Ciemność
dominuje nad miastem; nad Tokio unosi się gęsta mgła, z którą nie może poradzić
sobie nawet księżyc, próbujący przebić się bezskutecznie przez warstwy
ołowianych, deszczowych chmur.
Opierający się
o maskę samochodu mężczyzna zostaje zaatakowany przez zimny wiatr, wzdryga się
gwałtownie. Poprawia szalik szczelnie opatulający smukłą szyje i wkłada ręce do
kieszeni, chroniąc je przed zimowymi przymrozkami.
Jedno
spojrzenie na pierwsze piętro wyniszczonej przez lata kamienicy wystarcza, aby
nagromadziła się w nim złość; światło igrające w brudnej szybie i cienie dwóch
postaci złączone w żelaznym objęciu i gorzkim pocałunku sprawiają, że robi mu
się niedobrze.
Starając się o
tym nie myśleć, chowa się ponownie w swojej hondzie z rocznika dwutysięcznego
pierwszego i włącza radio. Uśmiecha się, słysząc uspokajający głos Sugawary
Sayuri; melodia działa kojąco na jego nerwy. Opiera się o fotel, zakładając
ręce za kark, tworzy z nich prowizoryczną poduszkę i wzdycha głęboko. Gdy
delikatne „nee ima sugu ni kimi ni aitai” przejmuje kontrole nad jego słuchem,
zaciska mocno powieki, aby powstrzymać zbierające się łzy. Nie może zapomnieć o
bólu, który delikatnie uformował się w jego sercu, tworząc ciągle i ciągle nowe
rany, nie mogące się zabliźnić.
Po chwili prycha
zirytowany pod nosem, wraz ze słowami „itsumo I love you” wyłącza magnetofon,
nie mogąc już dużej znieść tego, że piosenka tak dobrze odzwierciedla jego
uczucia.
Przeciera
oczy, które przez dwa dni nie widziały snu. Żałuje, że nie zaopatrzył się w kawę;
po chwili sen zabiera go do siebie.
*
Zahacza
skostniałymi palcami o czarne włosy, rozrzucone w nieładzie po poduszce i
wzdycha głęboko. Kącik ust wnosi się ku górze, gdy zauważa okulary wykrzywione
pod dziwnym kątem. Zdejmuje je z nosa swojego kochanka i kładzie bezszelestnie
na szafce nocnej. Doskonale zdaje sobie sprawę, że bez nich jest ślepy jak kret
i na wypadek gdyby się obudził, nie będzie w stanie go dotrzeć.
— Jest już
późno — mówi, uśmiechając się gorzko, gdy Imayoshi zaciska zaborczo dłonie na
jego nagich, chudych ramionach.
— Nic nie
szkodzi — odpowiada cicho okularnik, zgarniając do siebie wychudzone ciało. Po
omacku znajduje porzucone okulary i z powrotem zakłada je na nos. Wykrzywia
usta w paskudnym uśmiechu, kładąc podbródek na kościstym barku swojej otuchy. —
Szczęśliwi czasu nie liczą — dodaje i chichocze, językiem zataczając kółka na
bladej skórze.
Hanamiya po
chwili przyznaje mu rację, dając się uwieść przez brutalne usta Shouichiego,
które, molestując jego kark, pozostawiają po sobie ślady w postacie kolejnych
malinek, gęsto pokrywających już jego ciało. W akompaniamencie jęków, które
automatycznie z siebie wyrzuca, aby zadowolić wymagania mężczyzny, jego myśli
krążą wokół kogoś całkowicie innego, kogoś oddalonego o tysiące kilometrów.
Zamyka oczy, starając się nie skupiać na dotyku okularnika, który zostawia na
bladej skórze krwawe pięto.
Imayoshi
popycha go na łóżku, składając na popękanych ustach gorliwie pocałunki.
Hanamiya posłusznie kładzie się na pościeli, pachnącej spermę i krwią,
pozwalając, aby szorstki język mężczyzny wkradł się do jego ust, penetrując
podniebienie; ich języki toczą przez chwilę walkę o dominację. Makoto podaje
się dobrowolnie po kilku sekundach i z ledwością powstrzymuje się od kąśliwej
uwagi, gdy w oczach Shouichiego tli się chora satysfakcje; sam do siebie bardzo
podobni, obydwaj nie lubią przegrywać, obydwaj lubią niszczyć wszystko, co
znajduje się w obrębie ich wzroku, obydwaj lubią dominować.
Hanamiya zna
Imayoshiego na pamięć i z łatwością potrafi rozszyfrować jego intencje, z
pomocą przychodzi mu kilkuletnie doświadczenie i uważna obserwacja; wie kiedy
ma się poddać, wie kiedy powinien zadominować, wie kiedy powinien się
ewakuować, wie kiedy ma się nie pokazywać mu na oczy i wie kiedy ma się mu
całkowicie oddać. Działa według scenariusza, którego nie dałby rady napisać,
gdyby nie jego wrodzony talent do przewidywania ruchów przeciwnika i cholerna inteligencja, którą został hojnie
obdarowany przez naturę.
— Grzeczny
chłopiec — chwali go Imayoshi i zaciska dłonie na smukłych ramionach Hanamiyi,
który posłusznie oplata nogi wokół jego bioder i rozchyla nogi, uzbrajać się w
cierpliwość.
Okularnik
nigdzie się nie śpieszy; bada jego ciało kawałek po kawałku, ustami naznaczając
każdą linię posiniaczonych ran, jakby priorytetem miało być nauczenie się ich
wszystkich na pamięć. Dużej igra ze świeżą blizną — pamiątką po
„nieszczęśliwym” wypadku; gryzie i ssa ją dotąd aż nie otwiera się ponownie, z
pedantyczną dokładnością oblizuje sączące się z niej krople krwi i opuszkiem
języka oblizuje usta. Makoto czasem ma wrażenie, że Shouichi
został potraktowany przez kły wampira, ale to tylko nieposłuszne
życzenia, które kłębią się w głowie Hanamiyi od namiaru przeczytania książkach
fantasy; Imayoshi tak naprawdę jest bezwątpienia przeciętnym, szarym zjadaczem
chleba i tylko specyficzna więź oraz zbieg okoliczny sprawiły, że Makoto nie
jest w stanie zastąpić go kimś innym.
Bez słowa i
przygotowania okularnik łączy ich ciała w jedności; Hanamiya zaciska mocno
zęby, aby nie wrzasnąć. Za każdym razem boli tak samo; nie rozumie, dlaczego
nie może przywyknąć akurat do tego bólu, który rodzi się każdego wieczoru około
północy.
— Jesteś zbyt
cicho — szepcze nieporuszony Imayoshi, obserwując z uwagę twarz Makoto, jakby
podziwiał nową atrakcję turystyczną; mimo wszystko w jego głosie Hanamiya
wyczuwa coś na kształt niezadowolenia, zatuszowanego bardzo nieumiejętnie przez
spaczone poczucie humoru. — Zaraz to naprawimy — dodaje, znów uśmiechając się w
ten sam sposób; okropny grymas wykrzywia jego twarz, pozwala sobie nawet na
chichot. Hanamiya wie, że to nie wróży nic dobrego.
Shouichi
bezlitośnie napiera na niego z całych sił, zaciskając jedną dłoń na
stwardniałym członku Hanamiyi. Makoto zaciska mocno powieki, aby nie narazić swoich
policzków na nikomu niepotrzebne łzy i wbija paznokcie w ręce Imayoshiego,
mocno, aż do krwi. Okularnik za karę łapie jego obie dłonie i przyciska mocno
do pościeli; Hanamiya nie ma wątpliwości, że na jego rękach narodziła się nowa
para siniaków.
— Mówiłem, że
to będzie bolesna transakcja — mówi, zahaczając zębami o dolną wargę skulonego
pod nim chłopaka.
Makoto ma wrażenie, że zaraz zemdleje z bólu;
resztkami sił otwiera usta i mówi przez zaciśnięte zęby:
— Nie widzę
żadnej różnicy.
— To dobrze,
bardzo dobrze — chwali go Imayoshi, składając czarny kosmyk Hanamiyi za
pokaleczone przez jego pocałunki ucho. — Może być już tylko gorzej — mówi,
rozluźniając uścisk. — Bo on na ciebie czeka — dodaje.
Hanamiya
przełyka głośno ślinę, mając nadzieje, że to kłamstwo, które codziennie
wyswobadza się z ironicznych ust Shouichiego, nie ma żadnego pokrycia w
rzeczywistości.
— To nie ma
żadnego znaczenia — zapewnia cicho, dbając o to, żeby głos mu nie zadrżał. Jest
z siebie dumny, okularnik otwiera przymrużone oczy i przypatruje się z uwagą
jego twarzy. Hanamiya robi wszystko, aby nie mrugnąć; to taki rzadki widok, że
nie chce uronić ani sekundy. W zamglonych oczach Imayoshiego tli się zmęczenie;
pierwszy raz od bardzo dawno Makoto czuje współczucie do swojego wierzyciela.
— Doskonale —
mówi okularnik, wypowiadając każdą sylabę wyraźnie — jesteś tylko mój — dodaje,
całując Hanamiyę w usta; pocałunek jest inny od reszty, pozbawiony dominacji,
delikatny i ciepły, całkowicie nie pasujący do tego, co prezentował jeszcze parę
minut temu.
— Boi się, bo
jeszcze pomyślę, że ci zależy — odpowiada i uśmiecha się ironicznie.
Współczucie, które narodziło się w Makoto, zniknęło w oka mgnieniu; została
tylko nadzieja, że okularnik zaśnie jak najszybciej.
— Przecież
wiesz, że nie obchodzi mnie, co sobie myślisz.
Imayoshi
wreszcie opada obok ciała dłużnika, brudząc Hanamiyę spermą; Makoto nawet nie
wie, który to już dziś raz i nie chce wiedzieć. Mimowolnie się uśmiecha,
dostrzegając na ramieniu mężczyzny nowe zdrapanie.
— Cóż za paradoks
— odzywa się po chwili Shouichi, zabierając z podłogi tarantule, swoje
zwierzątko domowe. Przygląda się jej dokładnie; ogląda z każdej strony pająka i
mamrocze coś pod nosem. Wypuszcza go po chwili na pościel pomiędzy spocone
ciała, spierając się na ramieniu, obserwuje jak zbliża się do Hanamiyi.
Makoto stara
się zatrzymać przy sobie spokój jak najdłuższej; zachowuje się tak jak zawsze,
zastyga bez ruchu, mając nadzieję, że pająk nie zainteresuje się jego skromną
osobą.
— Otaczasz
wszystkich swoją lepką pajęczą siecią, a boisz się niewinnego pajączka —
Imayoshi kontynuuje przerwany monolog i uśmiecha się, gdy jedna włochata nóżka
dotyka ramienia Hanamiyi, który wzdryga się gwałtownie.
— Jak zwykle
masz omamy z niedożywienia — odgryza się Makoto, starając się nie zwracać uwagi
na pająka, który coraz z większym zainteresowaniem obchodzi się z jego
ręką.
— Z
grzeczności nie zaprzeczę — godzi się z nim Imayoshi, głosem po brzegi
przesączonym ironią. Jeszcze przez chwilę przyglądania się zmaganiom swojego
zwierzątka, kątem oka obserwując ekspresje na twarzy Hanamiyi; wie, że Makoto
prędzej pozwoli, aby pająk go ukąsił niż przyzna się do swojej słabości i wcale
mu to nie przeszkadza.
— Kochanie,
zaraz poczuję się zazdrosny — rzecze i zabiera tarantule z dala od
pokaleczonego ciała Hanamiyi.
Makoto
wypuszcza z płuc świszczące powietrze. Ulga, która pochłania każdą komórkę
ciała jest tak duża, że nie może się nie uśmiechnąć. Obserwuje jak Imayoshi
wkłada swoją „ukochaną” do akwarium, nucąc pod nosem kołysankę.
„Świr”, myśli
Hanamiya i stara się nie dopuszczać do siebie możliwości, która od bardzo dawna
krąży mu po głowie; o tym jak bardzo są do siebie podobni.
Shouichi po
chwili znów ląduje w łóżku, okrywając ich ciała strzelnie kołdrą.
— Ta bajka na
dobranoc powinna ci w zupełności wystarczyć — komentuje, obejmując Makoto;
Hanamiya zamyka oczy i czeka cierpliwie aż Imayoshi pozwoli się uwieść klatce
martwych snów.
Słysząc cichy,
rytmiczny oddech mężczyzny, szturcha go delikatnie w ramię, aby się upewnić, że
już śpi. Nie słyszy żadnego aktu protestu i uznaje to za dobry znak. Wyswobadza
się z silnego uścisku, kompletuje ubrania porozrzucane po zakurzonej podłodze i
ubiera się szybko.
Rzuca ostatnie
spojrzenie na pogrążonego we śnie Imayoshiego, zaciskając mocno dłoń na
pistolecie, o którym istnieniu okularnik nawet nie ma pojęcia. Po chwili obraca
się na pięcie i odchodzi.
Hanamiya nie
ma wątpliwości, że to dopiero początek, ale nie ma zamiaru narzekać. Liczy się
tylko to, że powoli spłaca swój dług.
*
Kiyoshi
uśmiecha się dobrodusznie na widok Makoto i konsekwentnie milczy, gdy pomimo
ciemności doszukuje się na twarzy Hanamiyi dwóch nowych zadrapań. Nie pytając o
nic, podchodzi luźnym krokiem do bruneta, zgarniając z jego ust papierosa,
którego zaciska mocno między zębami. Nawet nie ma siły mu tłumaczyć, że
papierosy to naprawdę brzydki nawyk i szukać w głowie nowych argumentów.
— O — wyrwa
się z ust Makoto na widok swojego prześladowcy i z roztargnieniem przejeżdża
wierzchem dłoni po włosach. Nie może uwierzyć, że akurat w tej kwestii Imayoshi
nie skłamał. — Zamordowałeś mi dzień — rzuca jakby od niechcenia i krzywi się
delikatnie, obserwując z niesmakiem jak Kiyoshi depcze zbawczą dawkę nikotyny
czubkiem buta. Czuje uścisk w żołądku na widok osoby, która z pewnością nie
powinna oglądać go w takim stanie.
— Dawno żeśmy
się nie widzieli. — Teppei wita się, po raz pierwszy z rezygnowaniem
stwierdzając, że Hanamiya wygląda tak, jakby dopiero zerwał się z łóżka, włosy
sterczą mu na wszystkie stron, podkrążone oczy tak mocno kontrastują z jego
bladą skórę, że Kiyoshi mimowolnie zastanawia się, czy Hanamiya czasem
śpi.
— To prawda —
przyznaje Makoto, marszcząc brwi. Zarzuca na głowę kaptur, odkrywając, że
deszcz postanawia dać o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie. — Można
powiedzieć, że się stęskniłem — dodaje; nie kłamie, choć ma cień nadziei, że
Teppei potraktuje to jako ironie.
Powietrze,
które Kiyoshi wypuszcza z płuc, natychmiast zmienia się w parę, mężczyzna marszczy
brwi, produkując na czole zmarszczkę. Nie ma pojęcia, kiedy cały dystans do
życia wyparował z Makoto, ale wcale mu się to nie podoba; teraz czuje od niego
tylko rezygnacje i niechęć do świata, która pochłaniała jego człowieczeństwo za
każdym razem, gdy spędza kolejną noc w zapuszczonej dzielnicy; Kiyoshi zrobiłby
wszystko, żeby tylko Imayoshi zniknął z powierzchni ziemie i zostawił ich w
spokoju.
— Schudłeś
trochę — zauważa po chwili; „trochę” to nie odpowiedzenie, ma wrażenie, że
Makoto skurczył się parę centymetrów i schudł o dobre dziesięć kilko.
— Żałuję, że
nie potraktowałem cię wtedy trochę ostrzej — stwierdza z przekąsem Hanamiya,
zawieszając wzrok na ramieniu Kiyoshiego. Tylko oni wiedzą, co kryje cienki
materiał płaszcza: długą bliznę, wykonaną z pedantyczną precyzją, której nie
powstydziłby się najbardziej wykwalifikowany chirurg.
— Nie oceniaj
wszystkiego z perspektywy przyszłości —
mówi Teppei, przywołując na twarz uśmiech.
— Hipokryzja
pełną gębą — Makoto komentuje grymas, który jest tylko imitacją szczerego
uśmiechu; prawdziwy nie raz tworzył się na ustach chodzących ponad dwóch
metrów, dając Makoto prawdziwą otuchę, teraz tylko spotyka się z rozczarowaniem
graniczącym z okropnymi wyrzutami sumienia; to jego wina, tylko jego. — Ale
powiedzmy sobie szczerze, nigdy mnie nie obchodziło i nigdy nie będzie mnie
obchodziło, to co ubzdurałeś sobie w głowie, Kiyoshi — dodaje, stara się, aby
jego głos brzmiał stanowczo; te kłamstwo stara sobie wmówić każdego dnia, ale
zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie w nie uwierzyć i nawet przy odrobinie
dobrych chęci wątpi w możliwości Kiyoshiego.
— Wcale tak
nie myślisz — wzdycha Teppei, próbując wykrzesać z siebie dawny entuzjazm, ale
w jego sercu nie ma miejsca na radość; nie teraz, kiedy jest świadkiem
samodestrukcji osoby, dla której jest gotowy pokonać kilkanaście kilometrów w
parę godzin i porzucić całe życie.
— Masz rację,
ja to po prostu wiem — rzuca, nie mając ochoty wykłócać się z nimi na
znienawidzonej ulicy, śmierdzącej rozkładem.
— Och —
wzdycha po raz kolejny Kiyoshi — po prostu spróbujmy jeszcze raz, co ty na to?
— pyta, rachując, że i tak nie ma nic do stracenia; jego serce jest
roztrzaskane na tyle kawałków, że nawet nie mieści mu się to w głowie, w końcu
oprócz Makoto nie ma nikogo.
— Nie żeby
mnie to obchodziło, ale nie masz nic lepszego do roboty? — pyta opryskliwie
Hanamiya, wymijając go szybko. Nie ma ani ochoty, ani tym bardziej czasu
wysłuchiwać moralizujących gadek; Teppei jest ostatnią osobą, która może
świadczyć mu usługi psychologa.
W odpowiedzi
Kiyoshi uśmiecha się posępnie, ale nie zamierzał dać za wygraną, nie po to
marznie od paru godzin i obserwuje „spektakl” z mocno bijącym sercem, aby
pozwolić mu tak po prostu odjeść. Nie jest już tak wyrozumiały jak kiedyś, mimo
że nadal stara się akceptować wszystko, co wyprawia ze sobą Hanamiya, nie
znaczy to, że nauczył się przymykać na to oko. Łapie go mocno za nadgarstek,
okręcając go pewnym ruchem, zmusza, aby stanął z nim twarzą twarz.
— Ile razy mam
ci powtarzać, że nie dam za wygraną? — pyta, pochylając się nad twarzą swojego
codziennego bólu głowy; nie może już żyć z dala od niego, woli przyjmować jego
zimno, rozkoszować się wonią egzekucji i udawać, że wszystko jest dobrze.
— Tyle razy,
ile w końcu się ode mnie na dobre odczepisz — odpowiada zimno Makoto.
Przez ciało Kiyoshiego przechodzi nieprzyjemny
dreszcz, gdy czuje zimną lufę pistoletu na skroni; pięć drżących placów
Hanamiyi zacisnęło się kroczowo na czarnej broni, lśniącej w świetle ulicznej
latarni.
Teppei nigdy
do końca nie wierzył w złe intencje Hanamiyi, pomimo tych wszystkich
nieprzyjemnych słów, które wyrzuca z siebie z szybkością karabinu maszynowego,
ale teraz, sparaliżowany przez strach, ma wrażenie, że wiara jest naprawdę
naiwna, baaaardzo naiwna.
— Jeśli dzięki
temu poczujesz się lepiej — mówi, drżącym głosem i przełyka głośno ślinę, gdy
Makoto wykrzywia usta w okropnym grymasie; w czarnych oczach tli się
niezidentyfikowane szaleństwo; jakby cała chęć życia została przyduszona przez
akt samozniszczenia.
— Masochista —
stwierdza bez cienia współczucia Hanamiya, oblizując spierzchnięte usta. Ale
Teppei wcale nie uważa, że ten gest jest heroiczny; już dawno podjął decyzję,
że wróci do Tokio po to, aby go chronić nawet przed samym sobą i nie miał
zamiaru dopuścić się w tej kwestii żadnego zaniedbania,
— Sweet dreams — szepcze cicho Makoto, palcem
naciskając spust.
Zimny śmiech i
szorstki dotyk kostuchy obezwładnia bezdusznie Teppeia, która ma nadzieje na
bezbolesną śmierć w akompaniamencie obietnicy, którą złożyli sobie dawno temu.
— Żartowałem,
głębie.
Cichy szept
Makoto przecina ciszę; nawet teraz nie może znaleźć w sobie wystarczająco dużo
odwagi, aby spojrzeć Kiyoshiemu prosto w oczy i powiedzieć wszystko, co leży mu
na sercu. Szczerze wątpi, czy jest w ogóle do tego zdolny. Zamiast
jakichkolwiek wyjaśnień, ucieka szybko od ciepłych dłoni Teppeia i śmieje się
bez tchu, nie dbając o to, że echo roznoszące jego pozbawiony radości chichot,
może zakłócić ciszę nocną.
Kiyoshi nie
odrywa wzroku od Makoto. Powinien kajać się za głupotę. Magazynek był pusty.
Przybliża się do nie szybko i składa na jego ustach chaotyczny pocałunek,
uciszając wszystkie sadystyczne zapędy. Kiyoshi czasem ma wrażenie, że Hanamiya
nie jest zdolny do bólu i może go czuć jedynie w swoim sercu.
— Wracajmy do
domu — mówi cicho, uśmiechając się tak ja dawniej — od ucha do ucha. Nie jest
gotowy, aby wybaczyć, ale nie jest też gotowy, aby prosić o wybaczenie. Może
jedynie zaakceptować rzeczywistość.
KONIEC.
HAPPY BRITHDAY, MAKUŚ, MÓJ GOLDEN
BOY. *___________________________* [tak wiem, że u nas 12 jeszcze nie
ma, ale w Japonii już tak XD] Nie
potrafię składać życzeń~! Ale kocham, kocham, kocham, kocham i jeszcze raz
kocham i duuuuuuużo seksów z Kiyoshim, ofc ♥♥♥ KUP MI KTOŚ TAKIEGO!
Trzymajcie
kciukasy, bo obiecałam sobie, że następnym razem napiszę z kapitanem Kirisaki i
zawodnikiem widmo miziaste cukry, bo ileż można ich zadręczać popierdolonymi
relacjami między ludzkimi. Aż serce mi się kraje, gdy męczę tak Makusia i
zadręczam Taigę ;(
Wszyscy się
cieszą z nadchodzących ferii. Mnie tam to za bardzo nie jara, bo ja mam
wiecznie wolne, a legalne wolne oznacza jeszcze więcej wolnego @_@ Przeraża
mnie ta perspektywa nie bardziej niż wizyta u okulisty. BO CO JA KURWA ZROBIĘ Z
TAKĄ MASĘ WOLNEGO CZASU? To ten czas,
kiedy trzeba pisać prace na polaka, chyba. ^^’ Chociaż wolałabym żebrać o nowe
ficzki, więc piszcie DUUUUUUŻO, żebym miało co czytać XD Chceeeeem więcej
miłości, duuuużo seksów i mizisatych ficzków, plissss XD
Dorobiłam się
w końcu zakładki z niewinnymi planami, które mam zamiar urzeczywistnić przed
roczkiem „smile’a”, ewentualnie moimi urodzinami. Mam nadzieję, że się uda to
wszystko zrealizować ^___________^
OBORZE, trzech
bishów, których kocham, na jednej kartce
♥♥♥♥
Pozdrawianka z
lodóweczki~! XDDDDDDDDDDDDD
KamikaDZe? Na pewno?
OdpowiedzUsuńCelowo spolszczyłam tytuł ;)
UsuńJeju no, ja chcę cukrowe seksy. Zrobię Ci pikietę pod domem.
OdpowiedzUsuń*smark smark* Masochistą to ja jestem, jak to czytam *smark smark*
Makoto, misiaku, wróć tam gdzie byłeś, zastrzel Imayoshiego i jedź w cholerę z Teppeiem, niech cię głaska swoimi wielkimi łapami. No.
Stówka dla Hanamiyi :3
Kiedy masz ferie, ty moja przyczyno nieustannego smarkania?
Trzymam za słowo i dziękuję za chustki *najpierw napisałam dziękuję za seksy ._.*
UsuńNo bo on taki biedny, biedny, gwałcony i tarantulowany misiak się tutaj zrobił ;w; ♥
Ja mam 27 stycznia :D
Tak, chusteczki są dla słabych :D
UsuńOn tylko uprawiał z nim seks wbrew jego woli xD
Ano milutko~
ło kurna aż nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, mimo wkurwiającego mnie Makoto, który tutaj jakoś tak mnie mało wkurwiał, coś Ty mu zrobiła? A Teppei tak bardzo cierpliwy i wyobraziłam go sobie w tej ciemności i zimnie, biedna ciepła klucha, musiała zmarznąć.
Pająk...grrrr
I tak, tak, napisz coś z Panami jeszcze raz ^^
Kan napisała seksy, proszę, proszę. Ładnie.
Podoba mi się całość, sprawia wrażenie przemyślanej *nie wie jak to jest pisać coś przemyślanie*
Nawet nie jakoś bardzo, a i tak polubiłam... no dobra nie polubiłam na dłużej, ale teraz nie chciałam go zabić.
UsuńOczywiście. Obkleił od stóp do głów jego zdj by dodać sobie dodatkową warstwę ochronną.
Dobziu ^^
..........jak ja pisze bez pomysłu to wychodzi inaczej. Nie sprawiedliwe.
Może nie pierwsze, ale z nimi nie przesadzasz :D
Prawie zapomniałam o tym opowiadaniu, prawie rok przeleżało nietknięte~W marcu będzie jakieś KiyoHana, to akurat pewne XD Kiyoshi jest taką pocieszną kluchą, awuwu *////*
OdpowiedzUsuńOjacie, uwielbiam pairingi z Hanamiyą *q* Wrócę tutaj, jak tylko sobie odpocznę q-q
Są takie pairingi, których czasami potrzebujemy natychmiast XD Łoo, to milusio *////* Chociaż teraz jak już wyszło anime to jest tego więcej, bo gdy ja to pisałam, to było takie "wtf, kto to jest?!" XD
UsuńGorzej jak w ogóle pairingu nie można znaleźć, ani obrazków, ani tekstu, niczym głoda zaspokoić :<
UsuńMiałam kiedyś pisać ImaHana, chyba nawet gdzieś mam te kilka zapisanych zdań, ale chyba mi nie wychodziło, więc będę zachwycona, jak coś z nimi przeczytam XD Oke, ale będą cukry, bo tylko cukry umiem pisać XD
U mnie to zależy, bo jak anime nie jest jakoś absolutnie zachwycające, to po mangę raczej nie sięgnę, bo mi się później odechce oglądać XD'
Pamiętam, jak Kuroko dopiero co wyszło, to te fanarty i opowiadania można było policzyć na palcach jednej ręki XD' A teraz nawet nie trzeba wszystkiego oglądać, wystarczy tylko konkret wpisać i gotowa pożywka na kilka dni~ Nie dość, ze duży i ciepły, to w dodatku ma takie "yaoi hands" idealne dla rasowego semiacza >:D
UsuńJak wyjdzie anime to zawsze tytuł staje się popularniejszy, bardziej lub mniej :D Na to także składają się takie rzeczy jak grafika, głosy, muzyka~Przykładowo jak seiyuu jest popularny, to od razu lecą żeby sprawdzić, która postać będzie przemawiała jego głosem ;> Kto by nie chciał takiego głupola do przytulania XD
UsuńJa także :D Z tego co wiem, bardzo popularni są seiyuu Akashiego, Aomine i Midorimy, są wręcz rozchwytywani~(ciekawostką jest to, że ci trzej panowie udzielają głosów do dram z gatunku Boys Love XDD) O, to i tacy się zdarzają? :D Chociaż niektórym ten nadmiernie optymistyczny głupek może działać na nerwy, takim Makusiom na przykład ^^
UsuńPopularność robi swoje XD Co do seiyuu Akashiego to się zgadzam, jest praktycznie wszędzie >:D
UsuńAh, zasada "o, temu źle z oczu patrzy, pewnie będzie moją ulubioną postacią" XD U mnie to się zwykle sprawdza za każdym razem, ale taki Kiyoshi też jest w porządku *q*
Uwooooh, jak ja lubię love-hate relationship xD
OdpowiedzUsuńNo cóż, wszystko ładnie pięknie i tarantula. Kan, przeklinam Cię.
Ahhh~ "— Żartowałem, głębie." - tyle miłości *-* W ogóle to Hanamiya jest taką mega pocieszną postacią...
Ładnie, naprawdę ładnie, ficzek uplasował się w moich ulubionych twojego autorstwa.
Czekam na ImaSaku, zajebisty pairing, sama też mam zamiar kiedyś coś z tego napisać~ A, dodałam twoje zamówienia, ale nie gwarantuję że zostaną zrealizowane szybko.
Hm~ Kochanie, przecież to nie problem :)
UsuńNie lubię gościa (nie przepadam za takimi faulami i niszczeniem zdrowia innych, tego nic nie usprawiedliwia ;)) , ale layout masz teraz sliczny, taki przejrzysty <3
OdpowiedzUsuńCzo? Ja? KyoHanę? o.O
OdpowiedzUsuńAle przecież... KyoHana nie może być miziasta... Makoto to nadal skurwiel...
UsuńKiedyś coś pomyślę nad tymi panami, ale Hanamiya może nie być do końca sobą.
UsuńFabryka Smile, tak? Trzeba być chyba jakimś sadystą, żeby się przy tym śmiać o.O
OdpowiedzUsuńZauważyłam kilka literówek, ale poprzedni komentarz mi się usunął i nie chce mi się tego wszystkiego pisać.
Ogólnie więc, nie jestem jeszcze tak bardzo obeznana w postaciach i musiałam przez chwilę się zastanawiać, o jakim okularniku mowa... a potem wklepałam jego nazwisko w Google :3 I wszystko jasne.
Z tymi oczami to rzeczywiście jest ciekawie spotkać go jak akurat ma je szeroko (jak na niego) otwarte. A najlepsze jest to, że tacy ludzie, naprawdę istnieją! Dajmy na to, taka moja przyjaciółka, która nawet nie jest Japańcem o.O Ona tego nawet nie zauważa, jak jej uwagę zwrócę, żeby ich nie mróżyła, bo "jej się widzi normalnie"... No ale cóż... odbiegłam od tematu.
W skrócie: bardzo mi się podobało, chyba jestem trochę sadystką, bo lubię takie mroczne/smutne klimaty. A końcówka fajna, choć Teppei mi tak średnio pasował, do tego, którego powszechnie znamy z KnB. Niemniej, bardzo spoko wszystko xD
Pozdrawiam!
[http://wyrwane-kartki-kalendarza.blogspot.com/]
co wy macie z tymi seksami?! Już trzecia osoba! Popaprańce niewyżyte jedne! Co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą -.-' *zażenowana*
UsuńTY CHYBA SERIO DO SKZOLY NIE CHODZIS,Z KURWA FICK ZA FICKIEM JAK RZYC?
OdpowiedzUsuńMAKOTOOO DUZO SEKSU Z KIYOSHIIIM ♥
ew. kanako. co powiesz na nijihaiki?
HEHHEHEHEHEHEHEHHEHEHE.
no.
XD'
wez kiyoshi nie gadaj. jara sie makoto z pistoletem w łapie.
w ogole pistolet w łapach makoto
mrr mrrr
hurrduuuur wyczuwam seksy
KIYOŚ STOI CI NO NIE PIERDOL.
(ty wex mnie ogarnij)
AWWWWWWW JAKA KAŁAI KONCOWKAAAA ;;
jesuuuuu *rozpływ*
makotooo my precious bbyyyyy ♥♥♥
POZDROWIONKA.
ej. dawno tu nie było nijihaikow.
HEHEHHE.
myłość
♥.
tak.
@_______@ nie umiem pisac w zeszytach. srsly wychodzi jakies gowno
OdpowiedzUsuńA CZY TNE ZESZYT JEST CHOCIAZ PEDALSKI? ♥
no to widzisz musisz napsiac nijihaiki bo ich dawno nie bylo heheheeeeeee @@ tak @@
;; abw. juz myslalam ze choc raz bede ogarnieta. płaczuniam.
no co? T_____________T
OH KURWA. CZYZBY SZYKOWAL SIE FICZEK Z ACE ON GAY VEL DIAMONDS NO GAY?
OdpowiedzUsuńpragnę tego, kurwa.
oh, skoro pedalski to super, niji lubi ♥
awuawu milosc ta bardzo ;;
w sumie.... to nie wiem. Może na ślubie Alex z Himuro i mu sie dłużej zostało
OdpowiedzUsuń