LUFFY
x SANJI „Dla niego”
dla
Ayo
Luffy robi minę
niepocieszonego dziecka, gdy Sanji wbija mu brutalnie nóż w rozciągniętą rękę,
która próbuje desperacko ukraść trochę jedzenia z patelni.
— Nie dla psa
kiełbasa — mówi kuk, zaciskając mocniej zęby na papierosie.
— Jestem
głodny — usprawiedliwia się szybko Luffy, uśmiechając się nieporadnie. Brzuch
tylko podkreśla tragedie, przeżywaną przez chłopca; burczy tak przeraźliwie, że
kapitan Słomkowych Kapeluszy ma wrażenie,
że jest sprawcą trzęsienia ziemi.
— A kiedy nie
byłeś — syczy Sanji przez zaciśnięte zęby, doprawiając króla morskiego, który
wpadł dziś pod wędkę kapitana.
— To nie moja wina, że twoje jedzenie smakuje
najlepiej — mamrocze Luffy i przytula twarz do blatu stołu.
Na policzkach
Sanjiego pojawia się mimowolnie rumieniec. Zaciska mocno palce na drewnianej
łyżce, uświadamiając sobie, że dłonie drżą mu niemiłosiernie.
— Oczywiście,
że smakuje najlepiej — mówi i przeklina w myślach samego siebie, że głos drży mu
delikatnie. — W końcu jestem pierwszorzędnym kucharzem, gnojku — dodaje z nutą
mordu w głosie. Wie, że Luffy i tak nic nie zauważy.
Monkey nie
może oderwać spojrzenia od Sanjiego, szorującego właśnie niepotrzebną już
patelnię. Luffy nawet nie zdaje sobie sprawy, że nie robi tego z powodu pustego
żołądku.
„Przestań się
tak na mnie patrzyć, bo nie zostaniesz żarcia przez tydzień”, grozi w myślach
kuk, rzucając kapitanowi kawałek mięsa, aby chociaż na chwilę czymś go
zająć.
Luffy w
odstraszającym tempie pochłania jedzenie.
— ZAJEBISTE! —
krzyczy i robi maślane oczy, dając kucharzowi do rozumienia, że chce jeszcze.
— Nie!
Sanji w akcie
protestu obraca się na pięcie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który pojawi się
na jego ustach.
Nie ma siły,
żeby nie było zajebiste, w końcu robione specjalnie dla niego.
LAW
x LUFFY „Było warto”
dla
Yumi
— Mugiwara-ya…
— Law dźga pogrążonego we śnie Luffy’ego kataną, przypatrując się jego twarzy
skąpanej w mlecznobiałej poświacie księżyca.
Obrazy sinych
ust zaciśniętych w wąską kreskę i twarzy bladej jak prześcieradło nie pozwala
mu zasnąć. Domyśla się, że jest coś nie tak. Szamoczący się w pościeli Monkey
D. Luffy wygląda jak ofiara kostuchy.
— Mugi… — Głos
Lawa zostaje skuteczny stłumiony przez krzyk, wydobywający się wprost z
rozwartych ust Monkeya.
Trafalgar
pochyla się nad otumanionym przez sen kapitanem Słomkowych Kapeluszy i
nieporadnie mierzwi spocone włosy, podrażniane przez chłodną bryzę. Nie ma
pojęcia co powinien począć.
— Obudzić się.
Potrząsa nim,
starając się wykrzesać z siebie tyle delikatność ile potrafi. Luffy nic sobie z
tego nie robi; jego ciało, obciążone przez zmęczenie, drży coraz bardziej w
niepohamowanych konwulsjach.
— Nie… NIE! —
krzyczy bez wytchnienia, zaciskając mocniej dłonie na drewnie Adama.
Law więzi jego
ciało w żelaznym uścisku, chroniąc w ostatniej chwili ciało Monkeya przed
upadkiem w wieczny mrok nieprzyjaznych dla posiadaczy diabelskich owoców fal
oceanu.
— Mugiwara-ya…
Mugi… Luffy, cholera, Luffy, obudź się! — Potrząsa nim coraz mocniej i mocniej,
gdy Słomiany otwiera oczy w przerażeniu, nie wydobywając z siebie żadnego
dźwięku. — Luffy…
— Trafik.
Zdziwienia
Luffy’ego nie ma końca, gdy jego wola walki w końcu wygrywa z koszmarem. Law
przykłada do jego czoło rękę, mierząc prowizorycznie temperaturę ciała chłopca.
— Masz
gorączkę — diagnozuje. — Zaraz…
— Zostań. —
Luffy zaciska mocno dłoń na jego ubraniu, wtulając się w ramię chirurga. — Do
jutra mi przejdzie — uspokaja.
Delikatny
uśmiech wystarcza — Trafalgar stara się zaufać kapitanowi Sunny Go.
Monkey D.
Luffy nie żałuje, że jego ciało pierwszy raz zostało pokonane przez chorobę —
było warto.
CAVENDISH x BARTOLOMEO „Nienawiść”
dla Ayo
Bartolomeo nie
może powstrzymać złości, zaciska mocno pięści, marszcząc czoło. Czując na sobie
parę błękitnych oczu, ma wrażenie, że zawartość żołądka za chwilę podejdzie mu
do gardła; wydaje mu się, że Cavendish jest w stanie prześwietlić go na wylot i
naprawdę tego nienawidzi. Prycha pod nosem, odwracając od niego głowę.
— Jeszcze ci
mało? — pyta narcyz, okręcając na palcu kosmyk jasnych włosów, mieniających się
w świetle słońca złotem.
— Zamknij się.
— Bartolomeo syczy przez zęby, zaciskając dłoń na łodydze róży, którą Cavendish
wykorzystuje jako tarczę. Słysząc jego chichot, nie może powstrzymać się przed
przekleństwem, które wbrew jego woli wymyka się z gardła.
— Czyżbyś
zapomniał, że róże także posiadają kolce, ignorancie? — pyta były nowicjusz,
zakładając nogę za nogę. Konsumując kwiat, z lubieżnym uśmiechem na ustach
zlizuje do ostatniej kropli krew.
Jest wiele rzeczy,
których Bartolomeo nienawidzi: falujących, jasny włosów, kobiecych rysów
twarzy, rozbawionego uśmiech goszczącego na ustach, ogników odbijających się w
oczach, krzewów czerwonych róż i białej broni; nienawidzi wszystkiego, co jest
związane z Cavendishem, nawet tego w jaki sposób zaciska dłoń w pieść, gdy się
złości i tego jak zagryza dolną wargę, gdy jest zamyślony.
Ale z głębi
serca najbardziej nienawidzi samego siebie za to, że nie potrafi poskromić
nienawiści i pozawala jej dominować.
— Nienawiść od
miłości dzieli naprawdę cienka granica. — Słysząc rozbawiony głos znów nie może
się nie rozłościć.
Bartolomeo
robi się cały czerwony. Czasem ma wrażenie, że Cavendish czyta mu w myślach.
SANJI
x ACE „Ogień”
dla Piegu
Statek leniwie
kołysze się na falach, uderzając nawałem słonej wody o burtę. Sanji wzdycha
głęboko, wzburzone morze odzwierciedla stan jego umysłu z taką dokładnością, że
nawet nie jest w stanie narzekać na deski, które grzeją mu nogi do czerwoności.
Pochyla się
jakby od niechcenia nad twarzą kochanką pogrążoną w spokojnym śnie, muskając
chłodną dłonią rozgrzanego policzka. Przygląda się brązowym piegom symetrycznie
rozrzuconym po twarzy i nie może powstrzymać delikatnego uśmiechu.
Opierając
plecy o główny maszt, wkłada papierosa do ust i wyciąga z kieszeni porzuconej
marynarki zapalniczkę. Pozwala, aby bryza układała jego włosy według własnego
widzimisie.
— Nie śpisz
już? — pyta po chwili i strzepuje na ziemie popiół, uświadamiając sobie, że
papieros tli się od dobrej minuty.
Ace tylko
potrząsa głową w odpowiedzi i uśmiecha się łobuzersko, kładąc się na plecach, tak,
aby móc obserwować Sanjiego.
— Oi, Sanji —
zagaduje w końcu, tworząc z ręki prowizoryczny daszek, gdy upierdliwie
promienie słońca przeszkadzają mu kontemplacji twarzy kuka.
Sanji, słysząc
wesoły głos Portgasa, konsekwentnie milczy, zaciągając się życiodajnym dymem.
Domyśla się, że głowa drugiego oficera Białobrodego wyprodukowała kolejne bezproduktywne
pytanie, na które kucharz okręgowy wolałby nie udzielać odpowiedzi.
— Byłbyś w
stanie… no nie wiem — Ace zamyśla się na chwilę; Sanji dobrze wie, że tylko
udaje, że zbiera myśli.
— Tak? — pyta po
chwili kuk, udając ciekawość. Nie spuszcza jednak wzroku z papierosowego dymu,
tworzącego awangardowe kształty w powietrzu.
— Tak się
zastanawiam, czy byłbyś w stanie skoczyć za kimś w ogień — podsuwa po chwili
luźno Ace takim tonem, jakby wcale nie zależało mu na odpowiedzi.
Sanji przez
dłuższą chwilę nic nie mówi, patrząc jak dym jest zabierany przez mocny podmuch
wiatru.
— Niby po co
miałby to robić? — pyta po chwili.
— No nie wiem
— Ace wzrusza nieporadnie ramionami, podnosząc się na łokciach. — Może tylko po
to, żebyś popatrzył mi w końcu prosto w oczy —
mówi całkowicie poważnie, prostując się.
Po ciele kuka
przechodzi dreszcz, a po tym jeszcze jeden, aż w końcu napotyka ciemne oczy
swojego rozmówcy i nie może się nie roześmiać — śmiech jest cichy, urwany,
nerwowy i całkowicie nie w jego stylu.
— Nie ma siły,
abym skoczył za kimś w ogień, Ace — decyduje po chwili, klękając tuż obok
Portgasa.
— Nie
sądziłem, że taki z ciebie sadysta.
Ace zanosi się
śmiechem — pogodnym i pełnym ciepła. Sanjiemu od samego słuchania robi się lżej
na sercu.
— Dlaczego?
Ugasza
niedopałek palcami i wrzuca go za burdę.
— Mówią, że —
Ace ujmuje jego dłonie — ludzie z chłodnymi rękami są życzliwi, ale to nie
prawda — tłumaczy, a Sanji przełyka głośno ślinę, gdy Portgas z pochyla się
delikatnie nad jego twarzą, przyglądając się z bliska wybrykowi natury —
zakręconej brwi.
— A może ten
wyjątek potwierdza tylko regułę, co? — zagaduje kuk, atakując ustami szyję
Ace’a.
Sanji nie jest
aż tak silny, aby przyznać przed samym sobą, że już dawno skoczył w ogień.
SHANKS x ACE
„Życzenie”
— Ace.
Portgas
wzdryga się delikatnie, nieświadom, że jego usta wykrzywia niezidentyfikowany
grymas — imitacja uśmiechu. Przytula się mocniej do zimnej ściany, czując
nieprzyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, gdy Akagami pieści jego
plecy szorstkim dłońmi. Gest ten jest pozbawiony jakichkolwiek symptomów
delikatności, zawiera w sobie tylko esencje rządzy i fałszywego pożądania —
pożądania, które na pewno nie jest przeznaczone dla pirata Spade.
— Ace.
Właściciel
imienia wzdryga się, zamykając oczy. Nie lubi, gdy Shanks wypowiada jego imię w
taki sposób, jakby naprawdę mu zależało. Ace nabiera wyimaginowanego poczucia
bezpieczeństwa, które znika, gdy na horyzoncie pojawiają się pierwsze, ostre
promienie nowego dnia. Czując na swoim karku jeden pocałunek, potem drugi i
trzeci, ma ochotę scalić się ze ścianą.
— Śpisz już,
Ace?
Ace naprawdę chce
skłamać, ale jego ciało tego nie potrafi. Wzdryga się po raz trzeci, czując na
karku oddech śmierdzący sake i obraca się w kierunku yankou, wypuszczając
głośno powietrze z płuc.
— Kocham cię,
Ace — szepcze cicho Shanks, składając na jego ustach pierwszy pocałunek w nowym
roku — jego usta są miękkie i delikatnie, całkiem inne niż przedtem; pocałunek
smakuje jak deklaracja.
Portgas D. Ace
nie wie, ile w tych słowach jest prawdy, a ile kłamstwa i nie chce wiedzieć.
Uśmiecha się, odwdzięczając noworoczne życzenie.
SZCZĘSLIWEGO
NOWEGO ROKU!!! ♥ NIECH 2014 BĘDZIE SZCZEŚLIWSZY OD 2013!
// Kiedy
spadnie śnieg? :<
Najlepsze życzenia i udanego Sylwka! : D
OdpowiedzUsuńW LawxLuffy totalnie rozwalił mnie pewien fragment, kiedy to biedaczek rzuca się w łóżku, tragedia w powietrzu się unosi... A Słomek otwiera oczy i mówi to swoje "Trafik" xD. Kocham to XD.
Szczerze, nie wiem czemu, bo choć Ace i Sanji to moje ulubione postacie, to pairing z nimi mnie po prostu drażni. Ale wg mnie ich miniaturka była najlepsza, zwłaszcza ostatnie zdanie. ^.^ Ace za sobą w ogień pociągnąłby tabuny xD
I ostatni Shanks x Ace... Co tu dużo mówić. Realne? Też mi się podobało ^.^
Jeszcze brakuje SmoAce do kompletu XD
Sanji x Ace, Sanji x Ace, Sanji x Ace *hiperwentyluje*
OdpowiedzUsuńDziękuję kochanie za prezent noworoczny :*
Oprócz tego, że "ogień" był najpiękniejszy *wypina dumnie klatę* to jeszcze Law x Luffy podbili moje serce <3
P.S A ja mam biało na dworze ^^
UsuńTo jedziemy! :D Nowy Rok zapowiada się świetnie :D Genialny prezent na jego rozpoczęcie :* Bardzo dziękuję za te dwie miniaturki :*
OdpowiedzUsuńLuSan. Wyszedł Ci naprawdę uroczo moim zdaniem *.* Jak ja lubię jak oni mają takie jedzeniowe powiązanie. Hahaha, wzrok Luffy'ego przewiercający Sanjiego był taki kochany. I to genialne ostatnie zdanie *.* Weź napisz coś dłuższego z nimi.
LawLu. Szczerze powiedziawszy z doujinami mi się skojarzyło, bo ludzie lubią poruszać ten temat :) Bardzo fajnie to usłyszałaś i to "Trafik" naprawdę trafnie wyszło. Przyjemna miniaturka.
CaBar. I to mi się podobało najbardziej, szczerze powiedziawszy *.* Strasznie lubię ten pairing, a wkurzany przez Cavendisha Bartolomeo jest po prostu uroczy. Genialnie! Jeszcze motyw z tą różyczką. W sumie przy nich można by było bardzo fajnie zazdrość pokazać. Ta ostatnia wypowiedź Cavendisha bardzo fajnie oddała całość :) Świetna robota! PROSZĘ, NAPISZ Z NIMI COŚ DŁUŻSZEGO!!! *patrzy błagalnym wzrokiem*
AceSan. To też było kochane. Uwielbiam ich dialogi i ogólnie jak są gdzieś blisko siebie *.* I o tym wskoczeniu za kogoś w ogień. Świetny motyw sobie wybrałaś :) Ja do tej pory nie wiem czy w Sanjim jest więcej ognia czy wody :D
ShaAce. I chyba najsmutniejsza miniaturka :( Jakoś tak mi się szkoda Ace'a zrobiło :( Dobiłaś na sam koniec człowieka :P
Bardzo fajny pomysł z tymi miniaturkami :D Wyszły Ci niesamowicie :* No i dziękuję za LuSana i CaBara :*
awffnnbblblblala ffnnwffntt T______________________T\
OdpowiedzUsuń*płacze w kąciku*