Tori no Sakebi
鳥の叫び
鳥の叫び
Rozdział 1 - Sakebi
Ace
rzucił tęskne spojrzenie zimie za oknem, zaciskając dłoń na długopisie. Nie
mógł sobie wybaczyć, że zapomniał o zadaniu domowym, które roztaczało nad nim
swoje szare piętno aż do samego południa. W tym roku za punkt honoru obrał
sobie skrupulatną naukę, coby nie musieć się kisić na zajęciach wyrównawczych w
wakacje, ale — jak to zwykle bywa — łatwiej powiedzieć trudniej zrobić.
W roztargnieniu zanurzył palce we
włosach, bazgrając po kartce jak kura pazurem. Okropnie pożałował, że nie
skorzystał z pomocy Sabo, który zaoferował mu wcześniej rozwiązane zadanie w
zamian za drobną przysługę. „Teraz cierp”, wyrzucił sobie w myślach, zmieniając
w ołówku wkład.
Nie fatygując się, aby zasłonić
dłonią ust, ziewnął potężnie, ignorując fakt, że uwolnił zarazki, które wesoło
igrały z odpornością pozostałej populacji klasy drugiej b. Dopiero teraz
uświadomił sobie jak bardzo jest zmęczony, a szala goryczy przelała się, kiedy
zdał sobie sprawę, że literki w podręczniku zlewały się ze sobą i nie był w
stanie rozszyfrować nawet jednego akapitu. Przyłapywał się na tym, że czytał
pojedyncze zdania po trzy razy i dopiero wówczas dochodził do niego sens, który
usiłował — albo i nie! — przekazać autor.
— Harówka. Harówka. Harówka —
mamrotał pod nosem, jak mantrę, kalkulując, że w klasie, mimo radosnego gwaru,
panowała idealna atmosfera na drzemkę, na którą zdecydowanie zasłużył,
potraktowany z samego rana mrożącym krew w żyłach deszczem ze śniegiem. Nawet
nie chciał myśleć o płaszczu przemoczonym do suchej nitki, mając naiwne nadzieje,
że odrobinkę wysechł.
Wzdrygnął się na samą myśli i rozsiadał
wygodnie na krześle, zamykając książkę, skończył swój burzliwy romans z
historią Japonii. Oparł podbródek o blat stołu i przymknął oczy.
— Hej, wiadomo już coś o tych
zwłokach, porzuconych pod kinem?
Nie miał bladego pojęcia kto był
właścicielem głosu, ale był pewny, że należał do kobiety. Mógł tylko zagadywać,
że trzy urocze koleżanki znów postanowiły podsycić gorące plotki, których — za
sprawą redaktorskiej cenzury — nie mógłby przemycić w artykule i puścić w obieg
w postaci szkolnej gazety.
— No cóż, podpytałam ojca. Podobno
to uczennica z naszej szkoły.
Zamarł, wytężając słuch. O ile
rzadko przykładał wagi do nowinek, musiał przyznać, że ta była doskonałym
kąskiem nawet dla jego uszu.
— Z naszej szkoły?
Słysząc piskliwy głos, usłużnie
uchylił powieki, lustrując wzorkiem trzy największe plotkary w szkole, cieszące
się mianem najlepiej doinformowanych z całej populacji uczniowskiej. Ace nawet
nie chciał wiedzieć w jaki sposób uzyskiwały wszystkie informacje, które
publikowały później na łamach gazety. Jakiekolwiek sposób by to nie był,
nielegalnie igrały z uczuciami innych, nie myśląc nawet o konsekwencjach.
Nadal miał w pamięci incydent,
który wydarzył się w tamtym roku, tuż przed samymi egzaminami końcowymi i nie
mógł przełknąć myśli, że dyrekcja puściła im to wszystko płazem. Był pewny na
sto procent, że maczał w tym palce ojciec jednej z nich, który pełnił rolę
szefa policji w mieście.
Jedna z kokietek — nie znał ich
imion — zasłoniła dłońmi usta, aby nadać sytuacji odpowiedniego tragizmu, dwie
pozostałe rzuciły jej karcące spojrzenie za to, że „nieświadomie” skupiła na
sobie zainteresowanie całej klasy.
— A słyszałyście — do dyskusji
wtrąciła się osoba trzecia — że podobno maczał w tym palce klub Sakebi.
Wszyscy zamilkli jak na komendę,
wsłuchując się w dzikie harce wiatru, który w najlepsze zabawiał się z
bezbronnym oknem, uderzając w niego raz
po raz nawałem śniegu.
— Sakebi? A cóż to? — Najbliższy
sąsiad Portgasa przerwał ciszę, manipulując między palcami długopisem, aby
zabić nudę.
— Krążą pogłoski, że co rok na
tablicy ogłoszeń zostaje zawieszony tajemniczy plakat, który nie należy do
żadnego z klubów — kolejna osoba podjęła legendę, która była przekazywana z ust
do ust. Nikt tak naprawdę nie wiedział ile było w niej prawdy, a ile kłamstwa.
— Plakat? W tym roku była to
podobno karteczka z miejscem i godziną spotkania.
Ace znów zamknął oczy, gdy do
dyskusji przyłączyła się kolejna osoba.
— W każdym razie gdzieś tam
istnieje szkolny klub, który nie podlega władzy i rekrutuje sobie po cichu
nowych członków — powiedziała któraś z podręcznikowych plotkar, ściszając głos,
tak jakby ów klub był tematem tabu. — Nikt nie wie, kim są członkowie i czym
tak naprawdę się zajmują. Ich nazwa to Sakebi.
— Dziwaczna nazwa! — stwierdził
inna osoba podniesionym głosem.
— No i podobno w tamtym roku
Furuya-senpai próbowała nawiązać z nimi kontakt, ale nic z tego nie wyszło i
uznano to za kawał — wtrąciła cztery grosze kolejna osoba.
— Ale słyszałem, że mit wrócił z
szybkością błyskawicy. Podobno na zakończenie roku jeden z absolwentów podszedł
do niej i powiedział, że był przewodniczącym Sakebi.
„Furuya miała rację. Jak zwykle
miała rację”, pomyślał Ace, a na jego usta zabłąkał się uśmiech.
— Słyszałem, że życzył jej dobrej
zabawy z nowym przewodniczącym, o ile udaje im się go zdemaskować...
Drzwi otworzyły się z impetem i
wszyscy jak jeden mąż zwrócili głowę w tamtym kierunku. Do klasy wszedł
mężczyzna z torbą w jeden ręce i z dziennikiem w drugiej. Rozejrzał się po
klasie z błyskiem w oku.
— Dzień dobry — przywitał się,
skłoniwszy się delikatnie.
Ace zdał sobie sprawę, że nie
potrafi zidentyfikować tego głosu. Otworzył ze zdumieniem oczy, lokalizując nauczyciela,
którego widział pierwszy raz w życiu. Podrapał się po czubku głowy i zamroziła
go krew, gdy mężczyzna przez krótką chwilę złapał z nim kontakt wzrokowy. Zimny
dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Zmusił się na miły gest i skinął
delikatnie głową w akcie przywitania.
— Nazywam się — sensei odłożył zręcznie
dziennik i torbę na biurko nauczycielskie, podchodząc do tablicy — Akagami
Shanks — przedstawił się, prezentując swoje imię i nazwisko na tablicy w
japońskim alfabecie.
„Shanks to naprawdę dziwne imię”,
pomyślał Ace, zaciekawiony takim obrotem sprawy. Nie spodziewał się, że na
półmetku roku szkolnego zmienią im nauczyciela, zaważywszy na fakt, że
Suzumura-sensei — z tego co było mu wiadomo – nie była w ciąży i nigdy nie
chorowała. Było coś na rzeczy, nie miał żadnych wątpliwości.
—– Od dziś będę pełnić rolę waszego
wychowawcy i nauczyciela historii. Liczę na miłą i owocną współpracę — odparł,
uśmiechając się lekko. — Zdaję sobie sprawę, że niedługo skończy się lekcja,
ale niestety nie przewidziałem, że wizyta u dyrektora tak się przeciągnie —
mówił dalej, ni to do siebie, ni to do uczniów, zasiadając w fotelu, którego
jeszcze wczoraj zajmowała sympatyczna historyczka z powołania. Uśmiechnął się,
z roztargnieniem zerkając na zegar, wiszący na ścianie. — Chciałbym jednak
przestudiować listę obecności, aby was choć trochę zapamiętać — dodał, trochę
głośniej.
Po klasie przeszły oburzone „niech
będzie”. Ace był pewny, że mieli za złe senseiowi, że przerwał ich pasjonującą
konwersację. Uśmiechnął się, gdy Akagami miał trudność z odczytaniem nazwiska
pierwszej uczennicy na liście. Schował twarz w ramionach, czując jak organizm
domaga się snu.
Szmery i szuranie sprowadziły go do
rzeczywistości, gdy był jedną nogą przy białych, zaryglowanych drzwiach, za
którymi w poprzednim śnie znalazł martwe ciało. Rozciągnął się na krześle,
ziewając potężnie. Przetarł pięściami oczy, kalkulując, że najprawdopodobniej
zajęcia się skończyły.
— Portgas-kun, mógłbyś zostać na
słówko — zagadnął beztrosko nauczyciel, zgarniając jednym ruchem dłoni rzeczy z
blatu biurka do torby.
Ace podniósł głowę, szukając w
obrębie wzroku drugiego Portgasa’a, ale oczywiście żadnego nie zlokalizował.
Perspektywa wolności zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Pech najwyraźniej
nie chciał go opuści, mimo że trzy razy sprawdzał, która noga przeżyje
spotkanie trzeciego stopnia z podłogą. Zwyciężyła prawa, zostawiając szczęście
na wakacjach, zignorowała fakt, że powinna być zwiastunką dobrych wieści. Dla takich chwili naprawdę żałował, że
rodzice nie spłodzili mu w prezencie brata bliźniaka.
— Ja? — zapytał zapobiegawczo,
rzucając ukradkowe spojrzenie rówieśnikom, którzy w wesołym gwarze znikali z
„sali tortur”, rozkoszując się końcem zajęć.
— Tak, ty — przytaknął Akagami, nie
zaszczycając go ani pojedynczym spojrzeniem, zbyt zaoferowany zamykaniem
dziennika.
Ace zrobił szybki rachunek
sumienia, kompilując w myślach wszystkie swoje wykroczenia z dzisiejszego dnia,
ale nie znalazł nic wartego uwagi, ba, szczerze wątpił w to, że w ogóle sensei
zdawał sobie sprawę, że zaspał na pierwszą lekcje, przykleił gumę do siedzenia
w autobusie i pokonał dystans dzielący go od schodów do klasy biegiem. Z
drugiej zaś strony mógł mu zaleźć za skórę tym, że uciął sobie drzemkę na
lekcji, czyniąc z ławki łóżko.
Potarł pulsujący z bólu kark i
potraktował brutalnie swoje rzeczy, wrzucając je pośpiesznie do torby.
– Słucham — ponaglił i oparł głowę
na łokciu, manifestując swój brak zainteresowania.
Wychowawca wcale się nie śpieszył.
Podszedł do okna i otworzył je na oścież, puszczając do dusznej klasy trochę
zbawczego powietrza, a następnie wyciągnął z tylnej kieszeni spodni papierosa i
zapalił. Zaciągnął się parę razy, wzdychając głęboko.
Ace, gdy wyczuł w powietrzu odór
papierosowego dymu, zmarszczył nos, nie mogąc przejść obojętnie obok
specyficznej postawy senseia, który powinien być autorytetem dla
młodzieży.
— W szkole nie wolno palić —
zwrócił mu uwagę i wzruszył ramionami, sygnalizując, że tak naprawdę nie
interesuje go szkolna etyka.
— Aha tak — westchnął obojętnie
sensei. Przybliżając sobie krzesło z charakterystycznym skrzypnięciem, usiadł
obok Portgasa, wydmuchując mu dym prosto w twarz. — Zgaduję, że tak też nie
można — odparł po chwili niewzruszony niesmakiem na twarzy ucznia.
— Tak, tak też nie można —
przytaknął Ace, odchylając się delikatnie na krześle, aby zaczerpnąć chociaż
cząstkowej ilości świeżego powietrza. Dla odmiany przyjrzał się uważnie
senseiowi, jakby miał przez sobą interesujący obiekt, którym zachwycają się
turyści w muzeum.
„Hipokryzja”, prychnął w myślach,
krytykując czerwony kolor włosów świeżo upieczonego wychowawcy. Zatrzymał
dłuższe spojrzenie na potrójnej bliźnie, zdobiącej w awangardowy sposób lewe
oko senseia i aż się wzdrygnął, analizując, że wcale nie mogły być skutkiem
pierwszego lepszego wypadku. Skończywszy studiowanie jego twarzy na
kilkudniowym zaroście, odkrzyknął, chcąc zwrócić na niego swoją uwagę.
— Zamieniam się w słuch —
powiedział skruszony, gdy zapanowała niezręczna cisza.
Akagami podskoczył w miejscu i
przeniósł powoli wzrok na jego twarzy, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że
nie jest sam w pustej klasie.
— Moje zainteresowanie przykuwa
legendarny klub — zaczął, każde słowo wymawiając powoli. Ace miał wrażenie, że
w ten sposób chce się upewnić, że je zrozumie. — Co możesz o nim powiedzieć?
— Niewiele — odparł, nie potrafiąc
zatuszować nutki zdziwienia, która zawładnęła jego głosem. Przez ciało Ace’a
przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy energiczne spojrzenie senseia, spotkało się
z jego własnym, utrzymując kontakt wzrokowy.
— Niewiele? — powtórzył za nim
wychowawca spokojnym głosem, jakby chcąc utrwalić sobie w głowie jego słowa i
upewnić się, czy dobrze usłyszał.
– Niewiele – powtórzył Ace i trochę
się rozluźnił, stwierdzając, że jego obawy były po prostu irracjonalne.
— Rozumiem. — Z ust senseia
wydobyło się pojedyncze westchnienie. Portgas szybko zinterpretował, że
mężczyzna wcale nie rozumie. — Słyszałem, że interesujesz się pirotechniką —
kontynuował. — To prawda?
— Tak, trochę się interesuje —
przytaknął Ace.
„Przed tobą się nic nie ukryje,
co?”, pomyślał złośliwie, zastanawiając się skąd już pierwszego dnia swojej
kadencji zaczerpnął takich informacji z pierwszej ręki. Nie ukrywał, że trochę
go to martwiło.
— Doskonale — odparł Akagami,
wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu. — Ile zajmuje konstrukcja
prowizorycznych ładunków wybuchowych? — zaciekawił się tonem kolekcjonera albo
kogoś, kto miał ochotę skorzystać z usług małego piromana. Portgas wiedział z
doświadczenie, że jedno nie wkluczało drugiego.
— Zechciałby ją sensei zamówić? —
zaciekawił się Ace, rozszyfrowując to jako sugestia.
— Ależ skąd! — zaprzeczył,
chichocząc. — Jestem tylko ciekawy — powiedział jakby od niechcenia, nie
spuszczając z czarnych oczu wzroku.
Ace, mając wrażenie, że sensei
przeszywa go na skroś spojrzeniem, skapitulował i spuścił wzrok. Mężczyzna
zachichotał.
— A bo ja wiem. — Portgas podrapał
się po podbródku w zamyśleniu. – Nie mam pojęcia — wyznał, zatrzymując wzrok na
tablicy.
Akagami Shanks, tak? Miał wrażenie,
że słyszał już gdzieś to nazwisko, ale problemem tkwi w tym, że nie mógł sobie
przypomnieć gdzie.
— Zawahałeś się — zauważył sensei,
chociaż w tonie jego głosu nie wyczuwał ani grama zaciekawienia — nadal był
spokojny, a tląca się w głosie charakterystyczna chrypka mogła być tylko
wynikiem częstej degustacji sake.
— Tak — nie zaprzeczył licealista.
— Dlaczego?
To pytanie zawisło na chwilę w
powietrzu. Ace wyprostował się, stwierdzając, że papierosowy dym stał się już
ledwie wyczuwalny i dopiero po chwili kontynuował rozmowę, ważąc ostrożnie
każde słowo z osobna.
— Zainteresowałem się kiedyś bobami
domowej roboty, ale nie chciało mi się tego wszystkiego czytać — wytłumaczył.
Jego wyniki w nauce nie świadczyły
o tym, że ciągnęło go do przyswajania wiedzy i prawda była także okrutna — nie
interesowała go nauka. Czas wolny wolał spożytkować na czymś o wiele
przyjemniejszym.
Sensei jego słowa kompilował
powoli, zaciskając zęby na filtrze.
— To zmienia postać rzeczy —
przyznał po chwili.
— Wydaję mi się, że nic nie zmienia
— zaprzeczył energicznie Ace, wstając i przywieszając torbę na ramię.
Akagami uniósł brwi, a na jego
twarzy odmalowało się zdziwienie.
— Co masz na myśli? — zapytał,
wyciągając niedopałek z ust.
Ace westchnął, pozwalając sobie,
aby jego twarz rozświetlił przyjazny uśmiech. Pochylił się nad senseiem,
zaciskając ciepłą dłoń na krawacie, zwisającym z jego smukłej szyi. Pociągnął
go delikatnie, zmuszając, aby stykali się nosami.
— Jesteśmy na siebie zakazani —
wydedukował Ace wprost w rozchylone usta Shanksa, które poruszały się
bezgłośnie, niezdolne do wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
Ace na ułamek sekundy otarł się
swoimi wargami delikatnie o wargi senseia, oblizując spierzchnięte usta.
Opuszkiem palca dotknął policzka mężczyzna i nie umknęło jego uwadze fakt, że
skóra nauczyciela była surrealistycznie zimna. „Jak u trupa”, pomyślał, gdy
serce zaczęło tłuc się boleśnie o żebra. Rozlśnił krawat na jego szyi,
przypominając senseiowi jak się oddycha
Na czole Akagamiego pojawiła się
pojedyncza zmarszczka. Wypuścił ze świstem powietrze i nabrał go z powrotem.
— Tylko tyle masz mi do
powiedzenia? — zapytał sensei, nie kryjąc rozczarowania.
— Obawiam się, że i tak
powiedziałem o kilka słów za dużo — odparł luźno Ace, jakby ich rozmowa
traktowała o czymś niezobowiązującym i odsunął się od senseia na bezpieczną
odległość, nie zakłócającej więcej ich przestrzeń osobistej. Był z siebie
dumny, że głos mu nie zadrżał.
— Będę cię mieć na oku — zapewnił
po chwili wychowawca. Wstał i odłożył krzesło na miejsce, prostując niedbale
dłonią pomięty krawat, który swawolnie zwisał mu z szyi.
— Jakieś podejrzenia? — zapytał profilaktycznie
Ace, poprawiając pasek torby, który upadł niesfornie na ramię.
— Spekulacje — poprawił sensei i
uśmiechnął się.
— Posłucham ich następnym razem —
zapewnił.
— Nie wyobrażam sobie inaczej.
— Będę mieć uszy i oczy szeroko
otwarte — odparł życzliwie Portgas. Pozdrowił go, życząc mu miłego wieczoru i
odszedł.
Zerkając nerwowo na zegarek.
Przełknął głośno ślinę, uświadamiając sobie, że jest grubo spóźniony.
Jasna cholera!
Rzucił ukradkowe spojrzenie
senseiowi i puścił się biegiem, zarażając swoją podświadomość chorym
optymizmem, że jeszcze nie jest za późno i zdąży.
Cdn.
Fan fiction jest inspirowane
pierwszym odcinkiem Hyouki, jak ktoś już zdążył się domyśleć, a więc na
upartego można pociągnąć to pod crossover. Akcja toczy się w fikcyjnym japońskim
mieście w prefekturze Gifu. Głównym motywem przewodnim będzie śledztwo, ale nie
mówię nic więcej. Mam nadzieję, że opowiadanie chociaż w wąskim stopniu
przypadnie wam do gustu. A jak w końcu mogę się wyżyć na swoim otp z łan pisu,
także no… ♥
Pozdrawiam~!
Nie oglądałam one pieców, także się nie wypowiem, ale ten...
OdpowiedzUsuńMój biedny Taiga, czemu nikt go nie lubi ;w;?
Dobsz, kiedyś (postaram się niedługo), jak będę miała czas i wenę, to ci coś tam napiszę.
Ja to nawet rzeki nie mam...
Tak, wszyscy jesteśmy z niego dumni ~
Nie irytuje. To moja słodka ciotka~
OdpowiedzUsuńNo patrz, tylko teraz muszę się zebrać...
Nie ma rzeki, nie ma mostu, a kamienie może się znajdą.
~
Buka go lubi, bo jest słodki, jak się rumieni, plącze i drapie po karku. O. I to taki uroczy tygrysek~
OdpowiedzUsuńTak, kamienie nie są złe. Można zabić porządnie, albo powoli kamienować^^
No właśnie, właśnie~ Też go nie jestem jego wielką fanką (moje serce ma Midorin), ale nie taki tygrys zły, jakim go malują, czy coś.
OdpowiedzUsuńOj tam męczące. Więcej zabawy.
Midoriiiiin~ *________*
OdpowiedzUsuńBym cię porównała do głównego bohatera Hyouki, ale ni cholery nie pamiętam, jak się koleś nazywał...
Pssst, jak kiedyś uda mi się dociagnąć Amnezję do końca, to chyba pomyślę o jakichś dłuższych MidoTakach c:
OdpowiedzUsuńłan pisa dawno nie było, aprobujem ♥
OdpowiedzUsuńew tak wlasnie czytam i takie "aw hyouka.. to jst hyouka.. aw aww... X HOUTARO X SATOSHIIIIIIIIIII ♥♥♥ napisz mi 8D
aw, Ace jest tutja takim miskiem pyskiem ze mam ochote go schrupać wyhugac zgwałcić i awww T_T ♥
dawno nie bylo ace`a ;; deficyt ace`a ;;
kanuuuś fajtoooo to opowiadanie juz ma miejsce w moim serduskzu ♥
Miło mi, że wywołałam taki... słowotok :)
OdpowiedzUsuńNiewyżyte ludzie, kurczę, dopiero były okołoseksy. Dość na rok co najmniej,
Kanon wącha kwiatki od spodu. Aczkolwiek dziękuję, miło ♥♥♥
Przyznam się szczerze, bez bicia, że dopiero wstałam i większa część twojego komentarza przewyższa moje zdolności zrozumienia...
OdpowiedzUsuńAle przecież to nie jest szlaban w ogóle na seksy, tylko na okoloseksy od Buki, także nie jest tak źle.
ale przecież on jest tragiczny!!! :oooo
OdpowiedzUsuńja bardzo lubie bluznic!
Usuńnie wyobrazam sobie radosnego opowiadania z ta para w roli glownej... pewnie dlatego ze fandom najczesciej pisze tylko takie.
/zreszta, od wiekow nic nie pisalam, wiec sie nie powinnam wypowiadac.
ot co.
czasami warto jednak zrobic sobie odskocznie od takiego angstu, bo jednak szczerze mowiac, za duzo go jest w tym fandomie; ; a to mnie bardzo boli, choc ostatnio jakos jestem na bakier z wieloma fandomami (bo jeden zajmuje mnie 24/h, ma na mnie monopol i jest mi z tym kurewsko dobrze)
Usuńzycie i studia uzarly mnie w tylek (znaczy sie codziennie jestem tak zajeta ze az nawet nie mam czasu na pisanie) - to jest slaba wymowka. a tak na serio, to wyszlam z wprawy, nawet nie potrafie napisac skladnego zdania. i tak niech pozostanie. tak jest najlepiej.
odpowiedz bedzie zaskakujaca: uta no☆prince-sama - ta seria zawsze za mna chodzila krok w krok, ale od jakiegos czasu, czyt. od czterech miesiecy moja milosc do niej nabrala niebotycznych rozmiarow.
Usuńkiedys na pewno minie, ale pewnie bedzie to wtedy gdy bede juz stara, brzydka i pomarszczona (o zaraz, ja juz taka jestem)! a tak mniej ironicznie, to nawet jeslibym chciala to nie potrafie niczego sensownego napisac, czasami nawet przylapuje sie na tym, ze chce skasowac wszystko to, co do tej pory spod mojej reki (znaczy sie, wiekszosc zdazyla juz wyladowac w koszu), skasowac wszystkie swoje konta na portalach spolecznosciowych (a zwlaszcza ff.net i ao3) i udawac ze nigdy nie nastapil w moim zyciu epizod zwany pisaniem.
chyba jestem jedyna osoba ktora lubi nanami oh well. gdyby ludzie grali tez w gry a nie tylko ogladali anime, to by zauwazyli ze ona wcale nie jest taka glupia, "cieple kluchy" czy cokolwiek. a wrecz przeciwnie, jak dla mnie takiej bohaterki pochodzacej z otome gry ze swieca szukac.
Usuń; ;
oj no bez przesady, sa i lepsze krotkie formy i lepsi ludzie, ktorzy je tworza. moje balansuja niebezpiecznie na granicy przecietnosci i tragizmu.
oj bez przesady! ja na przyklad zamiast powoli przygotowywac sie psychicznie i fizycznie na sesje-depresje to gram w gry (nie baczac na fakt iz mam mnostwo zaczetych, niedokonczonych i sciagnietych). w zyciu chyba nie skoncze tego wszystkiego.
Usuńno tak, to prawda. kazdy ma swoje pojecie na rozne tematy, gdyby nie to, to dawno juz wszyscy pozarlibysmy sie o nawet najbardziej blahe sprawy.
cieszy mnie to ze kazdy ma swoja opinie, tak przynajmniej jest ciekawiej.
*wzajemnie tula*
OdpowiedzUsuńweehee, czyli ktoś zauważył długą... dłuższą niż zwykle przerwę. I nawet tęsknił ♥
Zawsze jesteś pierwsza. Czasami mam wrażenie, że nic, tylko 24/7 oczekujesz na porno xDD. Chociaż pewnie się nie mylę~
Uwah, macają! A, niech macają na zdrowie~
UsuńBwww, nie bądź taka, bo się zarumienię *tsun tsun*
Tak, podzielam, podpisuję się. Mało porno czyt. Napisz cóś!
Macaj, ja postoję, nie wypada mi senpaiów (?) macać xDDDD
UsuńMało nas, mało nas do pisania porna *śpiewa* zattodoczytaniajestnascałemnóstwo *na jednym wdechu, jak psalm w kościele*
To ja czekam. (nie)cierpliwie.
E tam, ale i tak jesteś senpai. Senpai, notice me! *dżizas, wybacz, po prostu musiałam*
OdpowiedzUsuńProno xDDD Może być i prono.
Dobsz. Uzbroję się w cierpliwość, której nie mam.
Ach, senpai finally noticed me! *jeju, to już ta godzina...*
OdpowiedzUsuńPorno. Prono. Prnoo. Onopr. Nropo.
Ty lepiej ganbaruj.
Młoda, młoda. Ale ta w której wygaduję głupoty. Patrz, jak weźmiesz nowe KagaKuro i zasłonisz ostatni akapit, to masz czyste seksy :DDDDDDDD
OdpowiedzUsuńDobrze :*
Kolejne jakieś kryminalne opowiadanko w Twoim wykonaniu i tym razem w rolach głównych Shanks i Ace :D Ace jak zwykle rozwala od samego początku i zachowałaś jego charakter. Zachowanie czarnowłosego zawsze będzie mnie rozwalać, a przy rozmowie z Shanksem to już na pewno :D Jestem ciekawa co dalej wyniknie z tego wszystkiego, co to za zwłoki, o których wzmianka była na początku, no i przede wszystkim co z tym klubem Sakebi i czy Ace pozwoli się Shanksowi coś nieco o nim dowiedzieć :D Robienie domowych bomb pasuje do czarnowłosego ;) Jestem ciekawa jak to się dalej wszystko rozwinie :D Mam nadzieję, że w końcu pociągniesz te One Pieceowskie opowiadanka :) Życzę weny i czekam na kontynuację :D
OdpowiedzUsuńZaczynam naprawdę lubić ten pairing :D