SPOILER, dla tych, którzy raczej wolą poczekać
grzecznie na anime.
Himuro
targały sprzeczne uczucia, których nie potrafił zidentyfikować i wrzucić do
jednego worka. Z jednej strony miał serdecznie dość tego, że ponieśli tak
druzgocącą porażkę, z drugiej zaś w głębi duszy poczuł prawdziwą ulgę i coś na
kształt szczęścia.
Uśmiechnął
się gorzko na widok zapłakanej twarzy Murasakibary, zdjął ręcznik przerzucony
przez barki i narzucił go na jego głowę, wykorzystując okazję, aby poczochrać
jego przepocone, związane w kitę purpurowe włosy.
—
Proszę, nie becz, ludzie patrzą — upomniał, gdy Atsushi niemal zakrztusił się
łzami.
I nie wygaduj takich bzdur, że czułeś
znudzenie. Dałeś z siebie wszystko, przemknęło mu przez myśl, gdy środkowy
przygryzł wargę i nieudolnie starł łzy z mokrego policzka.
Prawda
była taka, że nawet Tatsuya, teoretycznie zawsze obojętny na ludzkie cierpnie,
czuł, że serce mu się krajało na widok rozklejonego Murasakibary, który miał
nawet problemy z oddychaniem.
Złapał
go za policzki i potrząsnął delikatnie ku górze, uśmiechając się przy tym, aby
tylko nie zwariować, aby także nie wybuchnąć płaczem. Przecież także nie chciał
przegrać, chciał pokazać, że nadal figuruje jako starszy brat, że to ich
drużyna jest najlepsza w kraju, że… że…
—
Czego ode mnie chcesz?! — wysyczał przez zaciśnięte usta Atsushi, gdy złapał
strategiczny oddech do płuc i szybko go zwrócił. Strącił dłonie Himuro z
łatwością, gdy ten westchnął tylko głęboko. — Nie potrzebuję pocieszenia od
takiego słabeusza jak ty, Muro-chin — postanowił i wstał, choć chwiejnie, za
wszelką cenę chciał utrzymać równowagę.
Himuro
w pierwszej chwili chciał zrobić tak wielki zamach i wpakować swoją pięść do
ust skacowanego moralnie Marusakibary, że aż sam się wzdrygnął na samą myśl,
wiedząc że prędzej ucierpi jego męska duma niż monstrualne ciało
środkowego.
Zamknął
oczy i policzył do dziesięciu, mimowolnie powstrzymując wzbierające się w
oczach łzy.
—
Pozwoliłem ci tylko zrobić kilka kroków ode mnie, Atsushi — odparował po
chwili, trzymając się twardo swojej zasady, że pierwsze trzeba przemyśleć, a
dopiero później dzielić się swoimi racjami z całym światem.
—
Jesteś kłamcą, Muro-chin — stwierdził dobitnie Murasakibara, gdy zrobił krok w
tył, wbijając tym razem spojrzenie w podłogę, aby tylko nie patrzeć na
rozochocony tłum na trybunach, aby nie zlokalizować na nich innych
przedstawicieli Generacji Cudów, albo, co najgorsza, Aka-china w swojej
skromnej osobie, któremu nie potrafił w tej chwili nawet spojrzeć w oczy.
Zacisnął dłonie w pięści.
—
Vice versa, Atsushi — skomentował tylko, bo wiedział, że ten buc, mimo że
ciągle wmawiał sobie, że to nie prawda, że tylko z powodu talentu jeszcze gra,
tak naprawdę kochał koszykówkę z całego serca. Inaczej nie rozkleiłby się jak
pierwsza lepsza dziewczyna zdradzona przez chłopaka.
Himuro
był pewny, że tego dnia koszykówka ich zdradziła, ale nigdy nie odwróciła się
do nich plecami, dlatego złapał umięśnione ramię Murasakibary i pociągnął go w
stronę szatni. Wcześniej jeszcze stanął na palcach i otarł rąbkiem ręcznika
kryształowe łzy z oczu szesnastolatka.
—
Wracajmy do szatni — podjął krótko, gdy Atsushi się posłuchał i zrobił krok do
przodu, uśmiechnął się delikatnie, jakby w geście triumfu.
—
Jeszcze chwilkę, Muro-chin — zdecydował nagle Murasakibara, wykręcając rękę
zdumionego Himuro. Lewą dłonią złapał za jego szyję, wskazujący palec
zatrzymując na łańcuszku, który zdobił szyję niższego kolegi z drużyny.
Do ciężkiej cholery, przemknęło Himuro
przez myśli, gdy z jakiegoś powodu jego serce zaczęło pracować dwa razy
szybciej. Spojrzał na Atsushiego prawie błagalnie, gdy ten pochylił się jeszcze
bardziej nad zaczerwionymi policzkami rzucającego obrońcy, dotykając spoconymi,
szorstkimi palcami jego wilgotnych policzków.
Zamknął
oczy, ażeby tylko Atsushi nie domyślił się, że potwornie się boi być tak blisko
niego.
—
Otwórz oczy, Muro-chin — poprosił Atsushi, a gdy Tatsuya poczuł jego oddech na
swojej szyi wzdrygnął się.
—
Wracajmydoszatni — odparł szybko, przełykając gulę, która wykreowała się w gardle,
skutecznie utrudniając trudną sztukę mówienia.
—
Otwórz oczy — powtórzył już trochę zniecierpliwiony Murasakibara, łaskocząc
nieświadomie Himuro swoimi długimi włosami po szyi.
—
A-le… — zająkał się.
—
Ja chcę — rzucił buntowniczo Murasakibara, jak dziecko, które żądało od
rodziców wymarzonego, acz niestety za drogiego jak na ich kieszeń prezentu pod
choinkę.
Tatsuya
wiedział, że żaden, nawet najbardziej dobitny i przekonujący argument, nie
będzie wstanie przebić nagłej zachcianki środkowego, więc posłusznie, acz z
lekkim uporem wykonał polecenie.
—
Podjąłem decyzję, Muro-chin — wyszeptał wprost w jego usta, zbliżając twarz ku
niemu jeszcze bardziej, tak, że stykali się nosami.
—
T-tak? — wychrypiał Tatsuya, zaniepokojony tą bliskością. Poczuł jak brakuje mu
oddechu, jak uszy przybierają kolor dojrzałego pomidora, jak jeszcze więcej
kropel potu gromadzi się na odsłoniętym karku.
—
Nie dam za wygraną — oświadczył wszem i wobec, składając usta w dzióbek, gdy
zaburczało mu w brzuchu, a Himuro mimowolnie zachichotał, nie mogąc się
powstrzymać.
—
Zjedzmy coś — podsunął, żałując, że wcześniej nie wpadł na takie proste wyjście
z tej sytuacji.
—
Jeszcze chwila, Muro-chin — wyszeptał Atsushi. — Dziękuję — odparł cicho, tak
cicho, że Himuro ledwo go usłyszał, jakby przyszło mu to z wielkim trudem.
Tatsuya
był w takim szoku, że aż rozchylił nieświadomie usta i przełknął głośno ślinę,
gdy rozgrzane wargi Atsushiego musnęły jego chłodnych.
Przegrana miała smak gorzej czekolady.
Murasakibara
Atsushi aż wzdrygnął się na samą myśl, gdy postanowił w końcu ruszyć swoje
cztery litery i udać się grzecznie do szatni.
Przerzucił
sobie Himuro przez ramię, jak szmacianą lalkę i, nie zważając na jego
wierzganie nogami i głośne protesty tym razem w języku angielskim, z których
nie zrozumiał za wiele, pomógł mu przedrzeć się przez rzekę ludzi
opuszczających stadion.
*
Nie zawiodę Cię. Myślałem tak, gdy spotkałem
cię po raz pierwszy, szczerze zdziwiony, że Japończyk może mieć ponad dwa
metry.
Nie zawiodę Cię. Myślałem tak za każdym
razem, gdy wchodziliśmy na boisko w akompaniamencie głośnych oklasków z trybun.
Nie zawiodę Cię. Myślałem tak za każdym
razem, gdy balansowałem pomiędzy innymi zawodnikami, podczas dryblowania z
piłką, wymijając wszystkich dookoła.
Nie zawiodę Cię. Myślałem tak za każdym
razem, gdy kozłowałem do samego kosza, podrywałem się z ziemi i wykonywałem
swój rzut, nad którym tak ciężko pracowałem tego lata, ubiegłego i jeszcze
następnego.
Nie zawiodę Cię. Myślałem tak za każdym
razem, gdy ocierałem spoconą twarz w przesiąkniętą potem koszulkę, gdy
uśmiechałeś się zdystansowanie, gdy wygrywaliśmy, gdy świętowaliśmy w swoim
małym, prywatnym zakresie.
Nie zawiodę Cię. Myślałem tak za każdym
razem, ale…
Uderzył
pięścią w kabinę prysznicową, gdy jego łzy zniknęły w odpływie razem z wodą.
Wiedział, że przesadzał, ale nie miał pojęcia, dlaczego aż tak bardzo bolała go
porażka.
Nie zawiodę Cię. Myślałem tak za każdym
razem, ale…
Zacisnął
mocno palce na pierścionku na swojej szyi. Westchnął głęboko, wystawiając głowę
pod bieżącą chłodną wodę. Zamknął oczy, aby ochłonąć i uspokoić skołatane
nerwy.
… gdy zawiodłem, zdałem sobie sprawę, jak
beznadziejnie cię pokochałem.
Szarpnął
mocniej za rzecz, która była jednym materialnym dowodem na to wszystko, co
działo się w przyszłości, a zrobił to tak mocno, że srebro werżnęło się w
skórę, a po plecach poleciała stróżka krwi, która, podobnie jak łzy, zginęła w
odpływie.
Kilka
minut później, nadal prowadząc sam ze sobą egzystencjalny dialog, wyszedł z
łazienki, opatulając się szlafrokiem. Nucąc pod nosem pewną dramatyczną
piosenkę, która miała na zadanie postawić go na nogi, wszedł do małego,
hotelowego pokoju, żałując, że nie załapali się na ostatni pociąg do Akity.
Stanął
wpół kroku, przecierając z niedowierzaniem oczy.
—
Co ty tu robisz? — zapytał zszokowany jego obecnością.
—
Szukam — wytłumaczył pokrętnie i niczym niezrażony kontynuował pastwienie się
nad torbą Himuro.
—
Nie znajdziesz tam żadnych słodkości — odparł, przeczesując mokre włosy
palcami.
—
A gdzie je znajdę?
—
W sklepie, w automacie — wymieniał nieporadnie.
Idź sobie, cholero!
—
Jesteś jak zwykle nieprzygotowany, Muro-chin — stwierdził niepocieszony Murasakibara,
wkładając głowę do torby, wyciągając z niej sportowe adidasy, ręcznik, do
połowy wypitą butelkę wody i strój drużynowy Yosen. Rozrzucił to po wszystko
dookoła i podrapał się w zamyśleniu po głowie.
—
Nie możesz zabijać ciągle smutków słodyczami, Atsushi — próbował mu przemówić
do rozsądku, gdy nawet sprawdził boczne kieszenie, których Himuro nie używał i
dobrze o tym wiedział. — To takie dziewczęce — dodał, mając nadzieje, że kolega
z drużyny się obrazi i sobie pójdzie.
Himuro
potrzebował samotności, chciał dać upust emocją z dala od uporczywych gapiów, z
dala od niego. Ale za nim zdał sobie sprawę, Atsushi zagasił światło i podszedł
do niego bliżej.
—
Gdzie podział się łańcuszek? — zapytał Murasakibara, wodząc palcami po jego
szyi.
—
Już go nie potrzebuję — odpowiedział Himuro, a jego twarz rozświetlił radosny
uśmiech.
Jedynej osoby, którą potrzebuję, jesteś ty.
—
Nie wygadaj bzdur, Muro-chin — odpowiedział ze złością w głosie Murasakibara,
gdy podszedł do niego tak blisko, że nos Himuro o mały włos nie zderzył się z
jego torsem.
Tatsuya,
czując ciepły oddech na swoim karku, zadrżał nagle i zamarł bezruchu. Zdał
sobie sprawę, że opuścił gardę, gdy upadł na miękką poduszkę, obezwładniony
przez silny uścisk.
—
Co ty robisz ze swoim życiem? — mruknął Murasakibara, upadając tuż obok.
Ciemność
sprawiła, że Himuro widział tylko kontury twarzy Atsushiego, który zachichotał
nagle, trzęsąc się ze śmiechu.
—
Idź do siebie — ponaglił go, gdy ręce wielkoluda spoczęły na jego
roznegliżowanym torsie.
—
Wrony. Nie chcę — odparł. — I wiesz, co? Dałem z siebie wszystko, bo obiecałeś
tort czekoladowy, jeśli potraktuję ich serio, Muro-chin — szepnął Murasakibara
i na samą myśl oblizał usta, przyglądając się jak Himuro chowa twarz w
poduszce, aby nie pokazywać całemu światu swoich zaczerwienionych uszu i
policzków.
Czego ode mnie chcesz?
—
Ale na przegraną mogą być truskawki, Muro-chin — zdecydował, przez chwilę
szamotając się z nim, aby puścił poduszkę. Dopiero później Himuro zdał sobie
sprawę z sensu jego słów, gdy ustami pieścił jego kark.
A
gdy całował go w usta, pojął, że hotelowy budżet musiał zostać zapatrzony żelem
pod prysznic o smaku truskawki.
Wygrana miała smak słodkiej czekolady.
Murasakibara
uśmiechnął się o dziewiątej wieczór, gdy Himuro przestał się wiercić i w
końcu zasnął.
I
to mu wystarczało.
Koniec.
I
w sumie sama nie wiem, czy to miniaturka, czy zakrawa o coś dłuższego. No,
wiem, że także nie pokrywa się jakoś cudownie i klarowanie z mangą, ale ja
wierzę w MuraMuro i ich urok. XD
Poza
tym nie wiecie jak ciężko przyszło mi napisać, że Murasakibara ma szesnaście
lat. Jak dla mnie oni wszyscy mają co najmniej pod dwadzieścia jeden,
ewentualnie minus albo plus jeden.
Zdrówko!
jak pisałam tą nekrofilię to nawet przez myśl by mi nie przeszło, że na martwym penisie może się bujać Akashi c:' on ma od tego Ryoutę
OdpowiedzUsuńja duzo osób ubijałam w tym opowiadaniu 8D tajemnicza Suzu ujawni się w 7.
ja w sumie też D: Akashi musiał mieć dzień dobroci dla zwierząt
akashi ma swój własny mały świat pełen porna Kise i krwi ;_; ♥
jakie perwers D: mężczyżni już od swoich narodzin są gotowi do stosunków bo wytwarzają spermę c: tylko po prostu niektórzy szybciej zaczynają mieć mokre sny, a niektórzy wcześniej~
uwa MuraMuro, wrócę tu ♥
dobry dobry wróciłam sobie poczytać jakieś szekszowne shoty @w@
Usuńmuramuro aw jaram się ♥
murasakibara płacze ;_; oh jesu mój biedny misiek ♥ himuro mu powinien kupić na pocieszenie zapas słodyczy
uwoo mukkun jest niemilyyy :< i muro-chin tez... kochajci sieeee a nie D: / rzuca w nich klawiaturą
uwo maca go *-* / fangerl
himuroo otworz oczy jak cie twoje seme tak ladnie prosi D:
buziaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak ♥♥♥
jasne jasne pewnie jakiegos lubrykantu szukal albo czegos xD
lubie motyw łancuszka ♥
uwo sodkieeee ;-; ♥ mukkun to taki awaśny misiaczek ♥
dobrze myslisz bo wlasnie dodalam c:
Usuńbez Aomine ten shot by mi w ogole nie wyszedl :< ba ze tak. aomine to urodzony pedal do ruchania blondynek~
Cześć, Kanako!
OdpowiedzUsuńPomijając, że Kuroko no Basket porzuciłam dawno temu (i nawet nie wiem dlaczego, bo z tego co pamiętam to mi się nawet podobało o.O) i nie bardzo orientowałam się o co tutaj chodzi, to miniaturka bardzo mi się podobała. Rzuciło mi się w oczy kilka błędów:
"(...) tak druzgocącą porażką" - mała literówka, "porażkę".
"Wracajmydoszatni" - a tu zjadło spację.
"Przerzucił sobie Himuro przez ramię, jak szmacianą lalką" - i tu mała literóweczka, "lalkę".
"(...) pomógł mu przedrzeć się przez rzekę ludzi upuszczających stadion." - opuszczających.
Tyle wyłapałam"
I w ogóle to szykowałam przemowę na temat Twoich skasowanych blogów, ale doszłam do wniosku, że jeśli wszystkie Twoje opowiadania mają być w jednym miejscu, to nawet lepiej. Przynajmniej jest jakaś gwarancja na to, że nie tego nie skasujesz tak szybko... Prawda?
No w każdym razie czekam na reaktywację "Ogniem i dymem" i inne teksty Twojego autorstwa.
No nic, ja uciekam.
Buziaki. ; *
Yaaaaaay, jak ja lubię MuraMuro *-* Nawet mimo mej czystej ( wielu powiedziałoby że patologicznej) obsesji na punkcie MuraAka ;o__
OdpowiedzUsuń"strój drużynowy Sosen." - Yosen~
Akcja z "dziękuję" jest mega urocza, to słowa które nie każdy jest w stanie wypowiedzieć bez problemu, a więc sposób w który to przedstawiłaś bardzo mi się podoba. Trochę mniej mi się podoba to zdanie - "(...) Myślałem tak za każdym razem, gdy spotkałem cię po raz pierwszy(...)" - no bo pierwszy i jedyny, czyż nie? :D
Ogółem miniaturka mi się podoba, przeczytałam ją już jakiś czas temu i od dawna przymierzałam się żeby wreszcie napisać komentarz, wybacz że robię to dopiero teraz ;w;
Albowiem o sprzęt swój trzeba dbać! *-*