Makoto z
psychodelicznym uśmiechem przyklejonym do twarzy opiera się o framugę drzwi,
obserwując z uwagą metr dziewięćdziesiąt z kawałkiem, mimo że na boisku
znajduje się dziewięciu innych graczy, których chętnie posłałby na deski.
Hanamiya nie spuszcza z Kiyoshiego Teppeia wzroku nawet wtedy, kiedy gwizdek
obwieszcza koniec trzeciej kwarty i zmusza go do zajęcia miejsca na ławce.
Zastanawia
się, czy gra spojrzeń podziałała także na niego, dlatego desperacko próbuje
złapać z nim kontakt wzrokowy, nie mając ochoty stoczyć słownej potyczki z
rozwrzeszczanym kapitanem Seirin, któremu z pewnością nie przeszła jeszcze
złość po rozegranym niedawno meczu.
— Muszę na
chwileczkę wyjść.
Słysząc miękki
głos, udekorowany specyficznym akcentem, kącik ust Makoto drga niebezpiecznie
ku górze. Nie ma już żadnych wątpliwości, że Teppei, obciążony jego
spojrzeniem, wyłapał je, mimo że jego sylwetka wzbudza zainteresowanie nie
tylko gracza Kirisaki Daiichi.
Hanamiya na
niego nie czeka — wychodzi przodem, domyślając się, że niespodziewana ewakuacja
Kiyoshiego z sali gimnastycznej może wzbudzić w pozostałych graczkach Seirin
mieszane uczucia. Ale za nim to następuje, skupia na sobie uwagę Hyuugi i
uśmiecha się do niego paskudnie z satysfakcją, unosząc do góry zaciśniętą pieść
w geście triumfu; wie dobrze, że przyjaciel Teppeia będzie usiłował go
zatrzymać za wszelką cenę, ale bez pożądanego skutku.
Trochę to trwa
za nimi Teppei w końcu uwalania się od podejrzliwych spojrzeń swojego kapitana.
Błyskawicznie pokonuje dzielącą go odległość od wyjścia, w między czasie
starając się nie zwracać uwagi na przeciwników. Mimo że to tylko mecz
towarzyski, a Seirin ma zwycięstwo w rękawie, Kiyoshi czuje, że presja jest
ogromna. Tylko tydzień dzieli ich od zagrania meczu z akademią Touou — debiutu
na Winter Cup.
Wzdycha głośno
w geście przywitania, nie mając zamiaru marnować energii na potyczki z
Hanamiyą.
— Się masz,
Kiyoshi — wita się w końcu Makoto. Kiyoshi próbuje zidentyfikować, co kapitan i
trener w jednym trzyma w lewej dłoni, ale bez skutku. Po chwili stwierdza, że
ta wiedza nie jest mu do niczego potrzeba. Przełyka bezdźwięcznie ślinę, gdy
Hanamiya zbliża się do niego niebezpiecznie, wymachując butelką w prawej dłoni.
— Mata yarou na! — mówi, zdradzając swój cel wizyty.
— Że co?! —
pyta głupio Teppei, czując jak policzkami zajmuje się rumieniec. Makoto,
wypuszczając z dłoni butelkę, staje na palcach, aby chociaż trochę wyrównać
różnice we wzroście. Chichocząc cicho, zanurza palce w miękkich włosach
Kiyoshiego.
— Sam się deklarowałeś — przypomina cierpko,
składając na jego usta pocałunek, który nie ma nic wspólnego z delikatnością —
jest brutalny; Teppei czuje na ustach własną krew, gdy Makoto gryzie jego dolną
wargę.
Kiyoshi
próbuje odepchnąć go od siebie, ale marny skutek widać na pierwszy rzut oka —
ląduje na ścianie, przygnieciony przez ciężar ciała Hanamiyi. Nigdy przez myśl mu nawet nie przeszło, że
źródło jego kontuzji może kiedykolwiek coś na nim wymusić, marszczy brwi,
czując w kościach, że ta ignorancje może go wiele kosztować
Będąc
obsypywanym dobrze wywarzonymi pocałunkami, zawierającymi w sobie nutę
dominacji i agresji, Teppei nie może się nadziwić, że takie wątłe ciało może
pomieścić w sobie aż tyle siły.
— Przykuwamy
za dużo uwagi — próbuje wymigać się Kiyoshi, zdając sobie sprawę, że jego
argument nie jest w stanie przekonać Hanamiyę, która nie robi sobie nic z jego
spostrzeżeń, wpychając język w rozchylone usta środkowego.
— Naprawdę?
Kiyoshi,
czując na swojej szyi zimny oddech, wzdryga się. Kiwa tylko głową, konsekwentnie
milcząc.
— Wcześniej ci
to nie przeszkadzało — zauważa Hanamiya, obdarowując gracza Seirin porcją
kolejnych pocałunkiem, tym razem na szyi. Nie może powstrzymać śmiechu — Teppei
czerwieni się po same uszy.
— Wcześniej? —
syczy Kiyoshi przez zacięte zęby, chcąc dać Makoto do zrozumienia, że nie ma
pojęcia, co kształtuje się w jego bezproduktywnej wyobraźni.
Hanamiya odkleja
się od Teppeia dopiero wtedy, kiedy ten piorunuje go złowieszczym spojrzeniem;
przyjmuje te gromy i atakuje z nawiązką — wyszczerza zęby w potulnym uśmiechu,
wycierając placem własną ślinę z kącika ust Kiyoshiego.
— Naprawdę
wydaje ci się, że nie zauważyłem twojego ukradkowego spojrzenia, gdy wbiłeś
trzeci kosz z rządu? — pyta Hanamiya, stając o własnych siłach.
Teppei macha w
konsternacji głową w wyrazie zaprzeczenia.
— Naprawdę
tylko ci się wydawało — powiadamia go uroczyście Hanamiya, podnosząc z podłogi
butelkę. Ciągnie z niej zdrowego łyka, czując jak zaschło mu w gardle.
Kiyoshi
obserwuje go z uwagę, wiedząc z własnego doświadczenia, że w towarzystwie
Makoto nawet jednorazowe mrugnięcie okiem może spowodować długotrwałą utratę
przytomności. Krew go zalewa, gdy na ustach Hanamyi formuje się kolejny rodzaj
uśmiechu — ciepły z dozą prowokacji.
— Zerknąłem na
ciebie, aby dać ci do zrozumienia, że nic już nie wskórasz — tłumaczy w końcu
Kiyoshi, formując sobie w głowie zarys argumentów.
— Z całym
szacunkiem, Kiyoshi, ale nie obchodzi mnie co sobie pomyślałeś — Makoto
zręcznie wtrąca swoje trzy grosze, wzruszając ramionami. — Prawda jest taka, że
tylko winny się tłumaczy — dodaje, rzucając butelką w stronę Teppeia.
Kiyoshi,
wykazując się swoim nienagannym refleksem, łapie ją jedną ręką, przypatrując
się butelce podejrzliwie. Makoto prycha na ten widok pod nosem.
— Oczywiście,
że dorzuciłem do niej tabletkę gwałtu — mówi, uspakajając podejrzliwego
Kiyoshiego.
— To całkiem w
twoim stylu — wyznaje Teppei i upija łyk, nadal nieprzekonany o czystych
intencjach Nieukoronowanego Króla.
Hanamiya
wyrównuje z nim krok, znów spinając się na palce.
— Wolę
postawić na swój zmysł dedukcji i urok osobisty — zdradza Teppeiowi swoją
strategię, szpecąc cicho; wykorzystuje fakt, że ich ciała się ze sobą stykają,
językiem zatacza okrąg na uchu Kiyoshiego.
Efekt jest
odwrotny od zamierzonego. Kiyoshi zgarnia go w swoje silne ramiona i molestuje
wargami bladą szyje Hanamyi, pozostawiając po na niej dowody obecności swoich
ust. Aby nie wzbudzać ciekawości anonimowych gapiów i nie stać w przejściu, Teppei
otwiera losowo pierwsze drzwi w obrębie swojego wzroku i wpycha do pustej klasy
Hanamiyę, który kompletnie się tego nie spodziewając, chwieje się, traci
równowagę i ląduję boleśnie na zakurzonej, niewygodnej posadzce.
— Muszę
przyznać, że zmysł dedukcji cię nie zawiódł — mówi cicho Kiyoshi, dotrzymując
mu towarzystwa na drewnianej podłodze. Delikatnie drążącymi rękami błądzi pod
koszulkę rozgrywającego, zasypując go nieustannie pocałunkami.
Makoto musi
przyznać z niesmakiem, że dłonie Kiyoshiego przyjemnie pieszczą jego ciało — są
duże, ciepłe i łagodne; nie mają nic wspólnego z wcześniejszym skokami, które
doświadczył na własnej skórze. Stara się powstrzymać cichy jęk i wyrównać
oddech, gdy Teppei błądzi aż do samych spodni, badając długim palcami nabrzmiałego
członka Hanamyi.
Makoto zaciska
powieki, gdy Kiyoshi wielkim ustami atakuje jego klatkę piersiową, zaciskając
dłoń na źródle ciepła w jego organizmie. Stara się nie skupiać na jego dotyku
myślami błądząc gdzieś naprawdę daleko. Nawet przyłapuje się tym, że próbuje
zasnąć, licząc w myślach do stu, ale słysząc sędziowski gwizdek, który wydobywa
się gdzieś z daleka, a przynajmniej takie ma wrażenie, zdaje sobie sprawę, że
nie może od tego uciec. W kącikach jego oczu pojawiają się łzy i nawet nie ma
bladego pojęcia, kiedy. Zaciska mocno zęby, skupiając się na tym, aby nie dać
Teppeiowi satysfakcji w produkcji jęków, które chcą się wydobyć z jego
gardła, pozbawionego jakiegokolwiek kontroli.
— Przegapiłeś
swój mecz — szepce cichutko, dbając o to, aby nie zdradzić swoich uczuć — głos
mu nie drży, jest z siebie dumny.
Słowa Makoto
do Kiyoshiego dochodzą powoli; opamiętuje się dopiero po chwili, gdy słyszy gwar wydobywający się zza drzwi. Zaciska jedną dłoń w pięść, drugą
stara się pozbyć potu z twarzy — obiecał Junpeiowi, że niedługo wróci, obiecał,
że…
Zaciska
kurczowo place na włosach.
— Co się
strzeliło do głowy?
Rzuca Makoto
nienawistne spojrzenie, próbując stworzyć sobie w głowie sensowną wymówkę,
dlaczego nie pojawił się na ostatnich dziesięciu minutach meczu.
Niech to
szlag!
Wie dobrze, że
Hyuuga nie przepuści mu tego płazem i nie uwierzy w pierwsze lepsze kłamstwo.
— Dlaczego? —
pyta, uderzając pięścią w podłogę, to jednak nie pomaga od ucieczki od bólu,
ba!, stwarza go jeszcze więcej.
„To proste jak
twój penis, Kiyoshi,” myśli Hanamiya, kompletując swój pomięty, szkolnych
mundurek, „nie pozwolę, aby twoje kolano zdechło śmiercią tragiczną, dopóki nie
staniemy naprzeciwko siebie.”
— Dla zabawy,
idioto — odpowiada, uśmiechając się ironicznie. — Dałeś się nabrać — dodaje,
wystawiając język.
„W końcu sam
mówiłeś, że chcesz jeszcze ze mną zagrać”, dodaje do swoich nieuporządkowanych
myśli i wychodzi, zostawiając Kiyoshiego z wyrzutem sumienia, jak stąd do końca
świata.
Koniec.
Mam nową misję
— rozpowszechnienie miłości do Makusia, bo tak go mało w fandomie polskim, a on
jest taki kochany i misiasty ♥
Wiem, że art. z
boku nie prezentuje KiyoHanę, tylko HaraHanę, ale co z tego? XD Art. mi się
spodobał, dlatego jest i koniec XD A HaraHana na pewno pojawi się kiedyś na tym blogu, chociaż wcześniej chcem napisać ImaHana *marzy* *___________________________*
Jak tam po
świętach? Ja się obżarłam za wszech czasy i aż się cieszę, że mój „uroczy”
braciszek rozniósł wagę, bo przynajmniej nie muszę patrzeć krytycznie na moje
kilogramy, grunt, że ubrania nadal na mnie pasują, tak jak pasowały. XD
Trzymajcie się
cieplutko~!
Mogłaś się podzielić jedzeniem :(
OdpowiedzUsuńMakoto... on, on, on wzbudził we mnie coś na kształt sympatii, wcale mi sie to nie podoba, zabierz to ode mnie. On ma być chorym skurwysynem, a nie... *nie może przeboleć pozytywnych uczuć do gościa z wąsami na czole*
A Hyuuga to pewnie się tak wkurwi, ze przeleci, najlepszy powód ever,a żona to opisze. Plan idealny.
Albo cała drużyna sie wkurwi i będzie orgia.
Dobziu, dobziu, łądne plany, to teraz się nie opierdzielaj tylko idź pisz. I chcę paradoks kurna! Paradoks, paradoks, paradoks!
Nawet z mężem? Co z Ciebie za żona? Ja tu tłuszcz odkładam na najbliższy rok.
OdpowiedzUsuńTak i o dziwo nie czuje zwalenia kanonu, ale wcale go nie kocham!
Ja też nie o.o miałam namyśli Hyuuga x Teppei, ale jak tak pomyśleć to wcale nie głupie, nawet mam pomysł :O
Przeczytałam " paradoks NA wakacje" i już miałam do Ciebie jechać osobiście skopać tyłek i zmusić do pisania, ale już rozpakowuje walizkę. Będe cierpliwa *pojęczę jutro*
Dobziu :( *idzie umierać z głodu*
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się, jam Twój wierny fan.
Nooooo prawie tak, napiszę ^^ *popierdala włączać worda*
Do jutra to umiem. Chyba.
Kłamcusys i w dodatku mówisz nieprawdę.
OdpowiedzUsuńNapiszem, ale będzie takim chorym skurwielem, którym prawdziwie jest
Najprawdziwsza jest ta moja -.-
OdpowiedzUsuńOh wybacz, jak mogłam nie wyłapać tej subtelnej różnicy?
Znam -.-
OdpowiedzUsuńDziś się nie uda, na mym zadupiu msze tylko do osiemnastej :(
Hahahahahaha straciłaś wątek.
OdpowiedzUsuńZa późno mi już dawno jebło kolano *czuje się bezpieczna*
Tłumacz się.
OdpowiedzUsuńBędziesz mnie nosić? To zastanowie się nad dobrowolnym poddaniem się karze
Buuuuu~
OdpowiedzUsuńHana-chan jest przecudaśny. <3 Nie to co Kiyoshi. xD
OdpowiedzUsuńPatrz, moja misja xD Znaczy się misja ode mnie bardziej.
OdpowiedzUsuńCzy... czy Kiyoshi, mój niewinny misiek, właśnie jakby trochę próbował zgwałcić Hanamiyę? Co to za czary? xD Nie no, mnie się podobało ♥
A przez święta chyba zgubiłam moją Wenę *moja to definitywnie kobieta :D* i nie wraca ;C
Stwierdzam, że Hanka jest mistrzem porąbanych uśmiechów, serio, człowiekowi mogą tylko ciarki przechodzić :DDD
OdpowiedzUsuń— Oczywiście, że dorzuciłem do niej tabletkę gwałtu — mówi, uspakajając podejrzliwego Kiyoshiego.
— To całkiem w twoim stylu - Hahahah, szalenie! Lepiej bądź zawsze czujny, co przy nim pijesz. XD
I jest stanowczo zbyt dobry w osaczaniu. Tam cię pacnie, tam cię myźnie, tak zadrwi, zakpi i nawet nie wiesz, kiedy jesteś pod ścianą w jego łapskach.
Oooooooosz Kiyoshi przystąpił do kontrataku *wwww*
Kiyoshi po dobrych macankach nie trzeba mieć wyrzutów sumienia. XD