunki. Do Makoto nie pasują
westchnienia i jęki, psują tylko nastrój. Imayoshi rozkoszuje się skórą
chłopaka, chcąc lepiej utrwalić sobie udoskonaloną strukturę jego ciało,
zdecydowanie preferuje ciszę.
Oblizuje
opuszkiem język spierzchnięte wargi, uśmiechając się lubieżnie. Nic się nie
zmieniło. Hanamiya nadal jest jedynym obiektem jego zainteresowań, w liceum nikt
nie jest w stanie przykuć jego uwagi, nic nie jest warte zapamiętania. [dop. Sakurai
jeszcze wtedy nie sumimasenował po korytarzach xD]
Rozluźnia
krawat, opinający się na jego smukłej szyi i powoli rozpina zwinie palcami
lewej ręki guziki. Prawą ręką nadal molestuje męskość Hanamiyi; po jego twarzy
wnioskuje, że jest naprawdę bliski spełnienia. Nie może się nie uśmiechnąć, gdy
Makoto obiema dłońmi łapie krawędzi wanny i zaciska zęby, aby nie zdradzić żadnej słabości.
Imayoshi
zwalania i nasłuchuje. Słyszy przyspieszony oddech, szum wody, bicie własnego
serca i obecności ludzi w obszernym ogrodzie za domem. Uśmiecha się delikatnie,
czując ciepłą, lepką ciesz zalewające mu prawą rękę.
— Grzeczny
chło…
Zamiera, gdy
do jego uszu dochodzi inny, nieznany dźwięk, który sprawia, że na jego karku
pojawiają się ciężkie krople potu; skrzypienie otwieranych drzwi wita w
łazience intruza.
— Aniki, ja…
Dziewczynka,
na widok swojego ukochanego braciszka w tak niecodziennej sytuacji, nie jest w
stanie wydobyć z ust kolejnych słów. Zasłania twarz rękoma, aby nie krzyknąć i
czerwieni się jak dorodny burak.
— Rion-chan. —
Na twarzy Imayoshiego pojawia się
grymas, którego Hanamiya nie zna; zakłopotanie. — Nie patrz, cukiereczku, nie
patrz!
Reaguje
natychmiast. Prostuje się, zakrywając sylwetką półnagiego Makoto i uśmiecha
się, chowając za plecami pobrudzoną spermą rękę.
— Dlaczego
robisz mu to samo, co mamusia robi tatusiowi? — pyta dziewczynka i ze łzami w
oczach wybiega z pokoju; iluzja o ideale mężczyzny pęka jak bańka mydlana.
– Ten diabeł
to twoje siostra? — Na twarzy Hanamiyi pojawia się zrozumienie. „Nie daleko
pada jabłko od jabłoni”, przemyka mu przez myśli. Są tak podobni, jak dwie
krople wody.
Imayoshi
patrzy na niego spode łba i daje mu pstryczek w nos; za karę, że wyraża się tak
brzydko o jedynej kobiecie, która potrafiła zawładnąć jego życiem, nazwać jego
prywatnego aniołka diabełkiem jestem grzechem ciężkim.
— Na pewno nie
puści pary z ust — zapewnia, opukując rękę z wydzieliny wyprodukowanej przez
Hanamiyę i ewakuuje się szybko z pomieszczania. Makoto nie jest pewny, ale ma
wrażenie, że ktoś krzyczy na korytarzu: „cukiereczku, chodź do braciszka”, ale
woli to zrzucić na efekt uboczny swojej zbyt bujnej wyobraźni; to niemożliwe,
że Imayoshi darzy kogoś wyniosłym uczuciem.
*
Przez twarz
Makoto przechodzi nieprzyjemny grymas. Ma ochotę pochlastać się koperkiem albo
pójść po pistolet, który ojciec ukrywa przed całym światem w szufladzie biurka
i strzelić sobie kulę w łeb. Zaciska pięść ze złości i wyrzuca z siebie
przekleństwa z szybkością karabinu maszynowego. Mimo zapewniania Imayoshiego,
ma złe przeczucia; jest pewny, że smarkula nie utrzyma języka między zębami.
— Po prostu
zajebiście — warczy pod nosem, wychodząc ze swojego pokoju. Ma wrażenie, że
przegrał życie. Nie może utrzymać nerwów na wodze; zdarza mu się to po raz
pierwszy.
— Tak, wiem,
mysiu-pysiu, że ociekasz zajebistością — aż podskakuje w nagłym przypływie
adrenaliny, gdy identyfikuje właściciela, a właściwie właścicielkę tego
słodkiego, ociekającego cukrem-pudrem głosu. Nic tylko rzygać tęczą i lukrem na
zmianę.
Patrzy spode
łba na wyraźnie czymś rozbawioną Tsukomi i zgrzyta zębami ze złości. Ma taką
minę, jakby przyłapała go na gorącym uczynku; Hanamiya nie ma już złudzeń. Jego
dobra passa postanowiła wyjechać na wakacje.
— Czego? — pyta subtelnie. Chce przeżyć swoją tragedię
w samotności bez widowni w postaci siostry. Obecność Tsukomi w jego życiu nigdy
nie zwiastuje nic dobrego.
— Idź
grzecznie wyspowiadać się ojcu — oznajmia uroczyście i energicznie klaszcze w
dłonie. — Będzie się działo — wyrokuje z wielkim bananem na twarzy.
Makoto
przełyka głośno ślinę; radość w jej wykonaniu zawsze oznacza tylko jedno,
Hanamiya zalazł za skórę bardziej niż ona, a to zawsze przekracza granicę
wytrzymałości ich zarobionego po łokcie ojca.
— Aż tak źle? —
pyta, zanim gryzie się w język. Zwariował, do końca oszalał. Co go w ogóle podkusiło,
aby jednoczyć się z tą przeklętą żmiją?
— W tym przypadku
wkurwienie to stan małozaawansowany, słowo harcerza – odpowiada, nie kryjąc
zadowolenia. Jej chora satysfakcji jest dowodem na to, że zbliża się najgorsze,
Armagedon przez wielkie „a”.
Ale mimo
wszystko jest podjarany tym, że jej wścibska natura nie zwyciężyła i nie
ubiegła gówniarza. Nie zniósłby jej kurewsko wyszukanych szantaży, których na
pewno by nie ograniczyła.
Ze spuszczoną
głową udaje się w kierunku gabinetu ojca, szykując sobie w głowie arsenał
argumentów na to, że najmłodsza latorośl Imayoshich tak naprawdę nie wie, co widziała. W końcu to dziecko,
pięcioletnie dziecko, do cholery, które nadal — chyba! — wierzy, że dzieciaki
przynosi bocian i nie ma zielonego pojęcia o stosunkach seksualnych.
Uśmiecha się
pod nosem. Zawsze może zamordować ją gołymi rękami. To nie taka zła perspektywa
na przyszłość.
*
Makoto chowa
ręce do kieszeni, aby ukryć niekontrolowane drżenie. Ma wrażenie, że w pokoju
temperatura jest zbyt wysoka. Nie może oddychać, dlatego swoją uwagę
koncentruje na pokrytej kurzem biblioteczce ojca. „Biedne książki”, myśli, „nikt
nie potrafi wykorzystać je potencjału”.
— Makoto-kun,
pożegnaj w moim imieniu gości — odzywa się po chwili głowa rodziny, zdejmuje okulary
i przeciera zbolały kark.
Hanamiya
przytakuje, aby nie zdradzić swoich uczuć; jego wnętrzności tańczą wesołego
walca ze szczęścia, chociaż sam zachowuje twarz pokerzysty, spokojną,
niezdradzającą żadnych emocji.
— Twoja matka
i siostra puszczą mnie kiedyś z torbami – narzeka pod nosem, skupując się na
stosie papierów, zalegających gęsto na biurku.
Hanamiya nie m
żadnych wątpliwości, że tak właśnie będzie. Ale nie dzieli się tą myślą na
głos, bo nadal nie wie, w jaki sposób przekazać ojcu, że jest kompletnym
kretynem, dającym się wykorzystywać dwóm salonowym dziunią.
— Dobranoc — żegna
się szybko i wychodzi pośpiesznie z dusznego pokoju, nie czekając na odpowiedź.
Nie ma zamiaru
zawracać głowy ojcu, który przez całe życie jest zmuszony wytrzymywać ze swoją
entuzjastyczną żoną i chorą psychicznie córką.
Tylko go jest
w stanie darzyć minimalnym szacunkiem; w końcu sponsoruje jego wszystkiego
wyjazdy do oddalonej Fukuoki, nie pytając nawet o powód.
*
Makoto z ulgą
na twarzy żegna się z rodziną swojej publicznej zmory i nawet pozwala sobie na
uśmiech. To był naprawdę ciężki dzień. Nie może się nie roześmiać, gdy
"cukiereczek" macha w jego stronę okularami Imayoshiego, dyskretnie
pokazując mu środkowy palec.
Oi oi, czyżby
poczuła się zagrożona?
Miała o co.
Makoto nie ma zamiaru od tak przebaczyć upokorzenia, które mu zgotowała.
Zemsta będzie
słodka. Jak gorzka czekolada, którą zabrała i z premedytacją skonsumowała.
Układa jej plan w głowie, zacierając ręce.
– Konkatsu to
jedyne rozsądne rozwiązanie dla ciebie, siostrzyczko — mówi i odchodzi z
idealnym nastrojem do czytania kolejnej powieści.
W końcu
znajduje godnego siebie przeciwka.
*
Matka jest
podejrzanie miła, nie daje mu to spokoju. Może po prostu cieszy się, że jeden z
nielicznych kłopotów na jej głowie znów ją opuszcza? Z drugiej zaś strony
wyjazd Makoto jest nieunikniony; sam się do niego garnie, szukając pretekstu do
jak najszybszej emigracji. Ojciec lokuje w nim wszystkie swoje nadzieje; nikt
nie ma wątpliwości, że Tsukomi zostanie na jego garnuszku do końca życia.
— Trzymaj się
jakoś, skarbie, w tym wielkim świecie — świergocze Nezuko z pięknym uśmiech na
ustach. — I pamiętaj żeby ubierać się
ciepło. Wieczory są coraz chłodniejsze.
Za każdym
słowem składała na jego policzkach pocałunki, brudząc brzydko jego skórę
pomadką w kolorze krwi.
— Ups.
Wzdycha, jakby
dopiero teraz to sobie uświadomiła i nieporadnie próbuje zatrzeć pozostałości
po swoich ustach. Tuli go mocno na pożegnanie i mierzwi z czułością włosy;
Makoto nie jest przyzwyczajony do takich pożegnań. Zazwyczaj sam tłukł się
metrem na pociąg.
— Walentynki
są czternastego lutego. Nie zapominaj.
Hanamiya jest
zdegustowany jej słowami i zachowaniem. Unosi brew, zastanawiając się, dlaczego
Nezuko o tym wspomina. Nie posiada dziewczyny, a nawet gdyby jakąś miał, nigdy
nie zaprzątałby sobie głowę tak podrzędnym świętem, nie wspominając już o tym,
że w tym kraju to płeć piękna wyznaje swoje uczucia przez prezenty; nie
chciałby, aby jakakolwiek przedstawiciela płci pięknej zawracała mu głowę.
— Ale
przecież...
— Nie musisz
się tłumaczyć, skarbie — wtrąca się szybko z matczynym uśmiechem błąkającym się
na ustach. Hanamiya nie zna jej od tej strony, nigdy nie przejawiała takich
opiekuńczych skłonności. — Tsukomi wszystko mi powiedziała — dodaje, ten fakt
przesądza o sprawie.
Makoto wysłała
w stronę siostry gromy.
— No już
dobrze, nie marz się tak, bo się rozpłaczesz — rzuca z rozbawieniem. Pochodzi
do niego i kopie go „pieszczotliwie” w piszczel; nie ma w sobie ani za grosz
siły, dlatego Hanamiya nawet tego nie zauważa, za bardzo skupiony na tym, co
takiego ta przeklęta modliszka mogła powiedzieć rodzicielce.
— Na szczęście
– zapewnia z miną niewiniątka. — Nie mniej jej tego za złe. Ciągle trzymasz nos
w książkach, dlatego uważa, że jesteś nieporadny życiowo, bo przecież kujony to
zazwyczaj ciepłe kluch.
Hanamiya spogląda
na Nezuko i nie może nie strzelić spektakularnego facepalma. Kobieta mamrocze
histerycznie słowa: „ale on już wyrósł”, „mam nadzieję, że nie zapomina o
prezerwatywach”, „jak pokaże się wszystkim na oczy?” i „co sąsiedzi powiedzą” z
nisko spuszczoną głową.
— Coś ty jej
powiedziała?
— Szczerą
prawdę.
— Zajebie.
— Też cię
kocham.
Hanamiya czuje
potrzebę natychmiastowej separacji od wesołej rodzinki. Zaciska kurczowo dłoń
na rączce walizki i obraca się na pięcie
w stronę czekającego już na torach pociągu; nie zaszczyca ich już ani jednym
pojedynczym spojrzeniem.
— Skarbie, nie
przejmuj się. Miłości się nie wybiera! — krzyczy za nim matka, wycierając hałaśliwie
nos w chusteczkę, tak jakby odprawiała go na front.
„Akurat”,
myśli przepełniony frustracją. Nezuoko wyszła za męża z powodu nazwiska.
Uważała, że „hana” będzie doskonale współgrała z jej zamiłowaniem do kwiatów,
dlatego pod pretekstem ciąży zaciągnęła swojego przyszłego męża do ołtarza.
Hanamiya
zażenowany wsiada do swojego wagonu, zapewniając samego siebie, że nie wróci do
domu za nim nie zostanie uroczyście powiadomiony, że ojciec nie żyje; rodzinny
dom kojarzy mu się tylko z dwoma rzeczami: traumą na całe życie i kompromitacją
na całej linii.
___________________________
Jaram się
pairingiem Makoto x Rion, chuj, że to prawie pedofila, chuj, że wesołe OOC, w
tym ficzku jest wszystko tak kanoniczne, że kanon nawet się umywa.
„Kompromitacja” została stworzona przez mój mózg w przypływie nagłego i
niespodzianego napływu Wena; trzy dni temu, nie przypuszczałabym nawet, że
wypocę tyle absurdu. Dodaje go tylko dlatego, bo obiecałam Piegu, że dodam, bo
ona ma w zamian za to dodać coś innego. ♥
Soraski za
przerażającą długość. Przeraziła nawet mnie."Pobrzask" jest kolejny w kolejce. Pojawi się w okolicach czwartku/piątku.Na walentynki planuje dodać albo AcexSabo, albo MarcoxAce, albo AcexLuffy, albo TetsuyaxJun, albo HirakoxUrahara. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Jaram się Sabo po timeskipie. Jaram
się, że wrócił do serii. Jaram się, że walczy o Merę Merę dla i w imię Ace’a. Jaram
się, że ciągle o nim wspomina i myśli. Jaram się nawet głupim „teraz patrz na
mnie, Ace”. Tak bardzo gej. ^_______________^ *nieogarnięty fangrils* Chcem, żeby Oda zdradził jak tak naprawdę wygląda ^^'
Mam nadzieję, że ten fanowski art. chociaż
trochę odzwierciedla łan pisową rzeczywistość XD
Kocham,
ściskam i całuje ♥
' kocha dramatyzować i wszędzie doszukuje się miłosnych spisków" - Hanka nie ukryje żadnej swojej lov przed mamusią. XD
OdpowiedzUsuńAha... ja wyczuwam, że mamuśka wyda za mąż nie córkę a syna hahaha :DDDD
"mówi, grożąc mu nożem, który przez „czysty” przypadek znajduje się w jej ręce." - wszelkie domysły, czemu Hanamiya jest szurnięty zostały rozwiane XD
"odgryza się jej i odkłada cukier tak, aby nie mogła go dosięgnąć. Jest zbyt wygodna, aby ruszyć swój tyłek i sama go sobie przynieś.
— Dupek.
— Dziwka." - hahahaha jaka kochająca się rodzinka! XDD Ale to meega pasuje do Makoto tak w sumie *kiwa głową* Wieczne złośliwości, uszczypliwości, cięty język i wredne zachowanie. XD
"— Zobaczyłem cię pod latarnią i mi się odechciało" - hahahah Hanka i cięta riposta. XD Kochane rodzeństwo, więcej ich! XD
"Nawet jeśli musi zniżać się do poziom ameby, każda metoda jest dobra, aby dopiec ukochanej siostrzyce." - jakie poświęcenie dla sprawy! Normalnie nowy poziom wredziolstwa :DDD
"— Mu nie przegadasz " - "jemu" :D Takie zboczenie, soraski ^^"" no chyba, ze to celowe :DD
Hanka w nowej szeksi yukacie? Mniamuśniee XD
Oni są naprawdę genilanym rodzeństwem hahah XDD
Hanamiya taki baaaad meeen XDDDD I ładnie ujęte, pasuje do niego. ^^
Hahahaha mała jest dobra, Hanka ma intelektualnego przeciwnika! :DDD O jany, Makoto, ty cholerny terrorysto dzieci! :DDD
HA! Od razu wie, że jego myłość go odwiedziła :D
"Nadal emanowała od niego nieprzymuszona aura psychopaty. " - aaach ci kochani psychopaci! ^w^ <333
Imaaaaaa jakie romantikooooo! Awwww XDD
"Nie lubi Imayoshiego za to, że nie może odgadnąć co myśli. Przypomina mu książkę, której autor nie mógł dokończyć z powodu śmierci; kompletne marnotrawstwo." - ooooo zacne porównanie *kiwa głową* Problem z Imayoshim jest chyba taki, że jego ciężko rozgryźć, co myśli, co kombinuje już zwłaszcza.
Hahahaha! Makoto chyba woli subtelniejszy podryw XDD
" — Zaprowadź mnie do łazienki — dodaje z niezdrowym błyskiem w oku.
OdpowiedzUsuń— Mogę wiedzieć po co? — Makoto unosi brew, ma złe przeczucia.
— Mam ci wytłumaczyć do czego służy toaleta? " - Hahahahahaha! Umarłam! XDD
Awwwwwuuuuu książkiiiiiiii *w*
Hjehjehje Imayoshi nie przegapi striptizów noł czeeens! XD Uuuuh napięć aż strzela! *w* Tylko żądza ci się wkradła przez rz. XD
"Nie damy rady ukrywać naszej miłość przed całym światem" - *kiwu kiwu głową* Dobrze gada, polać mu!
" — Przestań pieprzyć — warczy jak rottweiler — i…
— Pieprz?" - Hahahaha Imayoshi już wiem, za co cię kocham! XDD
No i się wyjaśniło, do czego służy łazienka, proszę jak ślicznie :D
"Gdy Imayoshi skończył gimnazjum, w sercu Makoto pojawiła się niezidentyfikowana pustka, przez romantyków nazywana tęsknotą; trwał w zawieszaniu" - Hanka taki Werter hahahaha! XDD
"„Tęskniłem, kurewsko tęskniłem”, myśli Makoto, ale nie dzieli się tym z rozochoconym Shouichim." - podziel się! *w*
Ah, seksy przy dźwiękach klasycznej muzyki, to takie w ich stylu XD
HAHAHAH! Mała to ma wyczucie czasu! I ja wiedziałam, ze to jego siostra <3
Ja bym się nie łudziła, że mała taka nieuświadomiona... :D
Bieeedna Hanka :DDD
I ja też się nimi jaram! *wwww* Więcej ich! *pedofil* XDD
Aomine kabel jak się patrzy, teraz tylko wtyczkę musi sobie znaleźć hahah XD Tutaj się zgodzę w pełni, niestety fandom robi z Kise taką... słodką ciotkę :D Niby jest kochany, ale jednak ten kanoniczny jest jednak nieco egoistyczny spryciarz i menda jak ta lala. :D Dlatego to właśnie on a ni Kuroko bardziej mi pasował na takiego miganego, cwanego fałszerza, który zawsze wie, jak sie ustawić.
Nie no, trójkąt by mnie życia pozbawił, jak ja ledwie ich dwóch ogarniam Q_Q
Hahah po czymś takim chyba Kagami w końcu by go obił :D Oni to sobie chyba powinni urządzić jakąś porządną bójką i rozładować napięcie :D
ImaHana żadnych szans, po tym jak ty ich super robisz, to normalnie ja aż się boje próbować Q_Q Sakurai to by jeszcze na zawał zszedł hahah XDD
Brze najzieleńszy, czuję, ze przekroczyłam granice pisania pierdół w komentarzach... ^,^"
Nie myliłam się, musiałam podzielić.. x__X
Ejejejejej a w ogóle to napiszesz mi Wakamatsu plus ktoś? *-*
OdpowiedzUsuńA Hanamiya z całą to swoją wredotą i w ogóle mam wrażenie, że dość szybko wybucha i się złości.
OdpowiedzUsuńNo siostrzyczki mają genialne hahaha! Ale to Imayoshiego szalenie pasuje być pod kapciem takiego malucha co to zapatrzony w niego i "moje nie oddam!". Ależ Hanka ma konkurenta. XD
Ja już widzę, jak on się z tym uśmiechem z boku przygląda, jak ta dwójka się ściera ze sobą i mała drażni Makoto :D
Jest, chociaż nie wygląda! XP
Też mam taką nadzieję, że Kagami podoła pokładanym w nim nadziejom haha :DDD
Bidny Sakurai, wiecznie na prochach uspokajających. I co tam, jak wchodzi go gabinetu szefa z kawą, a tam szef bzyku-bzyku z podejrzanym na biurku *pokłada się ze śmiechu* To przecież taka norma.
A ni wiiiim on się może z każdym! XDD Kogo mu dasz będę happy *www*
Zajebiste.
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że niezwykle produktywna jesteś (jakkolwiek to brzmi)! Podziwiam cię za to :3
Podobało mi się bardzo bardzo bardzo!!!
Wiedziałam, że ta mała to będzie siostra Imayoshiego (w najgorszym przypadku córka... chociaż nie za bardzo umiałam się z tym pogodzić).
Siostrę Makoto miałam ochotę walnąć i to nie raz, ale nie da się ukryć, że akurat wizja Hanamiyi w yukacie bardzo przypadła mi do gustu.
I ja wiedziałam, że tak będzie. Że ktoś ich nakryje, ale bardziej spodziewałabym się Tsukomi a tu taka niespodzianka xD
Bardzo fajne :)
kan ty to napisalas? to jest kurwa dlugie w chuj xD
OdpowiedzUsuńoh boze. przerazajaca baba. juz wiem po kim hanamiya to ma.
jego siostra tez jest niezla xD biedny makoto. menczom go w domu :<
"— Coś ty jej powiedziała?
— Szczerą prawdę.
— Zajebie.
— Też cię kocham."
leże i kwiczę. swietne xD
"— Skarbie, nie przejmuj się. Miłości się nie wybiera!" - no kurwa płaczę. płaczę i to hardo.
ie dizwie sie ze potme hanamiya sie odgrywa na wszytkich w odleglosci kilometra. rodzinke ma wyjebana w kosmos xD
hohoho. czy to czas na nijihaiki? XD
ty, specu, hanamiya ma bardziej piwne czy szarozielone oczy? *nie moze sie zdecydować*
TAK. DAJ MI NIJIHAIKI.
OdpowiedzUsuńhm. hmmmmm. ciekzie pytanie.
czyli szarozielone. (Y)
jasne jasne xD
OdpowiedzUsuńtrudno zidentyfikowac kurwa xD
ja ce telaz ;;
skurwiel skurwielowaty xD
OdpowiedzUsuńnoo chceee ;; poczebuje milosci kurwa
A Ima dobrze o tym wie i specjalnie go drażni! XD
OdpowiedzUsuńZ nią? Raczej małe, ale podopingować mu można, żeby za łatwo się nie poddawał! XD
Kagami do boju! Zazdrość Kagamiego? XD
Hahahah! No ja właśnie też mam takie wrażenie i szkoda mi go trochę! XDD Gorzej jak wszyscy wokoło ruchają a on nie!
Czekam na to bardzooooooo *WWW*
ni mo ;;
OdpowiedzUsuńcimno wszyndzie, glucho wszyndzie co to byndzie DX
OdpowiedzUsuńnoooo T_________________T
OdpowiedzUsuńNikt go w tym nie pobije. XD Własnie, niech wie, że uczuć się nie tłumi :DDD
OdpowiedzUsuńKagami nawet nie ogarnia, że jest zazdrosny! XDD Ale musze w końcu napisać tego zazdrosnego Aomine, żeby nie było tylko, że Taiga się wkurwia hahaha :D W każdym razie będzie zuuuyyy że Haizaki maca mu osobistego tygrysa, a Niji, że ktoś chce mu bić jego własność XD Czuje, ze pozabijają się wszyscy i tyle hahah :DD
Biedactwo :C Trzeba dac mu kogoś mało inwazyjnego!
Rudy? Aaa czekaj czekaj, wiem już który. XD A może być z kim ci pasuje *,*
mi też :<
OdpowiedzUsuńa imahana idzie mi jak krew z nosa. chyba sie juz kompletnie wypalilam.
Black, nie wypalamy się, piszemy! *dopinguje i macha pomponami*
Usuńhahahaha, chcialabym. nijihaiki ida mi jeszcze gorzej C:''''''''
OdpowiedzUsuńgamabruję, bedzie shocik a nie miniaturka bo zaraz bedzie powyzej 1000 slow.
Taki wstydzioooch? XDD Hanka nie wstydzimy się! <3
OdpowiedzUsuńHahaha generalny rozpierdol bo co? Bo każdy chce tyłka Taigi, mater dei hahah XDDD
Nie wim, może Kurokeła?
pisałam je 3 godziny. w 3 godziny powinnam miec dwa razy tyle X_x
OdpowiedzUsuńno jak vinc dostala powzej 1000 to ty tez dostaniesz xD'
mam tak non stop < / 3
OdpowiedzUsuńni mam powera.
rycz, pozwalam XD
nie zdam XDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńdopiero zaczniesz ryczeć jak zobaczysz jak bardzo spierdoliłam ♥
To trzeba próbować bardziej i bardziej! Aż do skutku! :DDD Niech go Ima z tego wyleczy! On jest dobry szantażysta. Albo Kiyoshi Gorące Serducho! XDD
OdpowiedzUsuńFakt, taki smutek, że oni mogą buu :C Pozostaje nam tylko pomacać!
Faktycznie nie pomyślałam hahhaha... *idzie się wyhahać i dopiero wraca* Matko, okej, Kurokeł odpada hahah w końcu to największy seme w serii, racja. Hmmm kogo by mu to dać...
;______________; płaczę
OdpowiedzUsuńmowie ci kurwa nie wiem co mi wyszlo, ale wyslzo chujowo XD
oni sie tam tylko macają weź XD'
OdpowiedzUsuńCzemuuuu? Mnie tam się podoba takie oświecanie Hanki! XD <3
OdpowiedzUsuńW sumie racja, ktoś nam może nie pozwolić pomacać :C
Ooo, Kiyoshi mógłby *kiwa kiwa* Ale Sakurai nie wystraszyłby się takiego wielkoluda Q_Q Ale ale! Czyż nie iskrzyło na linii Sakurai-Hyuuga? XD
ruchable ruchable syndzie XD
OdpowiedzUsuńbedzie pod koniec tygodnia, mysle
poglaskaj mnie ;;
OdpowiedzUsuńAaaaaj taaaam! Czasem trzeba go dźgnąć patykiem! :PP
OdpowiedzUsuńBardzo. Co jak co, ale dupcie to on ma <3
Ale popatrzmy na fakty, Hyuuga drze mordę, ale po tym w Saku rozbudził się duch walki! W końcu to on się burzył, że z nim nie przegra na rzuty za trzy, ha! XDD Kiyoshi ma kochany uśmieeech <33 To trochę straszne q__q wielki jak dąb a z uśmiechem miłosierdzia zapewnia cię, że nic ci się nie stanie, tylko spokojnie, będzie dobrze... XDD
asdyklklkjahgfdsa T______________________T
OdpowiedzUsuńMała diablica najlepsza :D Po prostu boska! Takie małe zło wcielone... Jestem jej fanką ^^ Mam nadzieję, że jeszcze coś z nią napiszesz :3 Ciekawe, jak zareagowałby na jej widok np. Aomine :D Hmm... Fajna wizja XD
OdpowiedzUsuń