Uwaga, w one-shocie znajduje się główna atrakcja z nowego
chapka łan pisa, czyli SPOILER grubą nicią szyty, bo i tytuł w jakieś mierze
nawiązuje do nieogarniętych pomysłów Ody-sensei.
Cavendish
uśmiecha się pod nosem na widok martwych ciał porozrzucanych dookoła i nie może
pozbyć się wrażenia, że to jeden z piękniejszych widoków, które uwiodło jego
spojrzenie. Opuszkiem języka zlizuje krople spierzchniętego karmazynu,
zdobiącego kącik ust i, manewrując pomiędzy ofiarami zdominowanymi przez
lodowate dłonie śmierci, uważa, aby przez przypadek nie narazić się na
spotkanie trzeciego stopnia z rzeką krwi płynącą wartko wzdłuż głównej ulicy
miasta.
Zatrzymuje się
raptownie, słysząc przytłumiony dźwięk; echo obcych kroków odbijających się o brukowaną
kostkę. Zaciska smukłe palce drżące z ekscytacji na swoim wiernym towarzyszu;
durandal błyszczy w blasku pierwszych, nieśmiałych promieni słońca tak pięknie,
że zdumienie na twarzy Księcia Piratów w mgnieniu oka zmienia się w
powściągliwy uśmiech pełen satysfakcji.
— Bartolomeo —
wymawia miękko imię, która zakodowało się głęboko w jego pamięci. Nie ma
wątpliwości, że na jego drodze zaś pojawi się Kanibal, jedyna osoba, którą
Cavendish na dzień dobry nie jest w stanie potraktować wyszukaną uprzejmością;
wysłać zza światy.
Na wypadek
szybkiej interwencji wyciąga przed siebie misternie wykonany miecz. Mrużąc oczy
przed ostrymi oznakami nowego dnia, posuwa się powoli na przód. Nie ma cienia
wątpliwości, że nie jest sam, ale wiedząc z doświadczenia, że strach nie jest
dobrym kompanem, nie ma zamiaru pobudzać do życia swoich prywatnych lęków.
— Wiem, że tu
jesteś — mówi swobodnie, melodyjnym głosem, odbijającym się od opustoszałych
ścian wymarłego miasta. Zgarnia z ramion długie włosy i unosi długie brwi na
widok osoby, która postanawia nagle wyeksponować swoją tożsamość.
— Cavendish.
Mężczyzna z
groteskowym wyrazem twarzy unosi obie dłonie w poddańczym geście, doskonale
zdając sobie sprawę, że nie ma najmniejszej ochoty na pojedynek z Cavendishiem
usytuowanym wysoko w rankingu najlepszych szermierzy na wodach Nowego
Świata.
— Cavendish.
Biały Rumak,
słysząc powitanie ociekające aż po same brzegi jadem, nie jest w stanie
powstrzymać chichotu, który produkuje się w jego gardle. Zwraca miecz skąd go wyjął
i szybko pokonuje dzielącą ich odległość, podchodząc tak blisko, że niemalże
stykają się nosami. Wykrzywia usta w delikatnym, pobłażliwym uśmiechu,
wzdychając bezszelestnie zapach drugiego pirata; nie czując od niego ani krwi,
ani odoru rozkładających się zwłok, wypełniła go najprawdziwsza ulga,
sprawiająca, że nie może powstrzymać promiennego uśmiechu.
— Bartolomeo.
Dotykając
skostniałym palcem policzka Kanibala, cicho szepcze jego imię, podtrzymując
kontakt wzrokowy z parą żółtych tęczówek. Nie obchodzi go skąd się tu wziął i
nie ma zamiaru odpowiadać na pytania, które wyrzuca z siebie Bartolomeo z
prędkością światła.
Zanurza prawą
dłoń w zielonych włosach, starając się ze wszystkich sił skupić uwagę na
ciepłych dłoniach Kanibala, które wiążą jego ręce w mocnym, niezobowiązującym
uścisku. Składa na jego ustach pierwszy pocałunek tego dnia; stęsknione za
ludzkim dotykiem wargi łączą się w chaotycznym, łapczywym pocałunku, jeszcze
mocniej potęgując pragnienie.
— Nie
powinieneś opuszczać gardy — mówi cicho Cavendish wprost w rozchylone wargi
swoich prywatnych wyrzutów sumienia, wykorzystując przerwę na niezgrabny,
szybki oddech.
Bartolomeo
przełyka głośno ślinę i zastyga bez ruchu; nie może wyleczyć się z wrażenia, że
spojrzenie Księcia Piratów znacznie różni się od tego, który nie raz gości w
jego oczach; jest pozbawione radości.
*
W
akompaniamencie głębokiego ziewnięcia zanurza twarz w opalonej skórze i zamyka
oczy. „Tylko na chwilę”, zapewnia samego siebie i wzdycha głęboko, czując na
linii kręgosłupa szorstki język molestujący mlecznobiałą skórę.
— Walcz ze snem.
Ciche
upomnienia sprawia, że jego ciało zostaje potraktowane przez nieprzyjemny
dreszcz. Ma już dość nierównej walki tocznej dzień w dzień ze zmęczonym
organizmem.
— Słyszysz? —
Para silnych dłoni zaciska się mocno na smukłych ramionach, zostawiając na nich
krwawe piętno; Kanibal potrząsa brutalnie jego ciałem.
Cavendish w
odpowiedzi szybko wyswobadza się z silnego uścisku i podnosi na łokciach,
obdarzając nagannym spojrzeniem swój prywatny ból głowy, który w geście
zakłopotanie czerwień się po same uszy.
— Nie możesz
zasnąć, bo znowu ktoś zginie.
Pewność w
głosie Bartolomeo znika tak szybko jak się pojawia pod wpływem niebieskich
oczu; Książę Piratów mimowolnie się uśmiecha, akceptując bez słowa odzyskaną
dominację. Pochyla się nad leżącymi kochankiem, łaskocząc jego policzki
zabłąkanymi kosmykami jasnych włosów.
— Nie pozwól w
takim razie, żeby mnie pokonał — chichocze, sugestywnie poruszając brwiami;
kładzie dłoń na jego piersi, czując pod palcami mocne bicie serca. Łączy razem
ich usta, boleśnie świadom, że sen może zaatakować w każdej chwili, paraliżując
każdą komórkę znajdującą się w jego organizmie, ale stara się o tym nie myśleć.
Nie teraz. Nie w tej chwili.
Zgarnia jego
członka do ręki i sprawnie zaciska go w dłoniach, przypatrując się dzikim
ekspresją na twarzy pirata. Nagrodzony cichym westchnieniem, robi mu się lżej
na sercu. Nie chcąc być przyczyną najtragiczniejszego pożegnania w historii
ludzkości, nie ma zamiaru zasypiać.
Zaciska mocno
dłonie na udach Kanibala, rozkoszując się przyspieszonym oddechem; za sprawą
cichych słabości wydobywających się z ust kochanka, nie ma wątpliwość, że w ich
gestach jest coś podniosłego, wrząca w nim krew utwierdza go w tym przekonaniu.
Bez ostrzeżenia łączy ich ciała w jedność i w obawie, że niekontrolowane jęki
zniszczą definicje spokoju Białego Rumaka, zanurza miękkie usta w ustach
drugiego pirata.
Przyjemny
dreszcz atakuje linie jego kręgosłupa na widok rozpalonej do czerwoności twarzy
Bartolomeo, delikatnie rozchylonych wargi, oczach szklących się w akcie
pożądania i dłoni zaciśniętych kurczowo na prześcieradle. Odrzuca od siebie
wszystkie niepokoje zaprzątające jego myśli i daje uprowadzić się przemijającej
chwili.
— Miałeś nie
pozwolić, żeby mnie pokonał — upomina go z udawanym wyrzutem, przyciskając usta do pulsujących
skroni Kanibala.
Wzdycha
ciężko, nie spuszczając z oczu twarzy pokonanej przez sen.
*
Pochylając się
nad miską wody, szoruje ręce, dbając o każdy milimetr skóry. Nie może pogodzić
się z faktem, że krew gęsto zdobiąca jego delikatnie dłonie nie chce pod
wpływem wody rozpuścić się w niepamięć. Ze złości zaciska usta w wąską kreskę,
rzucając ukradkowe spojrzenie na pogrążoną w głębokim śnie sylwetkę Bartolomeo
i wypuszcza świszczące powietrze z płuc.
Wie, że jest
coś nie tak; zazwyczaj skóra Kanibala ostro kontrastująca z jego bladą, jest o
wiele jaśniejsza niż ta należąca do niego. Kładzie mokre place na czole
Kanibala, badając prowizorycznie, czy nie naraził się gorączce.
— W tym
miejscu też zakwitną różę — zapewnia i, mimo że w kącikach oczu zbierają się
łzy, uśmiecha się pod nosem, nieporadnie zakładając włosy za ucho; Hakuba,
zabrawszy jego szaleństwo aż do błękitnego nieba, rozpętuje w nim
najprawdziwszy huragan.
Chciałam tylko
powiedzieć, że znów zmodyfikowałam plany; najwięcej zmian w basugejach. Powoli
zabieram się do napisania ficzka z fandomu DnA, idzie mi to tak opornie, bo
nawet dziś nie potrafię zdecydować się na pairing, ale chyba ostatecznie
przystanę przy MiyuSawa. XD
TRZYMAJTA
SIĘ~! ^_________^
ok ok, szory, nie do końca wiem jeszcze jak działa ten fandom, więc na wszelki wypadek cię poinformowałam, żebyś nie miała do nie potem żalu, czy coś. Czyli zazwyczaj się nie informuje ludziów? :3
OdpowiedzUsuńTak, teraz zostaniesz moim przewodnikiem :3
ale, że co, powiadamia cię, jak ktoś wstawia coś na maila, czy... jak? o.O
UsuńAch, dziękować :*
OdpowiedzUsuńDostaniesz swoje KiyoHana, jak będzie :D w ferie pewnie ♥
Ajć, usunęłam niechcący Twój komentarz :c Coraz częściej mi się zdarza...
Usuńno, ale ferie mogłyby faktycznie spiąć dupę, oceny praktycznie wystawione, wszystko skończone, a tych dalej nie ma.
Zapomniałam wcześniej zapytać. Emm... kim jest Jerzy?
UsuńAch, jak kolorowo napisane~
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że One Pieców nie znam.
Ciepło mi się zrobiło tam, gdzie mam wnętrzności, jak takie komplementy dostałem.
Masakryczne to opowiadanie xD Biedny Barto, że go spotkał taki los xD Ale opisy bardzo fajnie wprowadziłaś i jestem nimi zachwycona. I ta walka Cavendisha, żeby nie zasnąć i to wszystko. Bardzo fajnie to wykreowałaś i ta dwójka coraz bardziej mi się podoba razem :D
OdpowiedzUsuńKabaczek to większy psychol niż Bartuś, który na początku wydawał się kompletnym świrem. Akcja tam na tym polu bitwy, czy co to było, też mi się podobała i to ich spotkanie. Genialna robota. Przy ostatnim fragmencie chciało mi się ryczeć ;( Hakuba, Ty świnio! Szkoda, że to się tak tragicznie skończyło, ale i tak jestem zachwycona kolejnym opowiadankiem z nimi *.*
Mam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz :* Jejku, tylko proszę z happy endem *.* Błagam! Genialna robota :* Weny do One Pieceów życzę :D
Kurde dopiero po przeczytaniu komentarzu zrozumialam końcówke i zaczelam plakac.. Biedy kanibal.. Y^Y
OdpowiedzUsuń