Właścicielowi
wąskich ust z minutę na minutę jest coraz ciężej zatuszować ciągle pogłębiający
się uśmiech. Poprawia wyuczonym gestem czarne oprawki na nosie i z premedytacją
kontynuuje zabawę ciężkim piórem, dbając o to, aby dźwięk rozprowadzał się jak
najgłośniej. Rzuca ukradkowe spojrzenie na przedmiot swojego buntu, licząc po
cichu na rewanż; jego twarz jest tak spokojna jak bezgwiezdne, atramentowe
niebo nocą. Bezszelestnie przewraca kolejną stronę, wczytując się dokładnie w
literki wydrukowane na ekonomicznym papierze. Raz po raz w zamyśleniu nieświadomie
pociera ręką podbródek, tracąc całkowicie kontakt z rzeczywistością.
Okularnik
nawet nie myśli, aby się poddać. Konsternacja jest znakomitą okazją na trening
cierpliwości. Obserwuje go z narastającym zainteresowaniem, całkowicie
niezauważony. Z trudem walczy z chichotem, który niekontrolowanie chce
wyswobodzić się z jego gardła. Jego obiekt obserwacji wygląda jak dom bez
mebli, który został dawno opuszczony przez mieszkańców i pozostawiony na pastwę
kurzu i wszechogarniającego zapomnienia. Na jego twarzy nie znać żadnych uczuć,
jest wyzbyty ze wszystkich emocji. Trzyma w dłoniach książkę, zapominając o
otaczającym go wszechświecie.
Właściciel
wszechstronnego opanowana zwraca w końcu na niego swoją uwagę, prostuje się i
rzuca w jego stronę gromy. Już nie wygląda jak opuszczony dom, wygląda jak dom
strachów, który może przysporzyć szarego zjadacza chleba o gęsią skórę.
Okularnik nie czuje lęku, ani zaskoczenia;
spojrzenie mola książkowego dostarcza mu jeszcze więcej rozrywki.
Wykrzywia usta w szerokim uśmiechu, wracając do swojej „bajki”.
Stal co chwile wymyka mu się z ręki i uderza
brutalnie o drewnianą podłogę, wysyłając dobre samopoczucie osoby, z którą
dzieli pokój daleko w świat. Nawet raz czy dwa, dla zabicia nudy, sam wypuszcza
przedmiot z dłoni, wiedząc, że nie spotka się to z aprobatą ze strony
współlokatora. Na drewnie widać kilka smug, ale dumny wychowanek ostatniej
klasy gimnazjum Honyarara nie ma zamiaru
tak łatwo dać za wygraną. Wciąż obraca przedmiot do pisania między palcami,
zastanawiając się, kiedy kouhai wyrazi na głos swój sprzeciw. Spodziewa się, że
to może jeszcze potrwać, kiedy nie trzeba odznaczać się naprawdę niebywałym
oślim uporem, ale ma mnóstwo czasu i wcale mu to nie przeszkadza.
— Ups — wymyka
mu się z ust, gdy pióro przeżywa dwa razy boleśniejsze spotkanie pierwszego
stopnia z podłogą, potęgując jeszcze bardziej hałas. Przypomina mu to trochę odgłos piłki do kosza,
zderzający się z płaską nawierzchnią boiska.
Zbawiony głośnym
trzaskiem, świadczący o tym, że drugoklasista skończył swój romans z opasłym
tomiskiem, spogląda przez ramię na jego podirytowaną personę. Zazwyczaj zerka z
dozą zaciekawienia zarezerwowaną dla kogoś, kto widział w swoim życiu
wystarczająco wiele, aby ulegać tylko powierzchownemu zainteresowaniu. W jego
wypadku jest inaczej; sylwetka współlokatora nadal wzbudza w nim kontrowersję,
jest naprawdę atrakcyjnym obiektem obserwacji.
Obserwuje
bladego chłopca, wyglądając jakby pokonał dorosłość w zastraszającym tempie i
wzdycha.
— Czyżbyś był
znudzony?
Przestaje
manifestować swoją obecność, unosząc sugestywnie brwi. Realista, który wie
czego chce i jak ma osiągnąć swój cel nie powinien wzbudzać w nim tyle emocji.
Gdy na twarzy
jego młodszego kolegi pojawia się rzadko spotykana ekspresja, nie może się nie
roześmiać; kouhei zaciska mocno usta ze złości i marszczy brwi, nie mogąc już
dużej bagatelizować obecności senpaia.
Okularnik
opiera się wygodnie o oparcie krzesła i z rozbawieniem obserwuje, jak jego
współlokator z niechęcią zakłada papcie i wstaje, przyciskając do piersi
oprawioną w ozdobny papier książkę.
— Nie
przeszkadzaj sobie — odzywa się po chwili z przekąsem, nie zaszczycając go
nawet pojedynczym spojrzeniem.
Imayoshi
Shouichi nigdy nawet nie podejrzewałby, że ktoś taki jak Hanamiya Makoto mógłby
ulokować jakiekolwiek cieplejsze uczucia w literaturze, ba!, gdyby nie zobaczył
na własne oczy tego, jak drugoklasista obchodzi z woluminami,
nigdy nie uwierzyłby, że Makoto wyhodował sobie w stosunku do kogoś tak
silne przywiązanie.
Hanamiya w
jego oczach jest osobą, która bez jakiegokolwiek aktu sprzeciwu daje się zawładnąć
swoimi ambicjom i w pogoni za ich osiągnięciem, zapomina o czerpaniu radości z
życia. Imayoshi nigdy nie spotkał się z
tym, aby Makoto kiedykolwiek poddał się wzruszeniom. Jest doskonałym materiałem
na mordercę, potrafiącym zabijać z zimną krwią, maskuje wszystko chłodnym
profesjonalizmem. Pod tym względem nie wyróżnia go nic specyficznego wśród
tłumu dzieciaków, wychowanych w warunkach ciągłej rywalizacji z otoczeniem. Ma
poczucie wyższości i władzy, jego wiara, że jest osobą ponad przeciętną jest
tak paraliżująca, że Imayoshi czasem nie może uwierzyć na własne oczy, że
Hanamiya zdobył najlepsze oceny bez wpajania potrzebnej wiedzy.
Ale prawda jest
niezaprzeczalna, Hanamiya Makoto kocha książki; stare, wyblakłe, rozpadające
się w rękach, nowe, świeżo wyciągnięte z
drukarni — wszystkie, niezależnie od koloru okładki, czy nawet tematyki.
Traktuje jej na równi z żywym organizmem, przejawiającym tendencje do
przemijania. Pochłania je w tak przerażających ilościach, że Imayoshi jest
czasem zmuszony do sprawdzenia, czy Makoto jeszcze dycha.
Shouichi
czasem ma wrażenie, że Hanamiya podchodzi do książek z taką troską, z jaką
nigdy nie wykrzesałby w stosunku do drugiego człowieka, dlatego nie może
oderwać przymrużonych oczu od kouheia,
który ostrożnie odkłada tom na półkę, z ledwością wciskając go pomiędzy swoje
„przyjaciółki”.
— Wyczuwasz
jakąś anomalię? — pyta po chwili z udawaną uprzejmością, formując z wypełnionej
niezgrabnym pismem kartki orgiami.
Imayoshi jest
świadom swojego talentu; robi dokładnie to, czego ludzie nienawidzą, dlatego
przejrzenia na wylot swojego współlokatora nie stanowi dla niego najmniejszej
trudności. Hanamiya do swojej prywatnej biblioteczki podchodzi z pedantyczną
dokładnością. Klucz jest jednak tak banalnie prosty, że Shouichi nie może się
powstrzymać, aby nie namieszać. Wszystko układa według czasu wydania; czas dla
Makoto ma szczególne znaczenie. Dzięki nie mu jest w stanie rozpracować
przeciwnika i przyswoić sobie jego kondycje, układając najdokładniejszy plan,
jak go złamać.
— Nie — zaprzecza
cierpliwie Makoto, zwracając mitologię japońską na swoje pierwotne miejsce;
robi to na przekór, z ledwością ukrywając swoją irytację. Nienawidzi, gdy
Imayoshi dla zabawy zabiera jego rzeczy i przestawia je według swojego
widzimisie. Ma wtedy uczucie, że jego przestrzeń osobista zostaje zaburzona. — Po prostu lubię sobie wyobrażać, jak twój
uśmiech zmienia się w grymas bólu — dodaje po chwili, analizując układ
zaproponowany przez senpaia. Musi zachować odpowiedni wzorzec zachowań.
Shouichi, w
ramach odpowiedzi, prycha teatralnie pod nosem, podkreślając swoje
niezadowolenie płynące z sadystycznej osobowości drugoklasisty.
— Oi, oi,
czuję się zagrożony — upomina go po chwili, przypatrując się z uwagą jak
Hanamiya z nietypową ostrożnością zabiera z półki zaatakowany starością tomik z
wierszami, który rozsypuje się w oczach. — Jeszcze pomyślę, że masz chrapkę na
rolę faceta w tym związku.
Na twarzy
Makoto pojawia się rumieniec, który stara się zatuszować szybką ewakuacją z
pomieszczania, aby nie dać senpaiowi satysfakcji.
Imayoshi w
akompaniamencie głębokiego ziewnięcia, zatrzymuje dłuższe spojrzenia na drzwiach,
które przed chwilą zamknęły się hukiem. Nie lubi, gdy Hanamiya wymiguje się od
odpowiedzi, uciekając jak płonna dziewica z miejsca zbrodni. Wtedy prezentuje
się jak zwykły, przeciętny człowiek, podlegający selekcji naturalnej.
— Dobrze
wiesz, że nie masz najmniejszych szans — przemawia do niezgrabnego żurawia, złożonego
z kartki papieru. Niszczy go, niezadowolony z efektu swojego dzisiejszego
treningu.
Kącik jego ust
unoszą się delikatnie ku górze; zimny rozsądek, który przejmuje kontrolę nad
Hanamiyą, nie jest w stanie unicestwić jego wszystkich uczuć.
*
Hanamiya
marszczy brwi, ukradkowo spoglądając na gimnazjalistę, wygrzewającego się na
parapecie w ostatnich promieniach słońca znikającego za horyzontem.
Zbliżające się
lato, sprawia, że w Makoto odradza się irracjonalny lęk, którego nie potrafi
zdiagnozować; ma niejasne wrażenie, że coś, co jeszcze miesiąc temu brał za
pewną kartę, może przepaść. Nie ma bladego pojęcia co to jest, dlatego stara
się to w sobie tłumić.
Wzdycha
głęboko i rozciera kark. Czuje na nim przeszywające go na wskroś spojrzenie pary
przymrużonych oczu, zerkających na niego znad kwadratowych oprawek.
Makoto zgrzyta
zębami ze złości i jeszcze mocniej przyciska ołówek do kartki, starając się zapanować nad sennym organizmem. Nie jest w
stanie zlokalizować przyczyny, ale często budzi się w środku nocy i nie potrafi
zasnąć, skupiając na sobie badawcze spojrzenie współlokatora.
Odchyla się na
krześle i zamyka powieki, szukając przyczyny swojego emocjonalnego kalectwa. Cichy
chichot sprowadza go na ziemię, choć zazwyczaj nawet nie zwróciłby na niego
uwagi. Nie rozumie, dlaczego jest odporny na opanowanie. Dawny Hanamiya
Makoto, który egzystował w osackim
gimnazjum jeszcze niespełna tydzień temu, zbyt zawładnięty swoimi myślami, nie
zwracał uwagi na otoczenie. Prycha pod
nosem jak rozjuszony kot i zerka na prywatny ból głowy, który chodzi za nim krok
w krok od chwili dzwonka, sygnalizującego zbliżający się weekend.
— Nie masz
żadnych dodatkowych zajęć?
Starał się
zatuszować rozgoryczenie, ale opanowanie w obliczu zmęczenia nigdy nie było
jego mocną stronę; nigdy nie cierpiał na brak podzielności uwagi, ale teraz
nawet najdrobniejszy hałas jest w stanie sprawdzić, że jego skupienie diabli
wzięli.
— Oi oi. —
Imayoshi pozwala sobie na krótką przerwę, ale irytacja Makoto przebiera jedynie
na sile. — To urocze, że się o mnie martwisz — mówi, odruchowo mrużąc jeszcze
bardziej oczy — ale nie ma takiej
potrzeby.
— Nie troszczę
się o ciebie, baaaaka — zaprzecza szybko Hanamiya, wykrzywiając usta w
psychodelicznym uśmiechu, który nie raz gościł na jego ustach.
— Zbieraj się
— zarządza Imayoshi i z rasową pewnością siebie zeskakuje z parapetu.
Hanamiya unosi
brew w geście zdziwienia i wpatruje się w Shouichiego w taki sposób, jakby
widział go po raz pierwszy w życiu.
— Jutro mamy
mecz — przypomina cierpliwie, uśmiechając się cierpko na widok Makoto, który jak zwykle jest odporny na entuzjazm
innych. — To będzie szybkie i łatwe zwycięstwo — dodaje, wykrzywiając usta w
okropnym uśmiechu.
Makoto nie ma
żadnych wątpliwości; cięty i ironiczne poczucie humoru senpaia sprawia, że jego
stabilny tryb życia rozsypuje się jak domek z kart.
*
Imayoshi opuszkami
placów dotyka policzka emanującego chłodem i kształtuje na ustach delikatny
uśmiech. Protest Hanamiyi jest do przewidzenia; odtrąca jego dłoń, nie mogąc
pogodzić się z porażką. W tym związku nie ma mowy o miłości. Kieruje nimi tylko
nieznane pożądanie, chora tęsknota z ciepłem i bliskością drugiej osoby,
których nigdy nie zaznali, obarczeni przez wyrafinowane wychowanie.
Imayoshi
zgarnia do siebie metr siedemdziesiąt z kawałkiem i zamyka blade ciało w
uścisku. Nie może określić czym pachnie
skóra kouheia, ale zapach jest jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny. Mruży z
zadowoleniem oczy i mamrocze coś nie zrozumiałego pod nosem, językiem nakreślając
kolejną malinkę na szyi Nieukoronowego Króla. Makoto od zawsze kojarzy mu się z
kawą i gorzką czekoladą.
Hanamiya profilaktycznie
próbuje się wyrwać z stalowego uścisku kapitana, ale Shouichi nie daje mu
najmniejszych szans. Przyciska szorstkie wargi do jego spierzchniętych, kradnąc
pierwszy pocałunek tego dnia.
— Fixed limit
— przypomina cierpko i popycha go niecierpliwie na łóżko. Kouhei nie potrafi
zaakceptować tego, że kolejny raz z rzędu przegrał z kretesem.
Makoto opada
bezwładnie na poły pościli i syczy głośno, czując jak sprężyny wbijają się
boleśnie w kręgosłup; ma wrażenie, że ten dźwięk jest nienaturalnie głośny
wśród gęstej ciszy, która ich wypełnia. Ale Shouichi zostaje niewzruszony.
Pochyla się nad nim i znów łączy ich usta w zachłannym pocałunku, w którym nie
ma szans na szybkie zaczerpnięcie oddechu.
— Gdzie
podział się twój uśmieszek, Hanamiya? — pyta Shouichi wprost w jego rozchylone
usta.
Pocałunki
Imayoshiego są paskudne. Makoto uwielbia ich smak. Ostry, przesiąknięty wieloma
niezdrowymi związkami. Przypominają ich związek. Niezdrowy jak nikotyna,
uzależniający coraz bardziej, za każdym wdechem.
Hanamiya
wplata swoje palce w czarne włosy i mimowolnie się uśmiecha. Wszystko związane
z tym człowiekiem jest w kolorze śmierci. Ten odcień podrażnia każdy jego
mięsień, każdy zmysł napięty jak struna. Lubi długie, skostniałe palce
wędrujące po swoim ciele i nachalne pocałunki, które zostawiają na bladej
skórze ślady po obecności, naznaczając granice swojego terytorium.
Imayoshi nie
stara się być delikatny, ba!, obydwaj nie znają definicji tego słowa, dlatego
Makoto nawet nie zaciska mocno powiek, gdy Shouichi bez żadnego ostrzeżenia wchodzi w niego brutalnie.
Hanamiya
bierze głęboki oddech, z ledwością
powstrzymując jęki. Już dawno przyrzekł, że one nigdy nie padną z jego ust. Nie
sprzeciwia się, gdy Shouichi zaciska mocno zęby na jego wargach, gryząc je aż
do krwi. Nie protestuje nawet wtedy, gdy dziesięć placów wbija się boleśnie w
jego ramię, sprawiając, że łzy podchodzą mu do oczu. Nie ma wątpliwości, że „s”
w imieniu Imayoshiego odnosi się do „sadyzmu”, ale nie ma nic przeciwko.
Już dawno zaakceptował rzeczywistość.
Pozbawione
subtelności ruchy kapitana, zabierają wszystkie myśli Hanamiyi gdzieś daleko
stąd. Nie może myśleć o niczym innym, skupiając się całkowicie na dotyku
Imayoshiego, który zostawia na jego
ciele krwawe piętno. Makoto czasem stara
się porównać Shouichiego z postacią literacką, ale nigdy nic nie przychodzi mu
do głowy; jest niezastąpiony.
— Myślisz, że
można złamać kogoś kto się tego nie boi, Imayoshi?
Pyta za nim
gryzie się w język, gdy senpai opada obok. Ma nadzieje, że Shouichi pod wpływem
zmęczenia potraktuje jego słowa jak kolejny nieśmieszny dowcip, ale to, że
okularnik wbija spojrzenie w plamę na suficie, przechodzi jego najśmielsze
oczekiwania.
— Pomyślimy.
Imayoshi zamyśla się na chwilę. Posiada
naprawdę rzadki dar, nigdy nie zdradza tego, o czym tak naprawdę myśli. Makoto
nawet nie próbuje go rozszyfrować. Wie, że to nie ma najmniejszego sensu. Ani w
wyrazie twarzy, ani w przymrużonych oczach kapitana nie zobaczy nic, co
przykuje jego uwagi, dlatego nie może od tak potraktować go swoim sposobem
myślenia. Nie obejmuje go żaden paragraf. Z każdej sytuacji potrafi wykaraskać
się obronną ręką.
Czarne oczy
Imayoshiego kierują się w jego stronę z nieukrywanym zaciekawieniem. Pierwszy
raz Makoto jest świadkiem tego, że
Shouichi jest w stanie pokazać swoje emocje drugiej osobie. Przełyka głośno
ślinę. Ma przed sobą potwora i nie ma zielonego pojęcia, czy kiedykolwiek uda
się go osłabić.
— Nie masz
żadnych szans — zapewnia po chwili okularnik. Makoto nie ma żadnych
wątpliwości; Imayoshi z łatwością rozgryzł jego intencje.
— Dlaczego? —
pyta, akceptując zimny dreszcz, którym zostaje potraktowany jego kręgosłup.
Sposób w jaki Shouichi wypowiada te cztery słowa sprawia, że Makoto brakuje
tchu na oddech. Imayoshi, jeśli chodzi o grę umysłu, nie ma sobie równych.
Opanował ją do perfekcji.
— Nie można złamać
kogoś, kto nie boi się upadku — odpowiada, nie mogąc powstrzymać rozbawienia. —
To tak jakbyś próbował zaatakować samego siebie, Hanamiya — wyjaśnia takim
tonem, jakby rozmawiali o jutrzejszej pogodzie.
Makoto
komentuje to tylko z udawaną radością; uśmiecha się wymuszenie i w geście
rekompensaty przyciska swoje wargi do warg senpaia, ale tak naprawdę chce
odwrócić jego uwagę.
— Mam
rozumieć, że idziemy na festiwal, tak? — pyta z uprzejmym zainteresowaniem,
chociaż Hanamiya nie ma wątpliwości, że już dawno zna odpowiedzi na to pytanie.
Imayoshi jest
osobą niekonwencjonalną. Nie robi nic według stałego wzorca zachowań. Jego
przemyślane i sprecyzowane myśli nie są kwestią przypadku; są jak najbardziej
przemyślane, dlatego Makoto musi przyznać mu niechętnie racje;
najprawdopodobniej nigdy nie uda się go złamać.
Ale teraz nie
ma już żadnych wątpliwości. Są tacy sami. Nie mogą stracić już nic więcej.
_________________________________
Już dawno
chciałam sobie machnąć ImaHanę z ich gimnazjalnych lat, bo chodziła za mną
długo, a nowy odcinek kurosa sprawił, że w końcu się za to zabrałam. Skutki nie
są imponujące. Nie umiem opisywać seksów, mam też problem z wczuciem się w ich
postacie, także no @_@ Efekt widać gołym okiem.
Fixed limit to
termin używany w pokerze, odnosi się do stałej wartości zakładu, który ustala
się przez grą.
Do końca
następnego tygodnia można spodziewać się drugiej części „Pobrzasku”.
Kocham ♥
Ojejku, jakie to... fajne. W sensie te książki, pióra i żurawie. Ale na boga, Imayoshi, nie rzucaj tym piórem, wygniesz stalówkę, pocieknie atrament i co zrobisz? *kocham pióra, ale nie piszę nimi, bo moje pismo wychodzi jeszcze brzydziej ;c* Żurawie są fajne, kiedyś miałam na nie dużą fazę, teraz musiałabym sobie przypomnieć :D
OdpowiedzUsuń"Nie umiem opisywać seksów"? Na pewno są lepsze od moich (które nie istnieją) i od wielu innych zresztą też c:
Kocham, miłość, ImaHana~
Kana ty chciałas ode mnie ImaHana, prawda?
OdpowiedzUsuńPostaram się skarbie ♥
OdpowiedzUsuńMakoto jako miłośnik książek kompletnie podbił tego fika jak dla mnie, od momentu, gdy o tym przeczytałam, nie mogłam przestać się uśmiechać. Ta rola tak bardzo do niego pasuje, że aż sobie wyobraziłam, że przeczytanie durnego tomiszcza pewnie zajmuje mu dzień. Ewentualnie dwa, jeśli nudzi go fabuła. :D Jedyne, co zdawało się do niego nie pasować, to ten rumieniec gdzieś tam na początku, ale uznajmy, że to jego słabość w naturalnym środowisku (czyt. książki).
OdpowiedzUsuńImayoshi jest creepy, tak samo creepy jak w mandze i anime, więc możesz uznać, że Ci się udało.
Na seksach się kompletnie nie znam. W ramach zasady "nie znam się, ale się wypowiem", mogę jedynie powiedzieć, że "łączy ich ciało w jedność" i "wchodząc w niego brutalnie" trochę do siebie nie pasują w jednym zdaniu. To pierwsze bardziej pasuje do namiętnego loffciania w świetle księżyca, a to drugie do... Imayoshiego (och, serio, czy ja w ogóle piszę jeszcze z sensem? nie jestem pewna)
Byłam gotowa na kolejną część Pobrzasku, ale widać będę musiała chwilę poczekać.
Here you go:
"jest znakomitą okazję" -> "okazją"
"dumny wychowanego ostatniej klasy" -> nie jestem pewna, ale chyba chodziło o "wychowanka"?
"kouhei" -> "kouhai"
"nie trzeba odznacza się" -> "odznaczać się"
"Honyarara Gakuen" -> zastanawiam się po co "Gakuen", skoro to po prostu "szkoła"? Chyba że nazwa własna? Nie wiem, nie znam się do tego stopnia na Hanamiyi i jego szkole. :D (Shame on me, really)
"odgłos piki" -> "piłki"
"spogląda przez ramię na jego podirytowaną personą" -> "personę"
"swoimi ambicją" -> "ambicjom"
"potrafiącym zbijać" -> "zabijać"
"z pedantyczną dokładności" -> "dokładnością"
"zezłości" -> "ze złości"
"walczyć nad sennym organizmem" -> albo "walczyć z sennym organizmem", albo "zapanować nad sennym organizmem"
"zamka powieki" -> "zamyka"
"jest wstanie sprawdzić" -> "w stanie"
"przypatruje się w Shouichiego" -> albo "wpatruje się w Shouichiego", albo "przypatruje się Shouichiemu" (trudniejszego imienia nie było?)
"Kieruje nim tylko nieznane pożądania" -> albo "kierują (...) pożądania", albo "kieruje(...) pożądanie"
"wargi do jego spierzchnięty" -> miało być chyba "spierzchniętych"
"w którym nie ma szans na szybie zaczerpniecie oddech" -> "szybkie zaczerpnięcie oddechu"?
"uśmieszech" -> "uśmieszek"
"wieloma niezdrowym związkami" -> "niezdrowymi"
"że „s” w jego imieniu Imayoshiego" -> albo bez "jego", albo bez "Imayoshiego" (ale "jego" to chyba będzie wtedy powtórzenie, jeśli dobrze pamiętam)
"zbierają wszystkie myśli" -> "zabierają"
"obroną ręką" -> "obronną"
Nawet Hanamiya musi się czasem wykazać zakłopotaniem. ;) A Imayoshi jest słodkim misiaczkiem, który martwi się o wszystkich za kulis ^_^
UsuńŻe ci się tak chce wypisywać błędy. Jak zwykle nieoceniona. Dziękuję :*
Ej, prawda... Mogłam to kurde dać w jego urodzinki ;w; Bardziej by dzisiaj pasowało jakieś KagaKuro, xD. Znaczyw sumie wczoraj. Nie wiem ;w; Kiedy ten niebieskowłosy pedał ma urodziny?
OdpowiedzUsuńHerbaty som najlepsze, brofist.
I ogólnie: TAK, NARESZCIE OGARNIAM TWOJEGO BLOGA ♥♥♥
Znaczy, to nie miało być niegrzeczne czy coś, ale wreszcie się odnajduję :3 Dzięki zbawco~~
Dziękuję, cieszę się że ci się podobało~~
Noooo taaak, ale jakby faktycznie miał urodziny to by fajniej wyszło. Ale cóż. Co odeszło, już nigdy nie powróci *patrzy w nostalgiczny sposób na zachodzące słońce*
UsuńDokładnie. Everyday is a Glon Birthday, pięknę.
Dzięki. Nigdy nie ogarniam kto kiedy ma urodziny, nawet w realnym życiu xD.
Znaczy, tamten układ też był ładny, tylko jak wszystkim powtarzam, jestem informatycznym debilem, tak więc jego obecny wygląd jest bardziej przyswajalny dla kotów c:
Nie musisz nie musisz xDD. Tak więc dziękuję i biorę się do pracy.
I jakiejś melancholijnej muzyczki w tle >.<
UsuńJa tylko miesiące kojarzę, i to tylko Kurosia, Rudego i Mudżyna, więcej informacji nie potrzebuję i tak zazwyczaj dowiaduje się po czasie xD
Taaak, dokłaaadnie ♥♥♥
Właśnie to jest takie kochane w tym shipie, ja się osobiście Akashiego boję, tak wiec podziwiam Kota (JEZU, JAKIŚ MÓJ KREWNY xDD) że został przy tym popaprańcu o.o
Sweet sixteen >.<
UsuńZnaczy fakt, mi też jest go szkoda, ale mój instynkt samozachowawczy przy nim wrzeszczy. Wpadam w niemą histerię gdy pojawia się na ekranie O.O
Hahahah Kise ninja mode, normalnie, pojawia się i znika. XD Aomine stanowczo powinien oberwać za skarżenie! Ale ale sam fakt, że wsadził do pudła swojego tygrysa chociaż tem mu pomagał mówi wszystko tym typku >.<
OdpowiedzUsuńTaaa, Kise nie jest głupi (w każdym razie tutaj XD) i wyniuchał Aomine od początku hahah :D Ja też mam odwieczny problem z Kise, zwłaszcza, jak staram się z niego zrobić coś więcej niż tańczącego z jednorożcami. XDDDD I coś czuje, że Jak Aomine i Kagami będą się tak ze sobą guzdrać, to Kise powinien wkroczyć na scenę i stworzyć nieco napięcia w tym trójkącie haha! :D
Hahahaha trzeba by wypytać Taigę czy za mało dawali czy jak to w końcu za tymi kratami było :DDDD I on jest stanowczo njeee ale tak, ale nie, bo będzie, że tani jest, ale tak, bo Daiki wie jak drażnić huehuehue :D Biedny Kagami, taki rozdarty wewnętrznie <3
JA też ich uwielbiam! *ww* Same czuby, ale jakie kochaneee i jeszcze takie komplementy sobie ślą i Ima taka mamcia dla wszystkich ^w^ Och mater dei jeszcze niedawno było ImaHana! :D Nie mówię nie, to zależy, czy coś mi kiedyś wpadnie do głowy.
Komentarze z tyłka zawsze spoko, ja tam takie też lubię! XDD
O Kurokeła się nie martwcie, dostanie swoje wielkie pięć minut a może nawet więcej :DD Tylko jeszcze nie teraz. Ale mam już dla niego rolę ^w^
Może Midorin już rucha, tylko zachowuje pozory? XP
Toż po tym, jak leżał poparzony i połamaną nogą, zanim się wygoiło to się tam nasiedział ;-;
Skomentowałam? Nie skomentowałam. Ok, no to komentuję.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten paring. I uwielbiam go dzięki tobie, bo w sumie wcześniej nawet do głowy by mi nie przyszło, że można ich razem zestawić.
Notka niesamowita. Fajna sceneria. To są takie szczegóły, ale one nadają klimatu. Pióro, żurawie, czy książki. Emejzing po prostu :P Chociaż jakoś nie mogłam się za bardzo przyzwyczaić do myśli, ze Makoto to taki książkowy mól :P Niemniej, podoba mi się w tej roli niezwykle :3
No i seksy! Łaaaaa <3
Wszyscy tak bardzo je uwielbiamy xD
Fajnie je opisujesz, tak... umiejętnie :3 I nie razi to po oczach, tylko właśnie jest tak subtelnie, chociaż i konkretnie.
Cóż dodać. Pięknie,
I Imayoshi <3 Uwielbiam tego sadystę <3
A teraz jeszcze a propos mojego fika:
Dać ci palec, to ty od razu całą rękę połykasz. Ej, ciesz się, że w ogóle jakieś HanaKuro powstało, bo siedziałam nad pustym wordem i zastanawiałam się co ja mam do jasnej ciasnej napisać?! Teraz wpadłam na fajny pomysł odnośnie Kuroko i Imayoshiego ^^ Tylko jeszcze dla pewności obejrzę nowy odcinek KnB ^^
Cieszę się, że mogłam cię uszczęśliwić i to w takim stopniu :3