Chłód poranka
przeszył Makoto na wskroś, produkując na jego ciele gęsią skórkę. Zacisnął
zęby, wykrzywiając spierzchnięte wargi w imitację uśmiechu. Nie mógł się
powstrzymać i nie sięgnąć po ulubioną dawkę nałogu. Już po chwili jego płuca
wypełnił życiodajny dym. Zaciągnął się parę razy, wydmuchując opary w prost na
twarz kochanka, który ciasno oplótł nogi wokół jego bioder.
Ciało Kuroko,
skąpane w mdłych promieniach porannego słońca, naznaczone wieloma bliznami
czasu i tymi zabliźnionymi, i jeszcze nowymi, krwawiącymi, prezentowało się tak
dobrze, że Hanamiya nie mógł się powstrzymać, zgarnął je do siebie,
zatrzaskując w silnym uścisku.
Zaczesał
zabłąkane, niebieskie kosmyki za ucho, obnażając czoło byłego gracza widmo i,
całkowicie nie dbając o to, że może spowodować, że jego kochanek się obudzi,
wdychał intensywnie zapach nagiego ciała, raz po raz obsypując go pocałunkami,
nie mającymi nic wspólnego z definicją czułości, które po kryjomu dostarczał mu
każdego popołudnia jego prywatny narkotyk.
Kącik ust drgnął
mu gwałtownie ku górze, kiedy poczuł pod zębami metaliczny smak krwi. Oblizał
usta koniuszkiem języka, zaciskając pięć skostniałych palców na wątłych
ramionach.
Tetsuya Kuroko
nie wyglądał tak jak dawniej, znacznie różnił się od chłopaka, którego pierwszy
raz obezwładnił w swoich ramionach w ciepłe, letnie popołudnie, kiedy odbierał
bachora siostry z przedszkola — jego twarz, nawet podczas snu, była pozbawiona
jakiegokolwiek wyrazu, całkowicie odseparowana od uczuć, które jeszcze pól roku
temu gnieździły się w zakamarkach jego drobnego ciała. Hanamiya lubił
porównywać Kuroko do pokoju, pozbawionego ludzkiej obecności, obsypanego
wieloletnim kurzem zapomnienia. Bez dwóch zdań mógł stwierdzić, że cząstka,
która czyniła z niego człowieka z krwi i kości obróciła się w pył pod warstwą
kłamstw i niedomówień.
Makoto
uśmiechnął się z satysfakcją — nie ważne kim kiedyś był, raz złamany, nie
potrafił stanąć o własnych siłach. Przymknął oczy i zaśmiał się zimno,
zakrywając szczelnie ich ciała kołdrą.
*
Kuroko
zamrugał parę razy, z rzucając niechętnie spojrzenie na twarz Makoto i
westchnął głęboko, pozwalając, aby na jego usta zabłąkał się uśmiech. Hanamiya
był blady jak ściana i dziwnie sztywny. Tetsuya przejechał palcem wskazującym
po jego odsłoniętym, nagim ramieniu i wcale nie poruszył go fakt, że był —
zgodnie z jego przewidywaniami — irracjonalni zimny.
Usiadł,
szukając po omacku paczki papierosów, wyjął jednego i okręcił go sobie w
palcach, przypatrując się z wymalowaną niechęcią na twarzy w okropny nałóg,
który na szczęście nie poruszył jego duszy. Zacisnął na pałeczce tytoniu mocno
palce i zaczął kontemplować sufit: był zwyczajny i niczym się nie wyróżniał.
Kuroko poczuł dziwną pustkę, która ogarnęła jego ciało.
Prychnął z
irytacji i spojrzał na mężczyznę jeszcze raz. Nachylił się nad nim delikatnie,
przyciskając swój policzek do jego policzka i aż nie mógł się nadziwić jak
temperatura ich ciał diametralnie się od siebie różniła — skóra Hanamyi była
tak zimna jak krajobraz za oknem. Ani śladu ciepła. Wypuścił z płuc świszczący
oddech, który prawie natychmiast zmienił się w parę. Wepchał Makoto papierosa
do rozchylonych ust, chociaż w pierwszej chwili miał ochotę skompletować
wszystkie swoje ubrania i ewakuować się z obskurnej kawalerki, zatrzaskując zamaszyście
drzwiami.
Ale nie
potrafił znaleźć w sobie tyle odwagi, aby to uczynić. Dnie, które spędzał z
Makoto były innymi dniami, wyrzuconymi z kalendarza, ograniczanymi tylko do
obskurnego pokoju, dniami zakodowanymi tylko w ich głowach.
— Hanamiya-kun
— wypowiedział cicho jego nazwisko, nie mogąc znieść grobowej ciszy, która
otoczyła pokój, nie dopuszczając do pustych ścian nawet odgłosów tętniącego
życiem nowego dnia. Gdy nie doczekał się odpowiedzi, odnalazł pośpiesznie
zapalniczkę i zmusił końcówkę papierosa do tego, aby zaczęła się tlić.
Hanamiya
zakrztusił się powietrzem i dopiero kiedy jego blada twarz zrobiła się sina,
Kuroko zabrał papierosa i ugasił go na ramieniu kochanka, zmuszając go do
niekontrolowanego jęku z bólu.
Zrobił unik
przed pięścią, która chciała desperacko zaprzyjaźnić się z jego policzkiem. Nie
miał najmniejszej ochoty zapoznawać się z strukturą ręki Makoto, która nie raz
gościła na jego twarzy, zdobiąc ją awangardowymi śnicami. Zamiast tego, splótł
brutalnie ich palce ze sobą i przycisnął ręce swojej publicznej zmory do
śmierdzącej spermą i krwią pościeli.
— Hanamiya-kun
— powiedział po chwili. — Kiedy czasem patrzę jak śpisz, mam ochotę wepchnąć ci
nóż do gardła — mówił, dbając o to, aby jego głos był opanowany i spokojny. Nie
żartował, miał na to ochotę wiele razy. Zajrzał mu głęboko w oczy, zdając sobie
po chwili sprawę, że było już za późne na taki kaprys — tęczówki Hanamyi były
na wpół wymarłe.
Makoto
uśmiechnął się w odpowiedzi, całkiem inaczej niż zwykle — jakby całe ciepło,
które zwróciło się przeciwko niemu, zaatakowało każdą komórkę ciała zdwojoną
siłą, Był to ten rodzaj uśmiechu, który sprawiał, że słońce w oka mgnieniu
przypominało sobie o swojej robocie i zaczynało bez żadnych oporów przebijać
się przez ołowiane chmury, a przynajmniej Kuroko nabrał takiego wrażenia.
Hanamiya
musnął szorstkimi opuszkami palców prawego policzka Tetsuyi, tak delikatnie,
jakby nigdy nie istniał w nich ani gram przemocy i szepnął bezgłośnie, tonem
głodnym zwierzeń, prawie nie poruszając wargami:
— Potrzebuję
cię.
Kuroko
zamrugał pary razy, zastanawiając się czy jego stan emocjonalny pogorszył się
do takiego stopnia, że wyobraża sobie różne niestworzone rzeczy. Wyznanie
Hanamyi było tak irracjonalne, że miał ochotę się roześmiać.
— Kuroko —
zaczął trochę głośniej, podnosząc się na łokciach — zawsze gdy odchodzisz,
ciągle o tobie myślę — od rana do wieczora. Wiele razy próbowałem przestać, ale
nie mogłem tego zrobić i doszedłem do okrutnego wniosku, że nie potrafię bez
ciebie żyć.
Na ustach
Tetsuyi błąkał się niewyraźny uśmiech; uśmiechał się nerwowo i za nic nie
chciał przestać. Miał wrażenie, że jeśli monolog Makoto potrwa troszkę
dłuższej, straci całkowicie orientacje w swoich uczuciach i zgubi własne „ja”,
nie będąc w stanie na dobre odnaleźć się w rzeczywistości. Przełknął głośno
ślinę, starając się ustatkować swoje myśli.
— Słuchaj, nie
wiem jak długo będziemy mogli jeszcze to ciągnąć, ale chcę żebyś mnie jasno
zrozumiał: kocham cię. Jesteś jedyną osobą, którą byłem w stanie kiedykolwiek
pokochać. Rozumiem, że masz swoje życie i…
Kuroko skradł
mu pierwszy pocałunek tego dnia, przerywając dalszy potok słów. Hanamiya
zamknął oczy, nie poruszając się. Ich języki splotły się ze sobą spragnione
bliskości.
Tetsuya nie
miał bladego pojęcia, kiedy pogrążył się w tym związku, nie robiąc ani chwili
na zaczerpnięcie oddechu. Ale sprawy wymknęły się spod kontroli do tego
stopnia, że rzadko odwiedzał swój prawdziwy dom, traktując wszystko co w nim
żyło po macoszemu. Nawet powoli przestał się przejmować Kagamim, który
konsekwentnie milczał, nie wszczynając żadnej awantury. Tetsuya czasem
zastanawiał się, czy jego partner nie widział w jakiej jest kondycji, czy po
prostu nie chciał zauważyć, karmiąc się złudną nadzieją, że to przejściowy
kryzys i uda im się w ostatecznym rozrachunku zreperować związek i poskładać go
do kupy.
Hanamiya objął
go obiema rękami, pozwalając, aby ich języki powalczyły jeszcze przez chwilę o
dominację. Tetsuya, czując miękkość jego ciała, przywarł do niego ciasno,
myśląc o czerwonej krwi krążącej w żyłach mężczyzny. Przejechał wierzchem dłoni
po jego plecach, wędrując powoli po linii sztywnego jak struna kręgosłupa.
— Kuroko,
jesteś pewny, że dobrze się zrozumieliśmy? — zapytał półszeptem, wchłaniając
zapach Tetsuyji.
— Tak, Hanamiya-kun — przytaknął, przyswajając
wszystkie fakty. — Jestem pewien — dodał, mając wrażenie, że intymna
chwila zaczęła się powoli wyłamywać. Spojrzał kolejny raz w oczy Makoto i aż
się wzdrygnął. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Zacisnął
dłoń na połach pościeli i zastygł bez ruchu.
Przerażająca
śmierć zajrzała mu prosto w oczy — widział przed sobą ciemną przestrzeń,
skostniałą, pozbawioną dna, która sprawiła, że głos ugrzązł mu w gardle, dusząc
go aroganckim strachem. Wyglądała jak czarna dziura w przestrzeni kosmicznej.
Miał wrażenie, że za chwilę wchłonie go ten pozbawiony echa, bezgraniczny mrok,
wyzbyty z jakichkolwiek emocji. Zaciśnie mocno na nim swoje umalowano na czarno
szpony, zatapiając jego ciało w otchłani ciemności. Miał wrażenie, że aura,
która od niej biła, wyssała powietrze dookoła, sprawiając, że nie mógł wydobyć
z siebie nawet pojedynczego westchnienia.
Kuroko mocno
zacisnął powieki, aby odgonić od siebie to nieprzyjemne wrażenie i zatopił
swoje palce w włosach Makoto, bez słów deklarując się, że przyjął jego słowa w pełni do świadomości.
Czując chłodny oddech na karku, poczuł ulgę — odległy dowód obecności na to, że
Hanamiya z nim był, przebijał się przez grubą warstwę strachu. Tetsuya przytulił
go mocno, wchłaniając każdy sygnał, którego nie potrafił dużej ignorować —
systematyczne drżenie.
—
Hanamiya-kun…
Uciszył go
brutalnym pocałunkiem, pochłaniając jego usta tak natarczywie, jakby robił to
ostatni raz w życiu. Kuroko nabrał przeświadczenia, że Hanamiya był w stanie
spowodować to, że słońce pojawi się w środku nocy.
Nie chciał,
aby nadszedł nowy dzień, obciążony przez rzeczywistość setkami niedomówień i
fałszywych obietnic.
Obudził go
świt, który sprawił, że jego ciało natychmiast zaczęło domagać się reanimacji.
Pożarty przez wyrzuty sumienia, dokładnie dwa razy sprawdził, czy Makoto nadal
wypełniał przestrzeń obok niego. Nie mogąc znaleźć jego obecności, skapitulował
i w końcu otworzył oczy. Oprócz wgłębienia, które świadczyło o tym, że ktoś
jeszcze przed godziną spał tuż obok, dorwał świstek papieru, zapełniony ciasno
czarnym atramentem.
Zgarnął
wiadomość od Hanamyi w palce i aż zdziwił się, że mężczyzna posiadał takie
zgrabne pismo — wyglądał raczej na kogoś, kto nigdy nie przykładał wagi do
takich błahostek.
Wytrzeszczył
oczy i zagryzł wargi aż do krwi, czytając tę krótką informację, rozwiewającą
wszelkie wątpliwości. Zalała go fala uczucia, którego nie potrafił
zidentyfikować — miał wrażenie, że z jego ciała wyparowało życie i wybrało się
na wakacje, gdzieś poza zasięgiem jego możliwości. Wygramolił się z pościeli i
ubrał się szybko. Tylko jedna myśl błąkała się w zakamarkach jego
podświadomości — chciał jak najszybciej opuścić to miejsce.
Zbiegł po
schodach, nie oglądając się za siebie. Przebiegł przez ulicę, uświadamiając
sobie, że jego kondycja już nie istniała Zatrzymał się, aby nabrać łapczywie
powietrze do płuc.
Słowa
układające się w krótkie zdanie „Żartowałem, idioto”, sprawiały, że nie mógł
zaczerpnąć powietrza i dusił się powoli. Do porządku przywołała go cicha
melodia, którą jeszcze wczoraj bardzo lubił, a dziś znienawidził całym sercem.
Odebrał, przełykając nieprzyjemną gulę, która ukształtowała się w gardle. Jak
przez mgłę rozpoznał nazwisko na wyświetlaczu.
— Kuroko, co
się z tobą dzieje? — słysząc niecierpliwy głos Taigi, asekurował się
sygnalizacją świetlną by nie upaść i nie rozbić się na miliony kawałeczków. —
Dzwoniłem do ciebie już setki razy, ale nie odbierasz telefonu. Myślałem, że
nie żyjesz — wyznał. Mówił tak szybko, jakby bał się, że Kuroko mógłby
rozłączyć się w każdej chwili. — Nie ma cię i nie ma już trzeci dzień. Masz kogoś na boku, prawda?
Kuroko
wzdrygnął się, krzywiąc twarz w grymasie niedowierzania. Nie miał wątpliwości,
że Kagami w końcu dojdzie do tego, co tak bardzo go zajmowała, ale nie
spodziewał się, że zada takie pytanie tonem tak do bólu spokojnym, nie
pasującym całkowicie do jego temperamentu. Czuł, że nie może dalej karmić go
kłamstwami. To zgwałciłoby już do końca jego system wartości.
— Za chwilę
będę w domu i wszystko ci wytłumaczę — powiedział cicho, bezbarwnie, wmawiając
sobie, że to nie kłamstwo.
— Nie musisz
mi nic tłumaczyć, Kuroko, wszystko rozumiem — odpowiedział Kagami. — Po prostu
wróć do domu.
Sygnał,
świadczący, że przerwano połączenie, dostał się do uszu Tetsuyi, pogrążając go
w wyimaginowanej ciemności.
— Nic nie
rozumiesz — wysyczał przez zaciśnięte zęby, z takim jadem, że przeraził samego
siebie. Krew w jego organizmie zaczęła wrzeć.
Rozglądnął się
dookoła.
Po drugiej
stronie ulicy nie było już nic.
Kurwa. Kurwa.
Kurwa. Soraski. Spieprzyłam znów. Biedny zgwałcony kanon, aż żal mi się go
zrobiło.
Możecie to
potraktować jako kontynuację „Na granicy”, albo ficzek całkowicie z nią
niezwiązany — whatever.
Jest kilka literówek, ale ja znalazłam swoją ulubioną "obciążony przez rzeczywistość stekami" - ah Kanuś byłaś głodna i śniłaś o mięsie? Niczym Luffy.
OdpowiedzUsuńOj tam, kanon, maltretowany Kuroko zawsze spoko. Zwłaszcza ten psychicznie. Kagami go przeleci i będzie Happy End, niemalże.
Masz większą wersję tego arta po prawej?
Płaczę, bo koło paradoksu jest [W] :(
Bo mi łajzo kiedyś powiedziałaś, że to od wstrzymanych, jak Ci jęczałam pierwszy raz :( i znów wyszłam na ciotę, nah, no cóż normalka :D
OdpowiedzUsuńJuż go dorwałam na forum, a nawet skrobnęłam własne pairingi - tak bardzo nauka :P
Nie jest gupi, obrażasz moją nadinterpretacje "na granicy" bo to tak widziałam. Prawie.
Btw... kiedy będzie Marco? *.* powiedz, że nie 400 którymś.
Nie łądnie śmiać się z głupich ludzi, nie ich wina, że są głupi :(
OdpowiedzUsuńNic czego byś nie znała. Raczej, poza Edem i Royem z FMA, no i nie wiem czy oglądałaś Black Lagoon, jedyny pairing hetero :D
No ja jeszcze widziałam, jak Kuroko zachrzania do Taigi i mu mówi "no, wiec tego, spierdalaj, wole gościa z wąsami na czole", a potem wraca do Makoto z zacieszem na ryju, ze teraz jest tylko jego, a on "żartowałam, idioto". A później tyyyyyyyyyyyle depresji. Ah, piękne.
....................................................jakim cudem go przegapiłam, wiem, ze wtedy jeszcze nie zwracałam na niego uwago... ale jakim cudem?
Z męża nie wolno :( ah... no dobra, mamy czas świąteczny, poużywaj sobie na mnie.
OdpowiedzUsuńNo weź obejrzyj będę miała się komu jarać.
Leń! Ale jakoś uczucia Tetsu to dla mnie taka czarna dziura, jakby zamiast czuć, po prostu wyłączał myślenie.
pf...5 sekund, to wszystko tłumaczy, ja kogoś widze tylko jeśli jest ciągle w kadrze przez co najmniej pół odcinka.
Nie, dzień wzrostu miłości do żony.
OdpowiedzUsuńNo dobra, nie męczę -.- (jasssssne, przez najbliższe pół godziny)
Ale ja też tak uważam, tylko, ze nie ptorafiłąbym tego opisać i zrobiłabym z tego blokade umysłową :D
Ja wyłapuje tych co mocno drą mordę, albo tych co wokół nich mocno drą mordę ^^
Nah, gwałt to ja ostatnio poczyniłam na Zoro dla Pauli to był czysty gwałt
OdpowiedzUsuńOna chyba nie umie się nie jarać :D
OdpowiedzUsuńWidzę Wena na stałe z powrotem :D I naprawdę podobają mi się Twoje HanaKuro ♥
OdpowiedzUsuńChociaż, jak już mówiłam, serce mi się łamie, jak w to wplątujesz Kagamiego ;w; Biedaczyna moja słodka, chodź, mamusia przygarnie ;w;
Myślałam, żeś zabiła Hanamiyę.
Gdzie tam, ja go widzę już na miejscu ♥
UsuńKanon? Kogo obchodzi kanon? xD Albo rybki albo akwarium. Albo kanon albo gejporno.
Byłby spok... znaczy się żal ogromny jakbyś go zabiła xD
Mam prośbe! Napisałabyś parring Akashi x Furihata? Kocham go to mój ulubiony ^^
OdpowiedzUsuń